Kategorie:
Wszyscy pewnie znacie teorię Ludwika Pasteura o związku przyczynowo skutkowym pomiędzy bakteriami i chorobami, prawda? Znacie? Znamy. No to posłuchajcie.
Bakterie są chorobotwórcze, czyli przyczyniają się do rozwoju chorób, a że one są małe i wredne toteż szybko się namnażają no i wysyłają ludzików do kostnicy – tak można by w skrócie tę teorię określić i mała niespodzianka: otóż sto osób na sto tak właśnie uważa. Tysiąc osób na tysiąc, również uważa, że tak z bakteriami sprawy właśnie wyglądają. Ba, sto tysięcy na sto tysięcy ludzi pozornie rozumnych, również tak właśnie sądzi no ale… ale jedna osoba na milion już nie. I sprawa byłaby oczywista i nawet nie warta wzmianki, gdyby nie jeszcze większa niespodzianka: otóż rację ma ta jedna osoba a zatem mówiąc brutalnie… na punkcie bakterii mamy w Polsce trzydzieści parę świadomych osób no i… trzydzieści parę milionów idiotów. W tym setki tysięcy lekarzy, tysiące bakteriologów, setki tysięcy chorych no i oczywiście miliony głupich do bólu książek bakteriologicznych.
Jednym słowem totalna, niemal stuprocentowa masakra. Wszystkich ogarnął na punkcie bakterii obłęd i nie ma już innego wyjścia tylko rozwalić na kawałki tę dosłownie niedorobioną do końca teorię Pasteura.
W ten sposób, może uda się ocalić parę osób
Ale najpierw od początku aby każdy mógł zrozumieć jak mogło w ogóle dojść do sytuacji kiedy się rozwinęła aż taka patologia.
Wersja oficjalna - bakteriologię – czyli naukę o bakteriach oficjalnie stworzył Ludwik Pasteur w 1864 roku. Ludwik był francuskim chemikiem i oprócz bakteriologii wypocił też teorię zarazkowej przyczyny chorób. Ta jego teoryjka, którą z aplauzem łyknęły lemingi twierdzi, że choroby są skutkiem inwazji agresywnych mikroorganizmów. Konkretny zarazek odpowiada za konkretną chorobę a zarazki się rozmnażają i przenoszą także poza organizmem ludzkim. No i co ty człowieku, który to teraz czytasz na to?
Jesteś jednym na milion, czy jednym z milionów?
Niemal na pewno jesteś jak „każdy” – uważasz że choroba to wynik zakażenia, że wrogi agresywny zarazek lub wirus przedostaje się z jednego nosiciela na drugiego powodując nową ofiarę choroby, nieprawdaż?
Dla formalności najpierw wersja nieoficjalna lecz prawdziwa – twórcą bakteriologii i odkrywcą mikroorganizmów był Bechamp – spokojny cichy francuski profesor, który tyle dokonał na tym polu co Tesla w elektryczności. Kompletnie zapomniany naukowiec – kawaler najwyższych możliwych zaszczytów i odznaczeń. Przemilczany dziś niemal w całości. Był on tak skromny, że nigdy (w przeciwieństwie do Pasteura) nie szukał rozgłosu ani nie zniżał się do przypisywania sobie odkryć innych osób. Prawdziwy oddany wyłącznie nauce naukowiec.
To wybacz sobie teraz człowieku, że nigdy o nim nie słyszałeś no i powracamy do teorii „Pasteura”.
No cóż, niemal dwa wieki „epoki zarazków” to kawał czasu i w zupełności wystarcza aby wyprać mózgi całym pokoleniom. I te wyprane z mózgów pokolenia walczą jak opętane, aby żyć w „higienie” czyli zabić jak najwięcej zarazków. Kupują krety do kibla, proszki do pralki, szampony dla siebie a w wolnej chwili balsamują się hektolitrami perfum na spirytusie po to, aby się maksymalnie odkazić i pozbyć jak najwięcej bakterii. Pasteryzacja wszystkiego i wszystkich. Pasteur był miernym chemikiem i jeszcze mierniejszym fizykiem. Był natomiast wybitnym paranoikiem i miał wręcz chorobliwy lęk przed zakażeniem i złapaniem zaraźliwej choroby. Gdyby żył w dzisiejszych czasach pewnie poruszałby się po ulicach w masce przeciwgazowej a do sklepu nie wchodził bez kompletnego antybiologicznego skafandra wraz z systemem podtrzymywania życia używanym w lotnictwie wojskowym. Myślę, że jako jedyny mógłby ot tak prosto z ulicy wybrać się na Księżyc albo na Marsa – NASA w ogóle nie musiałaby mu szykować ekwipunku – tylko zamiast tego dać plecak… pasteryzowanego mleka i drugi plecak… spasteryzowanej mielonki na drogę. Rzeczywistość więc jest taka, że Pasteur nie stworzył bakteriologii, gdyż bakterie istniały na miliony lat przed odkryciem ich przez Pasteura, tylko bakteriofobię – lęk przed bakteriami. Cierpi i cierpiało na nią mnóstwo osób, w tym również niejaki Majkel Dżekson, który co prawda za życia latał samolotami z zebrami, małpami i świniami, no ale bał się zasnąć bez odkażania sali operacyjnej, nazywanej tylko dla formalności sypialnią, w swoim własnym domu – tak bardzo Majkel miał wysoki poziom owej fobii w organizmie. Ale nieważne. Bakteriofobia istnieje do dzisiaj i ma się dobrze i co gorsza nie wiadomo nawet kiedy przedostała się do medycyny. Medycy, lekarze i inne wszelkiej maści konowały zaakceptowały tę teorię zarazków jako źródeł choroby i uruchomili przemysł chemiczny, nazywany tylko dla zmylenia „farmacją” – który poszukuje doskonałego leku – czyli zwalczy wszystkie mikroby powodujące choroby. Patologia nabrała rozpędu ale to jeszcze nie koniec, bo szalone wysiłki szaleńców chorych na bakteriofobię spowodowały powstanie nowych „dziedzin” naukowych: sterylizacja, pasteryzacja, szczepienia, farmacja i paniczny lęk przed… surową żywnością lub tragiczne następstwa w przypadku wypicia nieprzegotowanej wody. Surowe jest be, surowe jest trujące, surowe jest zabójcze, bo zawiera mnóstwo zarazków
Czy nie jest właśnie tak, człowieku?
Czy nadal uważasz się za jednego z milionów?
Czy nie słuchasz przypadkiem z rozdziawioną z zachwytu buzią wszelkiej maści „autorytetów” zalecających dokładne gotowanie i żywności i wody?
Aby pozabijać obecne w nich zarazki?
To teraz lepiej usiądź, bo polecą niepodważalne fakty
Fakty które w najlepszym razie przewrócą twój świat do góry nogami i udowodnią w sposób bezdyskusyjny jak bardzo zostałeś okłamany i oszukany na wszelkie możliwe sposoby.
Fakt pierwszy – wykluczenie z diety surowego jedzenia spowodowało… pogorszenie się stanu twojego zdrowia. To było nieuniknione, stary.
Fakt drugi – zabijanie zarazków spowodowało powstanie chorób wywołanych przez działania „medyczne” z posocznicą na czele. Sepsa i te właśnie historie. To robota wyłącznie spasteryzowanych konowałów.
Fakt trzeci – wprowadzenie programów szczepień – spowodowało katastrofalne skutki dla całej populacji ze skutkami nie do opisania – są to same straszliwe epidemie (jak na przykład ta, która zdziesiątkowała na ospę Anglię w rok po powszechnym… zaszczepieniu na ospę Anglików). Inaczej mówiąc szczepienia to ludobójstwo na niespotykaną nigdy wcześniej skalę.
Abyś był człowieku, który to teraz czytasz w pełni świadomy miej więc ten zaszczyt i poznaj w końcu po paru wiekach bredni, czystą, najprawdziwszą prawdę.
Teoria zarazkowej przyczyny chorób nie jest wcale Pasteura. O nie. Mamy tu sytuację identyczną do sytuacji tak zwanej teorii Einsteina. Pasteur, tak jak Einstein, on cóż… on jedynie ukradł tę teorię i ogłosił jako własną. Oryginał należy oczywiście do autora - doktora Plenciza z Wiednia, który ją opublikował w 1762 roku – na sto lat przed Pasteurem! W roku 1860 złodziej Ludwik Pasteur przypisał sobie jego eksperymenty, jego teorię no i… ogłosił się jej twórcą.
Szerzej pisze o tym w książkach Pasteur: Plagiarist, imposter (Pasteur: plagiatator, oszust) Pearsona oraz Bechamp Or Pasteur? A lost Chapter in the History of Biology (Bechamp czy Pasteur? Zaginiony rozdział w historii biologii) Hume’a.
Do kupienia w Amazonie:
http://www.amazon.com/Pasteur-Plagiarist-Imposter-R-Pearson/dp/0971838046
Już prawie sto lat prawda o Pasteurze nie może się przebić do świadomości typowego leminga!
