Starożytni Słowianie wierzyli w bardzo wiele demonów, a niektóre obrzędy przetrwały do dziś

Kategorie: 

Foto: solarseven / 123RF Zdjęcie Seryjne

Bogowie słowiańscy zostali utopieni w Dnieprze i Zbruczu ich popioły zostały wywiane ze zgliszcz Arkony a święte gaje wykarczowane przez krzewicieli nowej wiary. Jednak mglista pamięć o nich przetrwała w świadomości współczesnych czasem pokryta obcym nalotem i częściowo schrystianizowana.

 

Słowiański folklor roi się wręcz od różnych istot, które niegdyś otaczały bogów pierwszego rzędu, a po zniszczeniu miejsc kultu kontynuowały swój byt w kręgu domowym. Pomagały ludziom rozumieć budowę świata i jego fazy.  Szczególna role dla naszych przodków odgrywały dusze zmarłych, członków rodziny lub bliskich osób. Wierzono, że dusza jest obrazem, kopią człowieka za życia.

 

Obraz ten po śmierci człowieka odlatuje z wiatrem w zaświaty gdzie przebywa, ale może powracać jeść, pić. W celu zapewnienia spokoju duszom zmarłych Słowianie odprawiali rozbudowane ceremonie pogrzebowe. Aż do nadejścia chrześcijaństwa dominował pochowek w formie ciałopalenia, który miał oczyszczającą moc słońca i ognia. Choć u Słowian bałkańskich znane są cmentarzyska szkieletowe, tu należy się dopatrywać silnego wpływu Awarów.

 

Informacji o obrzędach ciałopalenia dostarcza nam arabski kronikarz Ibn Rosteh  IX-X w.  “Kiedy kto z nich umrze, palą go w ogniu, zaś ich kobiety, kto gdy im umrze, krajają sobie nożem ręce i twarze, Gdy zmarły zostanie spopielony, udają się do niego nazajutrz, biorą popiół z owego miejsca, dają go do popielnicy i stawiają  ją na pagórku”  Słowianie wschodni jeszcze w XIX wieku wznosili nad takim pochowkiem niewielkie domki. Ciekawa jest tez relacja czeskiej kroniki Kosmasa, która wspomina  “pogrzeby, które odbywały się po lasach i na polach i korowody, które odprawiali podług  pogańskiego zwyczaju, na dwóch i trzech rozstajnych drogach jakby dla spokoju duszy.

 

Także i bezbożne igry, które  wyprawiali nad swoimi zmarłymi tańcząc z nałożonymi na twarz maskami i wywołując cienie zmarłych. Z tekstów bizantyjskich i arabskich wiemy o obrzędach,  w których występowało dobrowolne lub nie, zadawanie sobie śmierci przez wdowę. Tak jak dary grobowe jest to wyrazem przekonania, że dusze nieboszczyka trzeba wyprawić na tamten świat wyposażona we wszystko, czego może potrzebować i nie miała, po co wracać. Ważnym elementem obrzędów pogrzebowych były stypy, po staropolsku strawie, po starorusku triznie a chorwacku karminie. Stypę odprawiano w czterdzieści dni po śmierci lub w rocznice śmierci. 

 

Zapisy folklorystyczne z Polski mówią o zwyczaju pozostawiania wolnego miejsca za stołem dla zmarłego. Na Białorusi gospodarz wywołuje zmarłych przodków wypowiadając słowa “Świeci dziadowie, przychodźcie do nas wieczerzać. Proszę was na wieczerzę”. Niekiedy odbywa się to przy grobie, co przyjęli i zachowali Romowie. Pośród Słowian wschodnich i południowych wierzono, że dusza, aby dostać się na tamten świat musi przejść  przez rzekę czasem po moście albo w bród. Aby ułatwić to zadanie budowano kładkę przez potok czasami z wycięciem śladu ludzkiej stopy. Wrzucano też do trumny grosz na zapłatę za przewóz.