Tymczasem zaraz po ogłoszeniu teorii „Pasteura” o przyczynach chorób rozgorzała naukowa dyskusja w całym środowisku medycznym i w roku 1880 Pasteur pod naporem dowodów, że to stan zdrowia jest odpowiedzialny za rozwój chorób a nie jakieś tam wydumane zarazki, przyznał się oficjalnie do tej zasadniczej pomyłki i chociaż obecnie się to powszechnie przemilcza on… zmienił założenia „swojej” teorii! Zmienił powtarzam a więc „jego” teoria jest INNA! Ale mimo tego tej zmiany się nie uwzględnia
Dlaczego?
Prawda jest bowiem taka, że tak jak teoria Ewolucji Darwina miała zepchnąć na manowce wiedzę o powstaniu człowieka, tak teoria Zarazków miała zniszczyć wiedzę o przyczynach chorób. Obie te teorie zostały starannie przygotowane przez żydomasonerię w celu zniewolenia i obrabowania ludzkości – odpowiednio z wiedzy na swój własny temat i z własnego zdrowia. Teorię Darwina przygotowali w całości żydomasoni samodzielnie, natomiast teorię Zarazków zaadaptowali tylko do własnych potrzeb, jako że Ludwik Pasteur nie był (jak Darwin) ani żydem ani masonem. Żydomasoneria po prostu przywłaszczyła sobie przywłaszczoną wcześniej przez Pasteura teorię Zarazków ale uwaga w wersji pierwotnej – tej że to drobnoustrojstwo (a nie fatalny stan zdrowia) powoduje choroby. Ludwik nie mógł za bardzo protestować, bo raz że nie on był autorem więc mieli na niego haka że skończy w niesławie, a dwa Ludwik za swoje milczenie dostał nienależne zaszczyty i uznanie jakich nie szczędzi mu zresztą do dziś cała żydomasońska propaganda paranaukowa. Aż dziwne że koczownicy Nobla mu nie dali. No cóż koczownicy od zawsze stawiali na wysuwanie na plan pierwszy ludzi mówiąc delikatnie – życiowo sfrustrowanych, takich o wątpliwej moralności oraz chorobliwej ambicji popartej ich nieskończoną nieudolnością, na przykład Tusk, na przykład Wałęsa, na przykład Obama. Tego typu nieudolne marionetki niesłychanie obrastają w cudze piórka i są dla żydomasonerii idealne jako narzędzia firmujące ich plany – bez mrugnięcia okiem „sprzedają” międzynarodowemu żydostwu za bezcen (prywatyzują) dorobek narodów w zamian za 10 % „prowizję” w banku szwajcarskim. Ludwika Pasteura koczownicy nawet nie musieli przekupić nędzną prowizją – jego „obsypali” zaszczytami, które bądźmy szczerzy, ani centa ich nie kosztowały – co stawia go w tym właśnie świetle jako definicję „Pożytecznego Idioty”.
Dlaczego ta teoria Zarazków jest tak bardzo dla żydomasonerii ważna?
Bez teorii Zarazków Ludwika Pasteura niemożliwe byłoby stworzenie globalnej mafii farmaceutycznej i globalnego ludobójstwa. Innymi słowy nie byłoby tego całego syfu, jaki od urodzenia do śmierci nieustannie nas wszystkich otacza. I dlatego ta teoria była dla koczowników aż tak ważna – bez niej nie miał nawet szans przemysł chemiczny – ten, który najlepiej nadaje się w ich mniemaniu do wytrucia ludzkości.
Aby łuski opadły z oczu do samego końca jedziemy dalej z bezspornymi faktami, dobrze?
Fakt czwarty - bakterie nie są jakimś diabłem z piekła rodem ale one są naszym… odwiecznym pożytecznym ze wszech miar partnerem. A ich obecność w organizmie jest całkowicie normalna! Bakterie są spoko, ponieważ działają one w idealnej wręcz symbiozie z organizmem człowieka pomagając pod każdym możliwym względem: w rozkładzie żywności na pożywne minerały umożliwiając ich przyswojenie poprzez rozkład na prostsze molekuły oraz na usuwaniu materiałów toksycznych dla organizmu, jak również na tworzeniu nowych składników pożytecznych dla organizmu. To jest po prostu przyjazna flora bakteryjna a nie źródło chorób jak twierdzi teoria Pasteura.
Fakt piąty – niemal cały przewód pokarmowy człowieka to… kilogramy bakterii! I co? I nico – gdyby one były zjadliwe i przyczyniały się do chorób… zjadły by człowieka albo wykończyły jego zdrowie, zanim ten wstałby od stołu. Pamiętajmy przecież, że one namnażają się geometrycznie – co 15 minut liczba ich się podwaja!
Dlaczego więc nauka aż tak bardzo się upiera nad pasteryzacją wszystkiego co możliwe i zwalczaniu mikroorganizmów na wszelkie możliwe sposoby?
No cóż, to po to aby… wykończyć jak największą liczbę ludzi – to naprawdę jest takie proste i dobrze będzie myślę teraz pokopać leżących zwolenników teorii Pasteura garścią podręcznych dowodów niemożliwych do obalenia (no ale śmiało proszę w komentarzach sobie popróbować je obalić) na to, że ta teoria jest po prostu debilna.
Dowód pierwszy – bakterie wcale nie atakują ludzi, bo nie muszą nawet tego robić. One… już od milionów lat są obecne w nas, jasne? One nie mają nawet pretekstu do ataku bo już są wewnątrz nas i to w liczbie idącej w miliardy. To przepiękny wręcz dowód na to, że teoria atakujących zarazków Ludwika Pasteura to tylko bełkot chorego na bakteriofobię człowieka.
Dowód drugi – bakterie nie są dla nas wcale szkodliwe, ponieważ nie atakują zdrowego człowieka. Ten dowód można w każdej chwili potwierdzić doświadczalnie ot chociażby doświadczeniem na zwierzętach. Uwaga, aby nie zdenerwować przypadkiem nadwrażliwego Towarzystwa Opieki Nad Zwierzętami nie wolno łapać żywych zwierząt tylko, należy użyć zdechłego zwierzęcia albo jakieś zakatrupić. Na zdechłych zwierzętach prawo bowiem nie zabrania do woli sobie eksperymentować. I tak, aby zdobyć zdechłego na przykład psa można zrobić nieco gimnastyki jak chociażby tak:
http://www.liveleak.com/view?i=93b_1401802941
lub wsiąść do samochodu pojechać na wieś i tam sobie jakiegoś psa he he rozjechać. Żartuję oczywiście, bo zanim jeszcze dojedziemy do jakiejś wsi i tak napotkamy na poboczu ze czterech najlepiej srających przyjaciół człowieka, ewentualnie nieprzyjaciół: borsuki, kuny, lisy lub króliki albo te cholerne zające. W sumie - w ostateczności do udanego eksperymentu nie musi wcale być koniecznie zdechły pies wymagany i taki królik albo dzik też w zupełności wystarczy. Dziczyzna jest nawet lepsza do eksperymentów. Ważne aby obiekt był zdechły no i z jak najmniejszą przerwą z okresem świeżości. Tak więc jak już podróżując samochodem namierzymy sobie zdechłe zwierzę ładujemy je do worka i wieziemy w spokojne miejsce – takie gdzie nikt nam łupu nie rąbnie. W spokojnym miejscu zaworkowanego psa lub królika rozworkowujemy i układamy spokojnie w dobrze nasłonecznionym miejscu. I to tyle. Pies sobie leży, bakterie się w nim namnażają do chwili, aż pies przybiera kształt balonika z zapomnianej imprezy na Sylwestra i rozpoczyna się wielka uczta. Co 15 minut ilość bakterii się podwaja i w efekcie pies jest w dwa dni wypełniony bakteriami. Jest ich dosłownie kilogramy – żrą go od środka, od ogona i od głowy. Ze wszystkich stron pies jest konsumowany i…?
I niby wszystko ładnie pięknie bo tylko suche kostki i kawałek suchej skórki po nim po eksperymencie pozostają i teoria Pasteura na pozór jest prawdziwa ale… jest bardzo duże ale… dlaczego do licha te same bakterie nie zeżarły psa wcześniej? Dlaczego one nie żrą człowieka, kiedy w nim żyją? No dlaczego?
Ten eksperyment to DOWÓD na to, że bakterie nie ATAKUJĄ ani człowieka ani psa dopóki ten żyje!
Ok?
Gdyby one były, jak to twierdzi Pasteur – paranoik, zjadliwe i chorobotwórcze (!) no to by zjadły i wywołały choroby i w efekcie śmierć, no tak czy nie? Ha!
To nie wszystko, bo przecież każdy z nas był kiedyś chory. Nastąpił „atak” bakterii albo wirusów, prawda? Każdy był przeziębiony, każdy miał grypę, każdy miał chorobę „zakaźną”.
No to pytanie za milion punktów: dlaczego te bakterie, które rzekomo wywołały ową chorobę nie dokończyły roboty i nie wykończyły OSŁABIONEGO ORGANIZMU na wzór zdechłego psa z naszego eksperymentu?
Cos zaczyna świtać?
No myślę, bo prawda jest taka że bakterie zjadają i rozkładają ale tylko to co zdechłe, umarłe lub obumierające, jasne?
I stąd dowód kolejny:
Dowód trzeci – bakterie nie są chorobotwórcze ale chorobo niszczące. One zauważają że coś się w nas zepsuło lub umarło na przykład jakieś komórki, bo po to właśnie są aby to zauważać i wtedy wyruszają do boju – zjadają to co jest zepsute i TYLKO TO – po skonsumowaniu tej martwej patologii w naszym organizmie bakterie umierają i… organizm zdrowieje. To naprawdę jest takie proste i haniebne jest NISZCZENIE TYCH POŻYTECZNYCH bakterii – których CAŁA WINA to tylko tyle że są i… czekają na chorobę aby ją pożreć. Haniebne, bo nienaturalna likwidacja tych życiodajnych bakterii, jest to wystawianie na totalną bezbronność naszych biednych organizmów. Inaczej mówiąc przygotowana przez żydomasonerię powszechna sterylizacja w takich na przykład szamponach, likwiduje florę bakteryjną obecną na naszej skórze. Florę która cierpliwie czeka aż… zachorujemy aby zjeść naszą chorobę! W takim na przykład pępku bezpiecznie sobie żyją gronkowce. Niestety ale szampon zabija je i kiedy gronkowiec jest potrzebny aby się uporać z na przykład ropnym zapaleniem dziąsła… gronkowca nie ma pod ręką no i zapalenie rozwija się ponad kontrolowany poziom. Choroba przybiera o wiele groźniejsze stadium w sztucznie wysterylizowanym organizmie. To że „nauka medyczna” stwierdza obecność gronkowca u chorego na ropne zapalenie czegoś tam, nie świadczy oczywiście o tym, że to gronkowiec wywołuje chorobę… tylko o tym że… jest gronkowiec i to tyle, koniec kropka. Nadążamy? On tam jest no bo on z tą chorobą walczy. Jest go dużo bo jest go dużo potrzeba i dlatego kiedy jest potrzeba on się nagle namnaża. Jak już zwalczy chorobę czyli zje to co martwe, no to umrze a potem się wycofa z powrotem w ograniczonej bardzo ilości do pępka… czekać na nową okazję do uczty. Tak to działa w przypadku na przykład gronkowca. Tego samego którego tak debilnie demonizuje „nauka” medyczna – robiąca z niego szatana co najmniej dziesiątkującego ludzkość.
On jest po to tylko, aby pożreć ropę, jeśli się ta w naszym organizmie pojawi – on ma zlikwidować element rozkładu a nie po to aby pożreć nas – i to jest już dodatkowy dowód na debilność tak zwanej medycyny a zwłaszcza jej elementarnych podstaw! Na fundamentach z gnoju nigdy nie wyrosną stokrotki tylko same chwasty a że podstawy „bakteriologii” to czysty gnój… nie doczekacie się nigdy ani jednej rozsądnej myśli, ani jednego rozsądnego wniosku wysnutego na podstawie teorii Zarazków Pasteura.
Powracając do eksperymentu na zwierzętach – przecież wszyscy podświadomie wiemy co się dzieje. Wiemy – wiemy – wiemy, i tylko „nauka” stara się abyśmy to co wiemy nie… wiedzieli. Przecież ten zdechły pies jest pełny bakterii i on cuchnie, prawda? On tak sobie po to przecież capi, ponieważ to jest właśnie wyraźne ostrzeżenie od matki Natury aby NIE PODCHODZIĆ. Kiedy jest smród trwa bowiem bakteryjna uczta i podejść wolno jak już przestanie śmierdzieć – taka sama sytuacja dotyczy odchodów, jasne? One tak jak padlina są toksyczne ale tylko do chwili… zakończenia uczty przez bakterie. Kiedy uczta dobiega końca toksyny są skonsumowane i zneutralizowane i przemienione w prostsze minerały po to, aby matka natura znowu mogła je wykorzystać. Bakterie natomiast umierają i jest po uczcie – żadnego zagrożenia, żadnymi epidemiami NIE MA DOPÓKI SĄ BAKTERIE potrafiące się z padliną uporać! Pies czyli suche kostki, które po nim pozostały już nie śmierdzą i są w pełni bezpieczne. Można podejść, można dotknąć, można nawet wziąć do domu. Są one tak wysoce nieszkodliwe, że w rodzinach ubogich takich, które nie stać na klocki Lego, można z tych kostek dać małym ciekawym świata dzieciom prostą zabawkę aby jak z puzli ułożyły sobie z powrotem pieska. W byłych PGR-ach, gdzie dzieciaki nie stać było na prawdziwą piłkę futbolową kiedyś powszechnie się grało krowimi łbami – po zawinięciu w skórę bydlęcą były one w pełni bezpieczne do zastosowań sportowych i młodzieży wiejskiej umożliwiły nie raz i nie dwa właściwą karierę na polu piłki nożnej i nierzadko nawet awans do ligi kopaczy miastowych.
Powracając do bakterii to nie kto inny tylko właśnie one zapewniają nam dostawy witaminy B12 i witaminy K – tych witamin nie musimy nigdzie szukać po aptekach, kupować i zjadać – one są produkowane w naszych jelitach przez nasze bakterie. Problem z tymi witaminami się pojawi a jakże, ale tylko wówczas kiedy… zabijemy na przykład antybiotykiem owe bakterie… heh… one się wówczas jako potrzebne namnożą oczywiście ale spasteryzowane konowały… powiedzą kłamliwie, że to one właśnie spowodowały chorobę i błędne koło pseudomedycyny samo się napędzi – konował nam „przepisze” witaminy B12 i K prosto od „życzliwych” koncernów i obedrze nas ze skóry po tym jak wcześniej okradł nas ze zdrowia
Podobnie jest ze „zgagą” znaną z koczowniczej tela-vizji. Zgagę powoduje oczywiście zbyt małe stężenie kwasu w żołądku i dlatego że coś jest nie strawione jak należy nam się odbija więc zamiast spożyć zwiększoną ilość cytrusów albo kiszonej kapusty i stężenie kwasu zwiększyć aby poprawić trawienie i zlikwidować przyczynę zgagi, mafia medyczna przepisuje truciznę zmniejszającą jeszcze bardzie kwasowość, czyli wydolność żołądka co likwiduje zgagę chwilowo, bo już się NIC TAM NIE TRAWI… ale zwiększa problem z niedokwasowością i coraz więcej produktów nie możemy strawić no więc przepisują… kolejne trutki i tak dalej… aż do skutecznego wykończenia człowieka… paranoja bez końca.
Mafia żydomasońska jest dużo większa niż można by się tego spodziewać i naprawdę w dzisiejszych czasach trzeba nie lada łba aby się w jej knowaniach połapać. Jeśli ktoś nie ma łba na wszelki wypadek powinien się trzymać z dala od konowałów – tak generalnie dla zdrowotności. Pomóc i tak nie pomogą ale na bank nie zaszkodzą jeśli ich (niewiedzę) olejemy. Aby to zrozumieć nie trzeba być intelektualistą. Wystarczy nie być debilem – ot co. Im dalej spędzimy życie od lekarzy tym dłużej pożyjemy – to niezaprzeczalny fakt, bo w dzisiejszych czasach „błędne diagnozy” to trzecia główna przyczyna śmierci wśród ludzi żyjących na Zachodzie.
Dobra, no to tyle dygresyjek a teraz dalej jedziemy dalej z niepodważalnymi dowodami.
Dowód czwarty – to nie bakterie są zjadliwe i toksyczne ale… produkty ich przemiany. To dlatego to co jest konsumowane przez bakterie cuchnie na odległość – w zdrowym organizmie pełno jest bakterii ale nic nie śmierdzi, prawda? Po usunięciu tego co śmierdzi sytuacja wraca do normy i nie można temu zaprzeczyć. To dlatego czasami tworzą się wrzody, czyraki lub opuchlizny – mają napuchnąć, pęknąć i… usunąć to co zlikwidowały bakterie. Potem organizm się goi i zabliźnia. Setki tysięcy lat jeśli nie nawet miliony tak się to odbywało w sposób naturalny. I te setki tysięcy lat ludzkość i reszta świata zwierzęcego przeżyła bez… pasteryzacji, bez mafii medycznej i bez mafii farmaceutycznej, prawda? Ba, przed powszechną sterylizacją nie istniało coś takiego jak… alergie na… WSZYSTKO! Alergie na wszystko są, bo nie ma po prostu wszystkich drobnoustrojów jakie BYĆ POWINNY w naszych ciałach i w naszym otoczeniu! Jeśli nie ma tych naturalnych mikro policjantów strzegących nas przed mikro zagrożeniami, mikro zagrożenia robią się… dużym problemem. Pyłki kwiatów, które zjedzone by były natychmiast po osiądnięciu na naszym organizmie są w stanie wywołać chorobę, ponieważ nie ma bakterii żywiących się pyłkiem, jasne? Jest pyłek a nie ma bakterii które go zjadają, nadążamy? Prasowanie i gotowanie pościeli zabija roztocza – więc ich także nie ma i… nie pożerają martwego naskórka, prawda? Naskórek więc w pościeli zalega, pościel śmierdzi a nas wszystko swędzi, no bo czyż nie? Pewnie nie raz słyszałeś człowieku od życzliwej mafii jak straszne są te roztocza? Jak ogromne mają one pod mikroskopem mordy? Jak bardzo są niebezpieczne?