 

Słowianie nie obawiali się dusz zmarłych, którzy odeszli w sposób naturalny. Ich obecność była nawet pożądana. Z tej grupy wywodzą się demony ludziom przyjazne  okazujące im swa pomoc, pomnażając dobytek, chroniąc zabudowę i plon. Do tej grupy powrócę później, lecz najpierw  omówię istoty, których się bano i wystrzegano. Różne wiedźmy, zmory i upiory rekrutowały się z dusz ludzi zmarłych gwałtownie lub nieszczęśliwie  np.  topielcy, dzieci niechrzczone, samobójcy porońce, kobiety zmarłe w czasie połogu, narzeczeni bezpośrednio przed ślubem. Istoty te maja wiele cech wspólnych jak czasowa niewidzialność, ciemna lub czerwona skóra, niewielki wzrost, obfite owłosienie gęste brwi, osobliwe zęby, duże wargi, długie sutki brak lub nadmiar palców, często zwierzęce lub ptasie stopy.

 

Istoty te potrafią się przedzierzgać w zwierzęta lub ptaki. Potrafią się uprzykrzać ludziom na wiele sposobów. Najczęściej wywołując choroby. Osobliwością wyobraźni Słowian jest załaskotanie lub zagłaskanie na śmierć. Demony duszą, straszą jękami, śmiechem, jeżdżą na ludziach, wysysają krew i mleko, odmieniają niemowlęta, meczą ciężarne kobiety a czasem nawet porywają młode dziewczyny, wchodzą w stosunki płciowe z ludźmi.

 

Wczesną formą jest strzyga lub w wersji męskiej  strzyż i strzygon. Nazwa pochodzi z łacińskiego striga i greckiego striks. Jest to inwencja słowiańska nałożona na rodzimego wampira, czy upiora.Za strzygi uważano  dusze ludzi urodzonych z dwoma duszami dwoma sercami i drugim rzędem zębów, za strzygę uważano też noworodki urodzone z wykształconymi zębami. Kiedy za życia zidentyfikowano strzygę wypędzano ją z siedzib ludzkich. Strzygi ginęły zazwyczaj młodo i kiedy jedna dusza odchodziła druga żyła nadal i by przetrwać musiała polować. Latała, więc w nocy pod postacią sowy wysysała krew i wyżerała wnętrzności. Oprócz polowania mściła się na ludziach za krzywdy doznane za życia. Podobnie jak upiora i wampira strzega można było zabić wbijając gwoździe lub pale w różne części ciała. Upiory napastują własną rodzinę wchodzą w stosunki z żywymi  i swoimi żonami, czym powodują korowód śmierci. Epidemia strachu wywołana serią zgonów na wsi wywoływała magiczne działania wobec zwłok uznanych za wampira czy upiora.

 

Dokonywano tego przed pochowkiem lub na zwłokach wydobytych z groby. Rzucano do trumny mak, trumnę przygniatano głazem, czasem posuwano się do kaleczenia zwłok przebijając pierś lub głowę  dużym gwoździem lub kołkiem. Na Rusi składano upiorom ofiary próbując je przebłagać. Nazwy tych upiorów przetrwały także w nazewnictwie miejscowości w Polsce mamy Wapiersk a pod Rypinem są Strzygi. Także dusze  niemowląt zmarłych przed chrztem lub spędzonych płodów oraz młodych dziewcząt  potrafią być mściwe, złośliwe i wrogie chodzi im o zemstę za przerwane życie .Przyjmują one formę dzikiego piszczącego ptactwa napadając na kobiety ciężarne i rodzące. W Bułgarii znano je, jako navi w Serbii, jako navije , Słowenii  navje a w Polsce i na Ukrainie latawce lub porońce.