Koczownicy nigdy nie powiedzą jednak tego, że roztocza żywią się jedynie… martwymi kawałkami naskórka… sprawiając, że on ZNIKA! Tak, tak, dobrze człowieku przeczytałeś – problem martwego naskórka sam znika – bez proszków do prania firmy Henkel, bez żelazka Philips, bez magla i bez „uprzejmości” pozostałych pseudo medycznych firm koczowniczych.
Nie wiem jak ciebie, który to czytasz ale mnie każda „świeża” pościel, każda „świeża” koszulka, każda „świeża” bielizna – swędzi po prostu. Muszę ponosić z dobę i nieco przepocić aby przestało swędzieć i nowe „świeże” coś… nadawało się do spania lub chodzenia – to zwykły fakt. Mam najwyraźniej alergię na proszek do prania, a od informacji o koczownikach dostaję normalnie wysypki
Dowód piąty – bakterie i zarazki grają pierwsze skrzypki podczas każdej choroby ale NIE SĄ JEJ POWODEM tylko skutkiem. One jak wszystkie organizmy potrzebują pożywienia, aby rosnąć i się rozmnażać – jak zjedzą to co zepsute lub chore (vide nasz pieski eksperyment) to… umierają – tego nawet nie można podważyć, bo jak zakończą ucztę nie atakują kolejnych stworzeń tylko… umierają. Koniec kropka. Nie ma takich toksyn, których bakterie nie dałyby rady rozłożyć i zneutralizować – a więc po raz kolejny zabijanie bakterii jest jak widać stricte działaniem samobójczym, jako że przecież nie wiemy z jaką chorobą przyjdzie nam się zmierzyć. Dobrze jest inaczej mówiąc posiadać cały bukiet bakterii w jelitach i skórze – drogocenny bukiet starannie skomponowany na podstawie tysięcy lat doświadczenia przez naszą prawdziwą opiekunkę – matkę Naturę. Jeśli się opętańczo sterylizujemy płynami do kąpieli, do naczyń, filtrami do wody, odkażaczami powietrza, itp., i niektóre bakterie z tego bukietu niszczymy wystawiamy się na odstrzał jak głupi Niemiec z okopu bez hełmu. Inaczej mówiąc w przeciwieństwie do tego co twierdzi „bakteriologia” nie ma i nigdy zresztą nie było żadnego „ataku” lub „inwazji” ze strony zarazków. Ataki były ale tylko ze strony żydów setki razy przyłapywanych w dawniejszych czasach na wrzucaniu z premedytacją zdechłych szczurów do studni po to, aby zatruć wodę produktami odpadowymi procesów gnilnych. W czasach współczesnych są to ataki żydów przy pomocy sztucznie wyhodowanych wirusów, (HIV, EBOLA, itp.) oraz gazów bojowych (Fritz Haber – żydowski chemik – wynalazca gazów trujących użytych podczas I Wojny Światowej). Samych XX wiecznych „wpadek” na zmasowanym truciu było kilkadziesiąt – a to tylko wierzchołek góry lodowej, ponieważ to tylko akurat… „przeciekło”. Jest to katastrofa większa od Pearl Harbor w porcie Barii w 1943 – gazy bojowe, katastrofa izraelskiego samolotu z bronią biologiczną w Holandii w okresie powojennym – kilkadziesiąt ofiar osiedla mieszkaniowego na które spadł samolot wiozący ten podejrzany ładunek, Czernobyl, Fukishima – dywersja izraelskich służb i akt terroryzmu cybernetycznego, globalne zatruwanie fluorem zasobów wody pitnej – fluor jest jedną z najsilniejszych toksyn dodawanych nawet do wód mineralnych, itp. itd.
Co więc tak naprawdę powoduje choroby skoro „atak zarazków” to tylko żydomasońskie brednie?
Przyczyn jest sporo, i podam je kolejno według znaczenia dla naszego organizmu:
- martwa (wysterylizowana - zapasteryzowana na śmierć) żywność – te puste kalorie nie zawierające potrzebnych nam składników. Dowód: ludzie na diecie składającej się z „wysokokalorycznego” cukru… umierają z głodu! Jedzą, jedzą i jedzą ale nie mogą się najeść i umierają z głodu. Tę przyczynę można usunąć usuwając w cholerę wszelką sterylizowaną żywność, mleko, konserwy, cukierki, mrożonki. Garść świeżych warzyw i owoców da nam dużo więcej niż wiadro hamburgerów i paleta cukru.
- lekarstwa – to nie są lekarstwa tylko chemiczna trucizna – odstawiając je lub zastępując ziołami nie tylko przestaniemy sobie szkodzić ale damy szansę na… wyzdrowienie. Z lekami nie ma nawet takiej możliwości!
- brak wypoczynku - już od dawna wiadomo, że tylko poranne 4 godziny pracy są tak naprawdę twórcze i dające satysfakcję oraz efekty. Dłuższa praca wyniszcza nas identycznie szybko jak lekarstwa. Harówka do nocy albo na siedem etatów – to czyste samobójstwo i jeszcze nie było przypadku w poznanych dziejach historii człowiekowatych alby jakiś „pracuś” czegoś poza garbem się dorobił – no niestety ale wśród tego typu „mrówek” nie ma i nigdy nie było milionerów – tam jest pełno ludzi zniszczonych - „zawodowo”, sfrustrowanych i… żyjących bardzo krótko. Przykro mi ale taka jest prawda – i o wiele zdrowiej jest być „bezrobotnym” niż „robotnym” ale ponad miarę. 4 godziny – to ideał. Pamiętaj człowieku – popracuj nad tym co ci sprawia przyjemność ale tylko ze 4 godziny a będziesz się cieszył nieustannym zdrowiem i to nawet, jeśli będziesz całe te 4 godziny pracowicie przesuwał masy ziemi łopatą w swoim własnym ogródku. Jeśli będziesz robił to samo ale przedawkujesz na przykład 8 godzinną pracą przy przesuwaniu łopatą ogródka – dorobisz się owszem ale tylko garba. Będziesz garbaty, to raczej pewne, a i tak nie przesuniesz ogródka.
- przejadanie się – nadmiar jedzenia to najgorszy horror dla naszego organizmu – inaczej mówiąc lepiej nie przejadać się jak ci żydzi w Auschwitz Birkenau (bo standardowo dożywają 90-tki) niż żreć jak świnia i żyć tylko do 50-tki. Organizm zmuszony do przerobienia nadmiaru pożywienia po prostu się zużywa o dużo szybciej. Głodówka natomiast wydłuża życie – i to jest udowodnione tysiąckrotnie – wydłuża, bo „wytrawia” zalegające w jelitach i tkankach tłuszczowych wszelkie zbędne resztki w charakterze pożywienia – i to chyba jest ten słynny sekret długowieczności żydowskiej o ile się nie mylę.
- brak snu – to chyba oczywiste że niedosypianie, zbyt późne kładzenie się i zbyt wczesne wstawanie skraca życie. Trzeba spać tyle ile się chce a nie tyle ile mówi ktoś kto nami nie jest. Nasz własny organizm wie najlepiej ile potrzebuje snu i żaden budzik jemu nigdy nie pomoże. Żaden narkotyk, żaden energy drink. Trzeba się wysypiać po prostu.
- w zdrowym ciele zdrowy duch – to oznacza że w zdrowym ciele nie mogą się nawet rozwijać choroby, bo raz że bukiet bakterii nad tym czuwa na poziomie drobnoustrojskim a więc niewidocznym nawet, a dwa posiadamy jeszcze nasz system odporności. Podwójną ochronę mamy i kłopoty się pojawiają tylko i wyłącznie, kiedy ona… znika. To ta sama sytuacja co na byłej Ukrainie – póki kraj ten miał kilkaset głowic jądrowych w spadku po Sojuzie nie było niepokojów. Kiedy kraj ten się rozbroił – żydomasoneria atakuje zgodnie z zasadą „bez atomu nie ma domu”. Iran ma atom więc żydomasoneria jest bezsilna wobec tego organizmu. Syria nie ma atomu ale posiada system immunologiczny – własną armię więc żydomasoneria także jest bezsilna. Ukraina natomiast jest bezbronna. Co ciekawe, Polska również ma bardzo osłabiony system odporności… bardzo i gdyby nie niemal milion uparcie ćwiczących paintball środowisk paramilitarnych kto wie czy już nie byłoby po nas jako kraju, jako narodzie. Ten milion młodych ludzi kultywujących tradycje wojskowe i strzeleckie to nasz najlepszy system odpornościowy – nie do pokonania przez żadną żydomasońską pseudo chorobę.
Podsumowując nie ma czegoś takiego jak chorobotwórcze bakterie. No nie ma i tyle! Wszystko co na ten temat usłyszałeś człowieku wcześniej to tylko brednie. To nasze ciało, czyli to jak je sami traktujemy, określa typ choroby i rodzaj bakterii jakie się mnożą. Na dany typ choroby uaktywniają się odpowiednie typy bakterii. Ba, one są tak bardzo wszechstronne, że nawet jak na zawołanie, czyli kiedy jest taka potrzeba… mutują. Bakterie „ropne” – paciorkowce jeśli jest potrzeba zamieniają się w bakterie „płucne” – pneumokoki, rzekomo wywołujące zapalenie płuc. Potrafią się doskonale przystosować do każdej choroby. One jakie by nie były jednak, nigdy się nie rozprzestrzeniają kiedy nie ma ich pożywienia. Ale kiedy jest… mnożą się gwałtownie. To nawet nosi właśnie taką nazwę… „namnażanie”, bo ich przyrost jest po prostu błyskawiczny. Nie ma też oczywiście żadnych złych bakterii lub dobrych bakterii – są bakterie po prostu i one wszystkie są dobre i pożyteczne. Każdy ich typ ma swoje specyficzne działanie.
Kiedy się w celach eksperymentalnych wprowadzi do zdrowego organizmu bakterie „chorobotwórcze” one nie wywołują chorób! To szok ale tak właśnie jest. Naukowcy nie raz wprowadzali hodowle zarazków zapalenia płuc, gruźlicy i zapalenia opon mózgowych i… nie spowodowało to objawów choroby lub szkodliwych skutków. Te bakterie po prostu nie znalazły podłoża toksycznego na którym mogłyby się namnażać i to jest jedyne wyjaśnienie.
Inny dowód – kiedy się przeziębimy – przez pierwsze dni wydzielina z nosa jest sterylna – tam nie ma żadnych bakterii! Dopiero kiedy pojawi się ropa ruszają do boju i się namnażają pneumokoki, gronkowce i paciorkowce. Wcześniej ich nie ma, a więc to nie one są przyczyną przeziębień tylko jedną z wyżej wymienionych przyczyn - z przemęczeniem i złą dietą na czele.
Dowodem, że taka jest przyczyna przeziębień jest… brak leku na przeziębienie, jako że podczas jego trwania można zaobserwować aktywność ponad 150 różnych typów bakterii usiłujących się z nim uporać.
To choroba jest reakcją ciała na zatrucie a nie zarazki. One nie atakują, gdyż organizm sam reguluje ilość swoich mikroorganizmów. Jeśli organizm jest zdrowy zabija nadmiar bakterii oraz pasożyty, bo ma wbudowany mechanizm obronny. Bakterie są po prostu bezradne wobec białych ciałek krwi. To nie człowieka jest szkoda który złapał bakterię tylko bakterii złapanej przez człowieka – powiedział ktoś mądry.
Gdyby to bakterie powodowały choroby, nie byłoby… ozdrowień a rozprzestrzenianie się zarazków nie miałoby końca. Dowód – jeśli zdrowy rzekomo organizm łapie przeziębienie lub grypę i nie może się oprzeć atakowi zarazków no to jak później, kiedy jest osłabiony może w ogóle wyzdrowieć? To logika bez śladu sensu ale tak właśnie twierdzi medycyna. Nie wierzycie to proszę spytać lekarzy – tych wszystkich konowałów o wypranych w procesie szkolenia (wbijaniu dogmatów do głowy) mózgach. Gdyby to bakterie zaatakowały organizm jak twierdzi oficjalna medycyna, to proces ten powinien narastać do chwili całkowitego wykończenia organizmu w miarę… postępu choroby. Pożeranie chorego ciała powinno narastać oraz przyśpieszać i ustać kiedy wyczerpią się zasoby pożywki dla zarazków, prawda? Innymi słowy – nie będzie wyzdrowienia.
Jak więc jest naprawdę?
Organizm nie przeciwstawia się namnażaniu zarazków dopóki przyczyna choroby – toksyczne trucizny nie zostaną pożarte i proces chorobowy nie zostanie zakończony. Choroba to nic innego jak proces odtruwania organizmu. Zdrowienie to proces oczyszczania i kończy się kiedy cel został osiągnięty.
Mikroorganizmy czyli te całe drobnoustrojstwo, są w stanie usunąć wszystkie toksyny z naszego ciała. Ba, nawet skażenia polegające na niesłychanym wypływie ropy naftowej do mórz lub oceanów są bajecznie łatwo oczyszczane poprzez biliony bakterii – człowiek nigdy nie udoskonali bardziej tego naturalnego procesu.
Wirusy.
Natomiast wirusy nie są zjadliwymi mikroorganizmami wywołującymi choroby jak twierdzi medycyna tylko martwymi kawałkami komórek, które już obumarły lecz nie rozłożyły się do końca. Nie są zdolne do podtrzymywania życia i rozmnażania się nawet w warunkach laboratoryjnych. Nie są też wrogo nastawione do naszych organizmów – co do bólu lansuje pseudo medycyna. Nie są wrogo nastawione i dlatego wirusy nie mogą spowodować choroby, chyba że tak się bardzo nagromadzą i zabrudzą nasze komórki, że doprowadzą do śmierci jakiś układ wewnętrzny, na przykład krwionośny. Serwowane do znudzenia przez medyczną mafię filmy rzekomych wirusów wnikających do wnętrza komórki to w rzeczywistości widok komórki pochłaniającej wirusa aby go rozłożyć do końca po czym wydalić jako odpad z organizmu. Te filmy to zwykłe oszustwo mające zamaskować prawdziwy stan wiedzy, że wirusy są po prostu neutralnym ale zbędnym materiałem genetycznym pozbawionym życia. Rzekome zarażanie wirusem to w rzeczywistości proces fagocytozy – mający miejsce każdego dnia w naszych organizmach tysiące i miliony razy.
Parę faktów o wirusach:
- nie mają metabolizmu – nie mogą przetwarzać pożywienia i nie tworzą energii. Są jedynie wzorem informacji, ponieważ całe są genomami.
- nie mają zdolności do jakiegokolwiek działania – nie mają systemu nerwowego, aparatu zmysłowego, ani inteligencji, która mogłaby koordynować ich jakiekolwiek działania.
- nie są zdolne do samodzielnego rozmnażania, polegają całkowicie na „wymuszonej
reprodukcji”, głównie poza organizmem – z reguły w zbrodniczym laboratorium.
Aby wirus spowodował chorobę musi spełniać trzy warunki – po pierwsze być aktywny biochemicznie aby być zdolnym do działania, po drugie musi zatruwać więcej komórek niż organizm jest zdolny zregenerować – to ważny bardzo warunek i jeszcze do niego wrócimy, i po trzecie, organizm nie może być na niego odporny, to znaczy nie wskazane jest aby się już z tego typu wirusem spotkał i wytworzył system obronny. On musi go po prostu nie rozpoznawać.
Współczesna medycyna podporządkowana wyłącznie interesom koczowników stosuje rutynowo zabijanie zarazków, lekami, antybiotykami, surowicami i jest przyczyną zorganizowanej na niespotykaną skalę degeneracji całej ludzkiej populacji.
Każdą naturalną chorobę organizm jest w stanie samodzielnie pokonać i po przesileniu w procesie zdrowienia siły powracają samodzielnie do osłabionego organizmu. Rzekome zarażenie się to tylko brednie w celu wytworzenia u ludzi odruchu Pawłowa – czyli lęku przed bakteriami i wirusami. Jeśli do tego dochodzi dogmat, że doszło do zakażenia a choroba jest zakaźna mamy pełne pole do popisu dla medycznych szarlatanów.
Tymczasem goła prawda jest taka, że zakażenie lub zarażenie się jest bajką ponieważ toksyczne odpady powodujące choroby nie mogą być przeniesione z jednego organizmu do drugiego. To po prostu niemożliwe. Nikt nie może oddać swojej choroby komuś innemu tak samo jak nie może oddać swojego zdrowia, jasne?
Mówimy tu rzecz jasna o tym, że nie można się zarazić chorobą lub zdrowiem w sposób naturalny. Co do sposobów sztucznych to już inna sprawa ale ona jest u koczowników ściśle tajna.
Na czym polega ich brudny sekret?