 

Powróćmy teraz do duchów i demonów domu, zagrody i roli, czyli  duchów rodzinnych opiekujących się podstawową jednostką społeczną. Duchy domu są przyjazne i pożyteczne uznawano, że  przebywają  za piecem na strychu  pod podłogą lub w chlewie, uznawano je za członków rodziny. Ducha domowego nazywano po prostu  domowym lub domownikiem czasem gospodarzem i ojczulkiem. Cechowała go  gospodarność i współodpowiedzialność za dom i przychówek, wieszczył także członkom rodziny rzeczy dobre i złe. Jeśli rodzina przenosiła się do nowego domu  uroczyście upraszano go o pójście z nimi. Domownik niekiedy pokazywał się ludziom, ale zawsze w nocy.

 

Wyobrażano go sobie, jako czarnego i rogatego, ale najczęściej  przypominał głowę rodu lub siwego starca przypominającego zmarłego dziada lub ojca ubranego oczywiście na chłopską modłę. W niektórych regionach dodawano mu żonę zwaną domacha lub domowicha, która wyłaziła spod podłogi  i przędła. Domowego odżywiano by miał sile przepędzać obce i inne szkodliwe duchy jak złośliwego  bannika ducha łaźni lub owinnika, ducha gumna.

 

Do innych nie przychylnych duszków domowych należały  nocnice wywołujące bóle piersi matek oraz płacz i krzyk dzieci. U nas znamy je, jako płaczki a na Rusi, jako płaksy. Rosyjski  historyk Michaił N. Tichomirow wspomniał o swojej gospodyni rodem ze wsi, która co wieczór zostawiała miseczkę mleka dla domowego. Domowy potrafił także być groźny, kiedy niezadowolony z domowników, potrafił  swym pocałunkiem wywołać pryszcze na ustach a nawet pobiciem połamać kości. W Polsce Duch domowy znany był pod nazwa Żyrowego  (od słowa żyr, czyli tłustość).

Wyobrażenie ducha domowika

Z kultem ducha domowego wśród Słowian południowych  łączy się cześć węża domowego. Na Białorusi trzymano po domach zaskrońce. W Serbii żmija cuvakuca, co znaczy ta, co czuwa nad domem w Chorwacji jest to żmija kucarica. W Bułgarii znają stopana, który w zamian za opiekę upomina się o jedzenie. Ofiarę składa mu najstarsza kobieta zarzynają nad ogniem czarna kurę tak by krew spłynęła do dołka zakrywanego potem ziemią. Cząstki kury wraz z chlebem i winem zanoszono mu na strych.

 

Podobny zwyczaj  praktykowano w Polsce jeszcze w XII wieku  w czasie budowy nowego domu lub studni zakopywano w narożniku ofiarę zakładzinową w postaci czarnego koguta jajka albo głowy zwierzęcia. Dowodem na to są wykopaliska w Szczecinie i Gdańsku, można w tym widzieć ofiarę dla duchów domowych. Upraszają domowego o opiekę nad całym grodem.

 

Ofiara zakładzinowa znaleziona pod wałem grodu z VIII wieku w Bonikowie, składała się z kilku garnków z kaszą, zbożem, mięsem i napojami. Do zapożyczeń germańskich należą znane w Wielkopolsce , Czechach w Słowenii  skrzaty  (z germańskiego  scrato) podobnie polski chobold pochodzi od germańskiego  kobold,  lecz są to zapożyczenia dosyć późne i pochodzą z czasów pełnego średniowiecza. Do zapożyczeń  bałtyjskich i ugrofińskich należą krasnoludki , kraśniaki i małoludki.

 

Ważne miejsce w demonologii  Słowian zajmuje południca. Jest to demon kobiecy  powstający z wiru powietrznego. Pokazuje się w samo południe w najgorętszej porze dnia. Może być  niebezpieczna dla pracujących w polu. Południca zwykle przechadza się miedzami łamiąc ludziom karki. Mimo to miała za zadanie ochronę zboża.

 

 

Ocena: 

3
Średnio: 3 (2 votes)
loading...

Komentarze

Portret użytkownika Lucifer

Niech każdy sobie wybierze

Niech każdy sobie wybierze drogę jaką chce iść i dokąd.
Niech każdy będzie sam dla siebie Autorytetem.
 
Statystyczne dziecko statystycznego Polaka-katolika jest już od niemowlęctwa deformowane umysłowo poprzez tresurę, jakiej nie powstydziliby się nawet wybitni artyści cyrkowi. Niebawem po urodzeniu dokonuje się na bezbronnym dziecku przemocy polewając mu główkę zimną wodą i - nie pytając go o zdanie - wcielając je w szeregi wyznawców katolicyzmu. Następnie, kiedy tylko zacznie ono komunikować się z otoczeniem, podejmuje się tresurę - każe się składać rączki, kreślić w powietrzu tajemnicze znaki, klękać na kolanka przed obrazkami i powtarzać niezrozumiałe dla dziecka słowa - zaklęcia. Zanim dziecko owo zacznie cokolwiek rozumieć z otaczającej go rzeczywistości, wbija mu się do główki system pojęć i znaków, a także gestów i zachowań, które w rezultacie wywołują u dziecka odruchy warunkowe, jak u słynnego psa Pawłowa. Wprowadza się do świata dziecka fikcyjne postaci, jak "bozia", której musi ono oddawać cześć i która jest uniwersalnym instrumentem do tresury w rękach rodziców. Za pomocą tego instrumentu wymusza się na dziecku wszelkie czynności i postawy strasząc, iż "bozia" pogniewa się lub przeciwnie - nagrodzi za uległość.

Niezdolne więc jeszcze zupełnie do myślenia abstrakcyjnego dziecko umie już bardzo dobrze składać rączki, żegnać się, klękać i klepać niezrozumiałe paciorki oraz operować takimi pojęciami jak bozia, pacierz, modlitwa i pochodne z tego leksykalnego "skarbczyka". Kiedy więc owo dziecko zaczyna wreszcie coś "kumać" ma już gotowy obraz świata i nie musi dociekać co, jak i po co. W następnej kolejności dowie się niechybnie na lekcji religii w przedszkolu, a potem w szkole o raju, Adamie i Ewie, grzechu pierworodnym, arce Noego oraz wszystkiego pozostałego, co niezbędne jest do objaśnienia rzeczywistości. W rezultacie, wchodząc w wiek dojrzewania, polskie dziecko jest niemal całkowicie pozbawione własnego, krytycznego spojrzenia na świat, a podporządkowane jedynie słusznej jego wizji, zarządzanej przez rodziców i Kościół Katolicki.

Nic więc dziwnego, że uzyskując pełnoletność nie przyjdzie mu nawet do głowy, że owa "bozia" to tylko hipoteza, a wszystko, co z nią związane to wyobrażenia, gdyż nikt nigdy żadnej "bozi" nie widział, nie słyszał ani w żaden inny sposób nie stwierdził wiarygodnie jej istnienia.

Dorosły już człowiek, po kilkunastoletniej katolickiej tresurze, nie jest więc w stanie wychylić się poza klapki umysłowe, które mu zafundowano u zarania życia i zreflektować się, że Bóg, życie wieczne itp. to, owszem, bardzo pociągająca, atrakcyjna idea, jednak będąca wynikiem myślenia życzeniowego, marzeń człowieka, które skutecznie tłumią lęk przed śmiercią i nicością.

Że w rzeczywistości, w której żyjemy, nic nie jest wieczne, nawet gwiazdy i cały Kosmos, że na żadne "niebo" nie ma po prostu miejsca w pustej, zimnej przestrzeni, i że nawet zjawiska niematerialne jak np. magnetyzm czy promieniowanie też są ograniczone w czasie i przestrzeni. Wyśniony i utęskniony "raj" oraz wieczność musiałyby w sensie dosłownym być nie z tego Wszechświata, a przecież o istnieniu jakiegoś innego nic nie wiadomo.