Na tym, że nasz ładunek toksycznych trucizn możemy przyjąć jako zarażenie lub zakażenie na przykład w formie transfuzji polegającej na sztucznym wstrzyknięciu krwi osoby chorej do naszego organizmu. To dlatego koczownicy unikają jak diabeł święconej wody stacji krwiodawstwa wplatając ten sposób zarażenia nawet w jądro swojej religii – np. świadkowie jehowy. Oni (generalnie żydzi) bronią się nawet rękami i nogami przed spożywaniem krwi robiąc z tego istotę swojej „koszerności”.
Wszystkim pozostałym natomiast wciskają kolejny mit – o tym że krew jest czysta, że jest sterylna – co jest oczywiście kolejną pseudo medyczną bajką serwowaną po to, aby zdepopulować transfuzjami, chorobami krwi i przeszczepami organów ludzkość. Unikają też jak ognia szczepień degenerujących masowo poddane nim organizmy. Bo mało kto wie ale szczepionki to są po prostu skoncentrowane w wysokim stopniu DAWKI HODOWLANYCH WIRUSÓW.
SZCZEPIONKI TO SĄ WIRUSY powtarzam – WIRUSY a nie jakieś „szczepionki” i naprawdę warto to sobie zapamiętać. Wirusy tworzone w laboratorium – takie, na które nasz organizm nie jest przygotowany, ponieważ ich po prostu nie zna! Z tymi wirusami – czyli kawałkami nie rozłożonych do końca martwych bakterii w naszych ciałach radzimy sobie bo organizm je rozpoznaje. Z tymi bilionami dodatkowych a ponadto obcych – wstrzykiwanych w „szczepionkach” już niekoniecznie możemy sobie dać radę i wówczas mamy do czynienia z czymś co się nazywa LUDOBÓJSTWO lub „efekty uboczne”. I to o te „efekty uboczne” koczownikom chodzi w „szczepionkach”.
To są właśnie dwa brudne sekrety koczowników wiedzących dużo więcej o drobnoustrojstwie niż tak zwana współczesna medycyna – która notabene jest im podporządkowana w całości.
Współczesny świat opiera się na ich „medycynie” – a ich medycyna na antybiotykach – bezlitośnie zabijających pożyteczne drobnoustrojstwo. Na całej Ziemi w odstawkę poszła metoda naturalna – tak zwana terapia fagowa – polegająca na tym że bakterie pożerają bakterie lub wirusy. Dziś chyba tylko dwie kliniki jeszcze stosują tę terapię na calutkiej Ziemi – miliony innych klinik i szpitali już dawno przeszły na szkodliwe antybiotyki!
Nie ma „darmowych obiadków” – tak można sparafrazowac owe „darmowe” kawki i czekoladki czekające na naiwnych krwiodawców. To perfidna metoda ta idea krwiodastwa i żerująca bezwzględnie na nieświadomej populacji po to aby ją zarażać. O ilości żółtaczek i wyjątkowo agresywnych zakażeń z sepsą na czele – fundowanej przez „służbę zdrowia” nawet nie trzeba dziś nikomu wspominać, prawda? To celowa robota.
Tak więc co robić aby nie chorować? Te pytanie chyba dręczy każdego z nas, prawda?
Trzeba wiedzieć po prostu kilka podstawowych rzeczy
- nie istnieje coś takiego jak zakażenie,
- istnieją jedynie czynniki powodujące chorobę – czyli zatrucie organizmu – alkohol destylowany, kawa, papierosy, narkotyki, leki, tłuste i martwe pożywienie, (konserwy, fast foody), rafinowane „produkty” spożywcze typu cukier, brak wypoczynku, brak snu, brak ruchu, brak ćwiczeń fizycznych, niedobór witamin oraz brak światła słonecznego. I to są WSZYSTKIE przyczyny (naturalne) chorób.
Tada.
Pamiętajmy, że sam Pasteur przyznał się do błędu w swojej teorii że to zarazki wywołują zakażenia i choroby a następnie to zmienił w ostatecznej wersji ale współczesna podporządkowana koczownikom medycyna kurczowo trzyma się wcześniejszej, błędnej wersji, aby w dalszym ciągu osiągać zyski oparte na całkowicie mylnej teorii.
Dziś niemal każdy człowiek wierzy w zakażenie – tych wiernych jest chyba więcej niż w religii i to uzmysławia jak silną bronią są dogmaty – nie potwierdzone ale bezdyskusyjne „prawdy objawione” jakimi się karmi od małego każdego człowieka.
Najprościej chyba zastosować terapię szokową – działa najszybciej i jeśli ma otworzyć komuś oczy to otworzy skuteczniej od najdłuższej telewizyjnej debaty.
Odpowiedz sobie sam człowieku na te najprostsze pod Słońcem pytanie:
Jak kuźwa ludzkość niby przetrwała dziesiątki i setki tysięcy lat bez pasteryzacji, bez medycyny, bez konowałów, bez szczepionek i bez srania w banię przez miliony doktorów?
No jak to się stało?
I tutaj jest odpowiedź – otóż wszystko co powyższe jest totalnie zbędne! Chcesz być zdrowy?
No to się nie truj martwym jedzeniem, bo się… zatrujesz. A jak już się zatrujesz, (będziesz chory), unikaj sprzedajnych bardziej niż prostytutki konowałów, abyś nie został zatruty jeszcze bardziej. Stosuj tę zasadę a będziesz zdrowy i przeżyjesz niejednego profesora medycyny. I jeszcze jedno, absolutnie unikaj zastrzyków, krwiodawstwa, transfuzji, szczepień i tym podobnych nienaturalnych pseudo terapii. Wymieniać płyny ustrojowe można tylko i wyłącznie całując się z kobietami – otrzymamy wówczas niewielką lecz przyjemną dawkę ich naturalnej flory bakteryjnej i będziemy na babskie fochy już w pełni odporni
Nie daj sobie człowieku innymi słowy wstrzyknąć sztucznych wirusów po prostu, bo możesz ich tyle dostać od „życzliwych” koczowników, że twój organizm sobie z nimi nie poradzi po prostu.
Czasy Ludwika Pasteura, który dla dobra ludzkości opracował prawdziwą szczepionkę na prawdziwą wściekliznę i dał ją ludzkości za darmo – już dawno przeminęły. Czasy naturalnego ziołolecznictwa – pozbawionego „efektów ubocznych” dzięki unii jew-ropejskiej – przeminęły niedawno.
„To se ne wrati” – jak mawia czeski Netoperek – znany szerzej jako Batman.
Teraz są czasy Ludwika do mycia naczyń, Pana Propera no i tej WC Henkel-Kaczki do kibla – chemiczne czasy, gdzie alergia jest dostępna dla każdego na wyciągnięcie ręki
W zupełności myślę, że wystarczy samo to, że twój umysł został zainfekowany wiarą w zakażenie lub zarażenie przez zarazki. To naprawdę aż nadto i sam wiesz jak ciężko z tą infekcją się uporać, nieprawdaż?
Pójdziesz do stu lekarzy i stu ci tę właśnie „prawdę objawioną” poda – strasznie ciężko się uporać z tego typu infekcją ale warto spróbować – dla dzielnych, sceptycznych i niezwykle wytrwałych jest całkiem spora nagroda – dobre zdrówko i pogoda ducha
Bądźcie zdrowi.
A jak wam będą chcieli kiedyś przymusowo podać szczepionkę lub zastrzyk – leczniczy rzecz jasna – a to wówczas zabierzcie strzykawkę i wbijcie ją doktorkowi w dupę, po czym wciśnijcie tłoczek do samego końca – powinien również wam podziękować – pozdrawiam.
A teraz będzie bonus czyli małe co nieco o koczowniczym bioterroryzmie aby się komuś nie wydawało, że samo ignorowanie medycyny wystarczy. Nie, nie, nie, aż tak słodko w rządzonym przez koczowników świecie to nie jest. Koczownik nie śpi, koczownik czuwa, koczownik non stop myśli jak by tu zdepopulować ciebie i twoje potomstwo. Przeczytaj to człowieku bardzo uważnie, bo przypadek Afryki i murzynów jest dobrym przykładem – ta sama metoda będzie wkrótce stosowana do zdziesiątkowania Słowian i powinieneś w najlepszym razie mieć ciarki na plecach, jeśli tylko masz jakieś potomstwo. Jest bowiem tak jak to powiedział już ktoś mądry „Aby zło zwyciężyło nie potrzeba wiele – w zasadzie wystarczy po prostu bierność ludzi dobrych”. Tak więc bądź bierny lemingu no to czekać cię będzie ten sam poniżej opisany los, ponieważ jest to opowieść oparta wyłącznie na faktach.
(materiał zaczerpnięty z książki Leonarda Horowitza Emerging Viruses, AIDS, EBOLA – Natura, Accident Or Intencional [Powstawanie wirusów AIDS, Ebola – naturalne, przypadkowe czy zamierzone])
Wirus Ebola pojawił się w 1976 roku na granicy Zairu z Sudanem. To wirus sztucznie stworzony i dlatego był bardzo „zaraźliwy” – organizm ludzki go nie rozpoznawał po prostu i nie zwalczał. Co trzeci zarażony umierał. Chorzy szukali ratunku w szpitalach i po czterech miesiącach była to już epidemia. Wtedy rządząca Zairem marionetka – generał Mabutu wezwał na pomoc światową organizację zdrowia - koczowniczy nowotwór pasożytujący po prostu na globalnej służbie zdrowia. Przybyli jednak nie tylko koczownicy ale nawet dzielni Amerykanie z Centrum Kontroli Chorób i…?
I po kilku tygodniach poradzili sobie z epidemią.
Jak?
Ano byli tak dzielni że mieli gotowe testy na… nowego wirusa
Mieli też opracowane już zawczasu metody walki z nim, mieli wszystko ci dzielni Amerykanie. No wszystko z wyjątkiem… bogactw naturalnych Zairu i Sudanu.
Przypomnijmy że to wszystko działo się w parę lat po tym jak kraje afrykańskie kolejno wywalczyły sobie wolność od koczowniczych kolonistów. W Zairze to konkretnie CIA pomogła generałowi Mabutu dokonać zamachu stanu i objąć władzę. Gdy zbliżały się wybory i premier Lumumba mógł tę amerykańską marionetkę odsunąć od władzy w Zairze CIA już miała truciznę, aby kontrkandydata otruć ale nie zdążyła nawet, bo inny – wybuchowy agent uprzedził toksycznego agenta i wysadził Lumumbę w powietrze w zamachu. Były skandale, były afery, że CIA to rzeźnicy i że mordują czarnych, bla, bla, bla, gdzieś tam w Afryce. Kiedy więc w latach 70-tych Kongres USA zabronił CIA działań w Afryce koczownicy zaczęli działać pod płaszczykiem Banku Światowego, Korpusu Pokoju, Światowej Organizacji Zdrowia, Fundacji Rockefellera, NASA a nawet wszystkich możliwych organizacji dobroczynnych. Nazwali to Akcja Pomocy Dla Czarnego Lądu. Już prawie 50 lat trwa ta „akcja” i żaden z jej celów oczywiście nigdy nie został osiągnięty. Ta parodia trwa, satelity mające „szukać wody” szukają diamentów a tęgie głowy z NASA I MIT pracują nie nad pokonaniem tylko zwiększeniem nędzy tubylców. Kiedy stosunkowo szybko jak na murzyna, bo już po 10 latach Mobutu się zorientował co jest grane, wydalił wszystkich „Amerykanów” (amerykańskich koczowników), znacjonalizował wszystkie „amerykańskie” firmy i postanowił się zwrócić w stronę Rosji szukając prawdziwej pomocy zamiast neokolonializmu. CIA oczywiście przygotowała na Mobutu zamach. Nie udało się więc pół roku później pojawił się nasz stary znajomy… wirus Ebola. Mobutu wiedział, że tylko „Amerykanie” (koczownicy amerykańscy) mogą sobie z tym poradzić – wyprosił więc Rosjan i ponownie zaprosił „Amerykanów” a ci jak wiemy mieli gotowe testy i raz dwa poradzili sobie z wirusem Ebola.
Ta choroba jednak nie pojawiła się oczywiście w Afryce jako pierwszym miejscu. Cudów oczywiście nie ma i pierwsze przypadki jej wystąpienia nastąpiły w 1967 roku w Europie. Zgadnijcie gdzie?
W Jugosławii i w Niemczech.
Zgadnijcie gdzie?
W zakładach produkujących szczepionki.
Na pracownikach tych zakładów przeprowadzono pierwsze „testy” – i taka jest bolesna prawda.
Oczywiście podczas tej mini epidemii natychmiast pojawili się dzielni „Amerykanie” i ku zaskoczeniu wszystkich zaczęli badać małpy laboratoryjne – to był strzał w dziesiątkę a drugim strzałem był oczywiście już przywieziony gotowy test na obecność nowego wirusa. Cudów nie ma te małpy były sprowadzone przez firmę Litton Bionetics na co dzień zajmującą się pracami nad bronią biologiczną dla armii amerykańskej.
Kolejne testy nowej broni, czyli nowego wirusa przeprowadzono w Kongo – wykupiono tam obszar wielkości 1/3 Polski na wyłączność do wszystkiego co tam żyje i… wyprodukowanym w laboratorium wirusem masowo zaszczepiono małpy, po czym wypuszczono je aby sprawdzić czy wirus przeniesie się na ludzi. Nie udało się – pewnie murzyni nie garnęli się do współżycia z małpami.
Koczownicy więc zarazili tych biednych i negatywnie nastawionych do eksperymentów ludzi pod pretekstem masowych szczepień i to był strzał w dziesiątkę. Ebola okazała się niesamowicie trudna do opanowania i rozprzestrzeniała się błyskawicznie. O mały włos sytuacja by się wówczas wymknęła spod koczowniczej kontroli ale na szczęście udało się ją opanować… bombardując bombami zapalającymi i napalmem… wszystkie wcześniej zarażone wioski. Tak właśnie działają koczownicy i bądźcie tego co czeka Słowian w pełni świadomi – nie ma takiej podłości i takiej zbrodni jakiej by nie popełnili. Bezkarność bowiem rozzuchwala a w świetle tego właśnie, Katyń to wzór „humanitarnej” koczowniczej „zemsty” na niewinnych. Czasy Katynia odeszły – czasy Eboli nadchodzą szanowni państwo. Wasza bierność, wasza apatia – to raczej wszystko co koczownicy potrzebują, aby zwyciężyć i was po prostu wykończyć. Zachęcać ich nie trzeba na pewno.
Notabene nie zjadliwość lub podobny czynnik był przyczyną tak wysokiej śmiertelności jak dowiodły późniejsze badania ale sprawy o których już wiemy. Brak higieny, wysoka temperatura – sprzyjająca rozwojowi mikroorganizmów i przede wszystkim powszechne niedożywienie u ludności miejscowej oraz brak znajomości tego wirusa przez ich organizmy. To były przyczyny „sukcesów” Eboli w Afryce. Zupełnie ta sama „gorączka krwotoczna” mająca miejsce to tu to tam w Europie nie niesie ze sobą tak wysokiej śmiertelności, bo ludność jest w lepszej kondycji generalnie, czyli zdrowsza co daje wyższą odporność no i klimat nie sprzyja gwałtownemu rozwojowi mikroorganizmów, które jak pamiętamy z fragmentu o wirusach nie są zdolne do tego aby samodzielnie (poza laboratorium) się namnażać.
To cieszy. Ale z drugiej strony to, że koczownicy „pracują” to powinno mocno martwić. Na razie bowiem pracują nad tym aby nas „przygotować” – przy pomocy martwej i niezwykle podłej, (najpodlejszej wręcz w Europie) „żywności” i obowiązkowymi szczepieniami na tyle nas wstępnie zdegenerować, abyśmy utracili wysoki poziom naturalnej odporności i stali się jak ówcześni murzyni, bardzo podatni na coś zupełnie nowego… coś z czym jeszcze nigdy nie miały do czynienia nasze doskonalone przez tysiące lat Słowiańskie organizmy. Bo tak prawdę mówiąc jedynie coś nowego może oszukać nasz wbudowany system odporności. Koczownicy nie boją się nowych broni biologicznych i to powinno bardzo martwić każdego Słowianina, który posiada potomstwo. Na pewno „pracują” nad czym lepszym od Eboli, bo Ebola ma… wady. Wady, które nie pozwolą jej zdepopulować Słowian: zbyt szybko się ujawnia – natychmiast można więc odizolować ogniska choroby, łatwo się ją rozpoznaje – objawy są widoczne nawet dla laika – gorączka i krwotoki, prostymi zasadami higieny, maski, mycie rąk, jednorazowy sprzęt medyczny, można bez większego trudu opanować tego wirusa.
Kiedy Amerykanie zaczęli się masowo połapywać o prawdziwej roli Centrum Kontroli Chorób i zamierzali przez naciski na rząd odciąć tych ludobójców od dotacji oraz tym samym od dalszych „badań” – natychmiast na całym świecie wybuchło kilkanaście ognisk wirusa Eboli. Koczownicy z Hollywood też przystąpili do kontrataku i niemal z dnia na dzień wypuścili kilka wysokobudżetowych produkcji typu „Epidemia”, aby przekonać społeczność światową, że bez dzielnego Centrum Kontroli Chorób i jeszcze dzielniejszej Światowej Organizacji Zdrowia zwykłe lemingi na pewno sobie nie poradzą. Wszystkie koczownicze szmatławce typu Newsweek natychmiast też zaczęły urabiać opinię publiczną non stop podając materiały o dzielnych „pogromcach chorób” ratujących ludzkość przed problemem epidemii. To trwa do dzisiejszego dnia i dlatego myślę warto jest znać same podstawy czyli generalnie źródła chorób, czyli po prostu wiedzieć jaka jest rola drobnoustrojstwa – bakterii i wirusów. Każdy wtajemniczony człowiek, dziś wie dwie podstawowe rzeczy: pierwsza – że każdy jeden wirus mutuje – ten na przykład grypy jest co roku zupełnie inny i dlatego właśnie przygotowujący szczepionki na grypę pracownicy Instytutu Pasteura niepotrzebnie się na zeszłoroczny (nieskuteczny szczep grypy) nie szczepią! I druga – wirus Ebola jest jedynym wyjątkiem wśród wszystkich wirusów – jest taki sam jak kilkadziesiąt lat temu – i to jest dowód, że jest sztucznie wyprodukowanym wirusem. Sztucznym i nadal produkowanym dokładnie w tej samej formie!