Dla „poprawnie” ukształtowanego czyli wytresowanego i ułożonego katolika Bóg to jakby realna istota, obecna w jego świadomości i otoczeniu "od zawsze", w dzieciństwie jako "bozia", a następnie jako Bóg-ojciec, stwórca wszystkiego i najwyższy sędzia. Przeświadczenie to jest tak głęboko zakodowane w mózgu przeciętnego katolika, że nawet bezsporne osiągnięcia nauki, negujące niemal w całości sens i wiarygodność przekazów biblijnych, na których opiera się religia katolicka oraz detronizujące po kolei wszystkie cuda-niewidy, służące za dowody działania "sił nadprzyrodzonych", nie są w stanie zbić z tropu takiego osobnika i wywołać u niego proces myślowy weryfikujący wbite mu do głowy aksjomaty i dogmaty.

A jeśli nawet przez niewielką chwilę błyśnie mu czasem jakaś heretycka myśl, to ów katolicki "software", którym został sformatowany i zaprogramowany, natychmiast kasuje wszelkie wątpliwości i rozterki przywracając "porządek" i przeświadczenie, że normą jest niewątpliwie teologiczny obraz świata, a wszelkie odmienne poglądy herezją i barbarzyństwem, bądź – w najlepszym razie - głupotą.

Stąd też właśnie bierze się taki niewstrzymany speed oraz zasoby energetyczne, jakie prezentują na różnych forach niektórzy dyskutanci, zaangażowani czynnie po stronie klerykalno-katolickiej. Ja nawet wierzę, że część z nich kieruje się dobrymi intencjami mając poczucie misji do spełnienia. Bieda cała w tym, że także oni dotknięci są przypadłością, która ogranicza im pole widzenia i nie pozwala wyjść poza horyzont własnej, uformowanej trwale i niezmiennie umysłowości człowieka zaprogramowanego na jedną "melodię".

Obecnie, w teokratycznym niemal państwie polskim, do Kościoła dołączyły też inne instytucje "zarządzające" człowiekiem, jak np. wojsko czy policja, gdzie obrzędy religijne są już w porządku niemal wszystkich uroczystości i gdzie wykonuje się je po prostu na rozkaz.

Trzeba ogromnej wyobraźni oraz niezwykłego hartu ducha i siły woli aby przeciwstawić się temu zniewoleniu światopoglądowemu i podjąć walkę o faktyczną wolność słowa i sumienia, zapisane w polskiej ustawie zasadniczej.

Do walki takiej większość populacji nie ma po prostu kwalifikacji intelektualnych i charakterologicznych, jest z góry skazana na powielanie tego schematu z pokolenia na pokolenie.

Tym bardziej, że w sprawie wychowania dzieci niemały zamęt wprowadza konformistyczna i kunktatorska w wielu kwestiach Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej, która już w sprzecznym wewnętrznie art.48 o brzmieniu: "Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania" tworzy karkołomną, paradoksalną konstrukcję logiczną czyniąc ten przepis czysto retorycznym i niewykonalnym.

Jak bowiem pogodzić wpajanie dziecku własnych przekonań religijnych zapewniając mu jednocześnie wolność wyznania i prawo do przekonań odmiennych? A skąd niby owo dziecko ma brać te odmienne przekonania, skoro od niemowlęctwa wbija mu się do głowy tylko jeden model świata, a za wszelki opór w tej materii grozi kara najwyższa, czyli "szlaban" na komputer i gry?

Pod tym względem moje pokolenie miało o niebo lepiej, bo za odmowę pójścia w niedzielę do kościoła dostawałem tylko pasem w dupę, ale pieczenie tyłka po kwadransie przechodziło i dalej miałem już święty spokój, aż do następnej niedzieli Smile

Obłudni konstruktorzy polskiej Konstytucji z 1997 r. nie poprzestali bynajmniej na hipokryzji artykułu 48, ale kontynuowali ten sposób myślenia również w art. 53 pisząc:

1. Każdemu zapewnia się wolność sumienia i religii.

2. Wolność religii obejmuje wolność wyznawania lub przyjmowania religii według własnego wyboru oraz uzewnętrzniania indywidualnie lub z innymi, publicznie lub prywatnie, swojej religii przez uprawianie kultu, modlitwę, uczestniczenie w obrzędach, praktykowanie i nauczanie. Wolność religii obejmuje także posiadanie świątyń i innych miejsc kultu w zależności od potrzeb ludzi wierzących oraz prawo osób do korzystania z pomocy religijnej tam, gdzie się znajdują.

3. Rodzice mają prawo do zapewnienia dzieciom wychowania i nauczania moralnego i religijnego zgodnie ze swoimi przekonaniami. Przepis art. 48 ust. 1 stosuje się odpowiednio.

4. Religia kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej może być przedmiotem nauczania w szkole, przy czym nie może być naruszona wolność sumienia i religii innych osób.

Przeczytawszy ten kolejny fragment ustawy zasadniczej, która jak chyba żadna inna – w demokratycznym świecie - poświęca tyle miejsca religii, chciałoby się ponownie zapytać:

- W jaki sposób można zapewnić dziecku, gwarantowaną w art.48 oraz w pkt.1 art.53, "wolność sumienia i religii", skoro jednocześnie rodzice mają prawo lepić dziecko jak glinę na swoją modłę, izolując je od wszelkich konkurencyjnych poglądów i przekonań?

- Jak w warunkach szkolnych, gdzie presja psychologiczna, biorąca się z "praw stada", tłamsi wszelkie odmienności światopoglądowe, a religia - przedmiot zajmujący się hipotezami i wyobrażeniami - jest traktowana jak obowiązująca norma społeczna, można uniknąć naruszania tejże wolności sumienia, w tym również prawa do wolności od wszelkich religii?

Mnie, osobiście, te nielogiczne i kunktatorskie konstrukcje konstytucyjne przypominają słynne niegdyś rozporządzenie peerelowskiego ministra przemysłu spożywczego, który w latach 80. w dobie kryzysu zaopatrzeniowego, spowodowanego zachodnimi sankcjami handlowymi wobec Polski, jako "kary" dla polskich władz za wprowadzenie stanu wojennego, zarządził aby "producenci wyrobów czekoladowych ograniczyli udział kakao w wyrobach, podnosząc jednocześnie jakość tychże wyrobów". Która to jakość, jak powszechnie wiadomo, zależy głównie od … ilości kakao w czekoladzie. J

Podobnie jest z religią w polskiej Konstytucji, która np. w pkt.1 art.25 stanowi, że

"Kościoły i inne związki wyznaniowe są równouprawnione", ale już w pkt.4 stwierdza: "Stosunki między Rzecząpospolitą Polską a Kościołem katolickim określają umowa międzynarodowa zawarta ze Stolicą Apostolską i ustawy."

Jakaż więc jest to równoprawność, skoro katolicy i ich organizacja mają zabezpieczone wszelkie przywileje i interesy ustawowo oraz w drodze umowy międzynarodowej, a tacy np. wyznawcy Kościoła Latającego Potwora Spaghetti muszą pokornie czekać na werdykt Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji czy urzędnicy uznają ich wiarę za godną legalizacji i urzędowej pieczątki, czy za fiksum dyrdum i każą im "spadać na drzewo"?

Z kolei z pkt.2 art.25 w brzmieniu: "Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym" wojujący katolicy czytają tylko drugą część zdania złożonego, interpretując je w dodatku jako prawo do stopniowego opanowywania całej przestrzeni publicznej - stawiania kapliczek i wieszania krzyży gdzie tylko się da.

W tym przypadku jest to również wynikiem zgniłego, konformistycznego sformułowania, które brzmi sprzecznie, bo jak można zapewnić bezstronność władzy, obwieszając urząd, w którym ta władza pracuje i decyduje, symbolami religijnymi, nie pozostawiającymi wątpliwości kto tu naprawdę rządzi?

Niestety, nikt z luminarzy nauk prawniczych nie ośmielił się dotąd wyprowadzić opacznych interpretatorów prawa konstytucyjnego z błędu i wyjaśnić, że swoboda wyrażania własnych przekonań światopoglądowych w życiu publicznym, nie oznacza uprawnienia do zawłaszczania przestrzeni publicznej i naruszania tym samym identycznego prawa innych osób. Publiczne wyrażanie przekonań to możliwość organizowania publicznych uroczystości religijnych – nabożeństw, mszy, procesji, pielgrzymek itp. W życiu powszednim obowiązuje natomiast art.5 kodeksu cywilnego, który mówi o obowiązku przestrzegania zasad współżycia społecznego, czyli m.in. poszanowaniu przekonań i praw innych ludzi, z czym zawłaszczanie przestrzeni publicznej przez jedną grupę wyznaniową, nawet bardzo liczną, jest rażąco sprzeczne.

Tak, oto, z kwestii wychowania (a właściwie tresowania) dzieci w duchu katolicyzmu przeszedłem niechcący do „wychowywania” przez bigoterię katolicką reszty społeczeństwa polskiego, które – zdaniem sfanatyzowanych „obrońców” religii powinno się im podporządkować.

Ale czemuż się dziwić – czym skorupka za młodu nasiąknie …. Ponieważ sami zostaliśmy wytresowani, będziemy „jak Bóg przykazał” tresować następne pokolenia!
Wiedza a Fanatyzm to dwie różne rzeczy co jest wiedzą jest wyjaśnione tutaj:
http://www.eioba.pl/a/40c4/zdrowo-myslenie
[ibimage==17312==50_procent==Oryginalny==self==null]

Portret użytkownika batina

brawo Lucifer, całkowicie się

brawo Lucifer, całkowicie się z tekstem zgadzam. Wyrosłam w dość religijnej, katolickiej rodzinie ale już w wieku ok.40 lat po pierwszym przeczytaniu w całości PŚ miałam  spore wątpliwości, przy drugim czytaniu podkreślałam ołówkiem wszystkie spreczności  a w listach mnóstwo zdań nawołujących do zbierania i przekazywania datków, poczułam obrzydzenie a po trzecim czytaniu już śmiałam się w głos i całowicie odeszłam od chrześcijaństwa.               Mój Bóg jest wewnątrz mnie i to on odrzucił to co czytałam. Teraz pielęgnuję w moim sercu bezwarunkową miłość i szlachetność jego boskiej natury.

Mój

B OG

 

Portret użytkownika waldek

O rety faktycznie diabeł

O rety faktycznie diabeł używa tylu słów, by ludziom mącić w głowach. Do ujrzenia prawdy nie trzeba słów wystarczy cisza i wsłuchanie się w głos serca. Wsłuchanie się w Ciebie powoduje choroby i zamęt, ale to jest normalne gdy ma się do czynienia z sługami ciemności śmierci i zniszczenia.

Krew, daje znak by przerwać pęd,
bezsensownej walki słów,
która toczy się od lat!
Spójrz, ginie dzisiaj polskość twa
obcy prąd zagarnia ją,
więc dlaczego milczysz wciąż?!

Portret użytkownika Rod

skoro piszesz takie głupoty

skoro piszesz takie głupoty to faktycznie jesteś biedulka , bogowie słowian sa jednocześnie naszymi przodkami, słowian nie stwozył wasz krwawy yehowa z prochu i  zebra w laboratorium genetycznym , naszym praojcem jest Perun,  praojcem a nie laborantem  . ale to wszystko powróci  bo my słowianie mamy już dość waszych żydowskich jezusów matek boskich biskupów , i tej całej szatanskiej religii

Portret użytkownika biedulka

Tak Twoim praojcem jest

Tak Twoim praojcem jest Perun, tyle że nie wiesz iż ten Perun to właśnie diabeł - dobry to bóg bo dawał wszystko bez wysiłku i pracy, pozwalał na homoseksualizm i inne zboczenia. Zamiast wysiłku i pracy były orgie, dążenie do bogactwa, władzy i bycia równym swojemu bogowi. Oczywiście, że życie powstało z woli kogoś ważniejszego niż Perun. Perun  który otrzymał władzę nad dziełem stwórczym wszystko popsuł i psuje dalej pod nazwą swojej szatańskiej religii. Można też powiedzieć, że życie powstało z prochu czyli pierwiastków ziemi. Ten który to życie stworzył chciał by istoty ziemskie zwane ludżmi  pracowały dla dobra ziemi , cechowały się skromnością, wzajemną dobrocią i miłością. To, że stwórca wybrał do przedłużenia życia dobrej genetycznej linii ludzkości naród żydowski to fakt. Ale skoro nie było nikogo bardziej godnego to co miał wybrać... sumerów, egipcjan, inne bałwochwalcze narody? Napewno obecnie wśród żydów jest zdecydowana większość tych którzy oddali pokłon Szatanowi vel Perunowi i to oni mają dziś władzę nad światem. Ale nie wolno zapominać o tej drugiej części żydów, którzy wzieli przykład z Jezusa. To oni są dziś żródłem nienawiści tych pierwszych żydów  bo wraz z innymi naśladowcami z innych narodów sa zagrożeniem dla obecnego systemu światowego zbudowanego na kłamstwie i niesprawiedliwości.

Portret użytkownika BB

Bóg wybrał etiopczyków i wg.

Bóg wybrał etiopczyków i wg. ich twierdzenia Nizus (a nie Jezus) to czarny człowiek. Żydzi i inni tzw. chrześcijanie wszystko przeinaczyli. Etiopczycy mają swoją arkę, której strzegą. Palą zioło z grobu Salomona czyli popularnego mariana i to jak najbardziej jest na miejscu. A ja mam dość żydów, chrzescijan, kultury greckiej i łacińskiej, chińskiego potopu i propagandy amerykanów. Chcę żyć w europie i marzę by moje dziecko w szkole uczyło się o mitologii słowiańskiej, germańskiej, skandynawskiej, celtyckiej i innych, zamiast propagandy w postaci wpajania jedynej prawowitej kultury hellenistycznej i łacińskiej, która jest mi obca!

Portret użytkownika Rod

tylko wasz yehowa , cały wasz

tylko wasz yehowa , cały wasz kleri naród wybrany  uprawia homoseksualizm i inne zboczenia tego w przedchrześcijańskich krajach słowiańskich nie było , słowianie uprawiali role byli i nadal są w tym mistrzami orgie były na wschodzie w sodomie i gomorze potem w rzymie i vatykanie z prochu powstały twary w laboratorium yachwe ale ich czas sie konczy , . jezus zawsze mówił że jego ojcem jest bóg ale nigdy nie powiedział że jest to yachwe natomias wielokrotnie powtazał żydom że oddają cześć szatanowi a przecież wiara ich opiera sie na starym testamencie gdzie yachwe jest bogiem jedynym , jezus od 12 do 30 roku życia studiował WEDY w indiach stąd jego dogłebna wiedza doskonale wiedział kto jest bogiem i ojcem rodzaju ludzkiego mówił twarom prawde za to go ukrzyzowali . chrześcijaństwo wprowadzano wszędziej ogniem i mieczem mordując w imie yachwe miliony istnień ludzkich słowianie nigdy nikogo nie zmuszali nawet nie nakłaniali do swojej wiary tyle w temacie

Strony

Skomentuj