Jest jeszcze jedna sprawa, o której bardzo niewielu wie nawet lekarzy – mikoplazma. Mikoplazma jest również sztucznie stworzona w laboratorium broni biologicznej armii Amerykańskiej w latach 40-tych ubiegłego wieku. Nie chodziło wówczas o broń zabijającą ale o okaleczającą i tak wzięto na warsztat zupełnie nieszkodliwą bakterię Brucelli i zaczęto ją uzbrajać w patogen przed którym człowiek nie posiada naturalnej odporności. Wyprodukowali krystaliczny czynnik toksyny silnie chorobotwórczy który można przewozić, przechowywać i rozpylać wszędzie. Zarażać można na wszelkie sposoby nawet infekując nim owady. Zarażenie może czekać w „uśpieniu” nawet 20 -30 lat czekając na „sprzyjający zbieg okoliczności” – uraz, kontuzja, złamanie kończyny, atak innej choroby. Stężenie 1010 toksycznej Brucelli powoduje AIDS – zespół nabytego (!) niedoboru odporności. 108 – zespół chronicznego zmęczenia. Natomiast 107 – wyniszczenie organizmu powodujące że zarażeni ludzie nie są zainteresowani tym aby przeżyć. Jedna torebka toksycznej Brucelli jest w stanie wywołać chorobę u wszystkich mieszkańców Europy. Krystaliczna postać Brucelli rozpuszcza się we krwi i żadne testy krwi lub tkanek nie są jej w stanie ujawnić – lekarze twierdzą zatem, że dolegliwości to… urojenia bo krew wg dogmatu pseudo medycyny jest… sterylna a testy którymi oni dysponują niczego nie „wykazują”! Mnóstwo żołnierzy amerykańskich „pracujących” z Brucellą cierpi dziś na stwardnienie rozsiane – i póki siedzi cicho ma wypłacane renty od armii. Tę chorobę bowiem także powoduje ta mikoplazma. Dopiero specjalne, (niedostępne dla ogółu konowałów) o wiele wrażliwsze testy na brucelozę ujawniły nielichy skandal – 95 % chorych na stwardnienie rozsiane posiada dodatni wynik na obecność Brucelli i to jest prawdziwa przyczyna owej „nieuleczalnej choroby”. Jeśli ktoś myśli naiwnie, że badanie nad bronią biologiczną wygląda tak jak na filmach, gdzie dzielni żydzi np. Dustin Hoffman ubrani w wypasione skafandry i jeszcze bardziej wypasione maski („mega”hit Epidemia) dzielnie walczą z próbówkami i mikroskopami i się co minutę narażają po to, aby uratować ludzkość, no to niech się obudzi z matrixa – w realnym świecie nie ma skafandrów i nie ma próbówek – są po prostu gigantyczne koczownicze zakłady chemiczne produkujące broń biologiczną na tysiące ton miesięcznie! To nie są mikroskopy i probówki kochani – tylko cysterny i setki cystern tygodniowo! Pod mikroskopem nie da się zatankować tysięcy gigantycznych samolotów NATO, jasne? To produkcja przemysłowa na… przemysłową skalę.
Pracownicy owych zakładów to są zawsze pierwsze ofiary zgodne z odwieczną koczowniczą regułą: „jest 10 chętnych na wasze miejsce” – i rutynowo nowe choroby wybuchają w fabrykach „szczepionek”!
Co się dzieje tymczasem z „produktem”?
Od lat pięćdziesiątych jest on po prostu… rozpylany nad amerykańskimi i kanadyjskimi miastami. Skażenie jest tak olbrzymie, że dziś... heh dziś każdy amerykański leming jest nosicielem toksycznej bruceli! Całe społeczeństwo jest chore na brucelozę, większość konowałów nie wie co to takiego, mamy kabaret zatem, a infekowanie nowych pokoleń i nieuchronna degeneracja całego „amerykańskiego gatunku” odbywa się na tysiące możliwych sposobów – w takiej na przykład południowej Florydzie wypuszcza się w sezonie biliony zarażonych komarów po to, aby zgodnie z założeniami twórców tej broni… unieszkodliwić społeczeństwo. No i jest ono unieszkodliwione – ma AIDS, ma Stwardnienie Rozsiane i jest chronicznie zmęczone. Wraz z rozwojem oprysków chemicznych ponad Europą – sytuacja robi się identyczna. Zachodnie społeczeństwa Francja, Anglia, Niemcy już od dawna są grubi - wiecznie głodni ze względu na martwą żywność nie zawierającą substancji odżywczych, słabi kondycyjnie i wysoce nieatrakcyjni – teraz do grona tych atrakcyjnych inaczej dołączają kraje Słowiańskie w miarę jak wstępują pod nadopiekuńcze skrzydełka NATO. I nie myślcie że oni „siebie też pryskają”, „siebie też trują” lub coś w tym sensie – o nie. Oni po pierwsze się nie szczepią i nie trują antybiotykami (a więc nie osłabiają swoich własnych organizmów czyniąc je podatnymi na opryski), po drugie nie oddają i nie pobierają krwi, po trzecie mają swoją zupełnie inną żywność – koszerną i halal, no i po czwarte oni nie… żyją w przesadnej sztucznie sterylnej czystości – którą fundują wyłącznie dla rasy białej robiąc przy pomocy mega propagandy wręcz z tego obsesję! Całe bloki reklamowe to przecież apteka i środki do sterylizacji – no tak czy nie tak? Otwórzcie oczy! Tymczasem sami koczownicy wręcz słyną z życia w brudzie i smrodzie, nieprawdaż? Częste mycie skraca życie – i jest w tym prawda ale koczownicy w drugą stronę przeginają i to też jest prawdziwe. NATO zatem nie pryska „jak leci” – NATO po prostu pryska, bo NATO na to jak na lato. Nie raz i nie dwa stwierdzano obecność wirusów i zmodyfikowanych cząstek krwi w smugach chemicznych. Trują nas milionami ton broni biologicznej pod płaszczykiem półoficjalnej – rzekomej „walce z ociepleniem” stosowanej przy pomocy smug chemicznych przez wojska NATO – wciskając zbyt dociekliwym lemingom, kity o proszku aluminium, który rzekomo odbija hen w kosmos jakiś promil światła słonecznego po to, aby nie przegrzać planety. Może i odbija ale nie tłumaczy to obecności w smugach chemicznych bakterii, wirusów i mikoplazmy, która jest sztucznym czymś pomiędzy bakterią i wirusem. Oni w rzeczywistości nie tracą czasu na klimat tylko trują i rozsiewają choroby na całe, calutkie, dosłownie społeczeństwo nad jakim mogą to robić mając władzę!
Jeśli komuś się wydaje, że pasożyt – czyli polityk działa na korzyść nosiciela lub dla jego dobra – no to powinien umrzeć – jak najbardziej, ponieważ taki osobnik posiada wysokie zaburzenia podstawowych procesów rozpoznawczych. Ale pozostali, ci którzy nie mają co do polityków złudzeń niech nie mają wątpliwości także co do jednego – świat się zmienia, stoimy na progu prawdziwej wolności i prawdziwie darmowej energii – niezależnej od pasożytów – są tysiące utajonych patentów i tysiące prześladowanych wynalazców, którzy na tym polu świetnych rzeczy dokonali. Świnie odwiecznie sprawujące skrycie władzę wiedzą doskonale o tym, że ten świat im się z rąk wymyka. I to jest doskonały powód dla nich, aby nie cofnąć się przed niczym. Dlatego trują! I dlatego nadal będą truli dopóki świat nie wyśle ich w końcu humanitarnie do komory gazowej, na szubienicę albo na gilotynę.
Zrozumcie, że większość surowców jest na półkuli południowej – północna jest już w większości wyeksploatowana, a zatem na południową pragną się przenieść tak zwane elity. Półkula północna jest już im do niczego niepotrzebna. Okradli ją do suchej nitki. Chcą ją jak Starożytnych Egipcjan i jak rdzenne ludy Ameryki – po prostu wytruć na dowidzenia, aby uniknąć psioczenia, aby uniknąć sprawiedliwości i sprawiedliwej zemsty. Jak już wytrują, to sobie usiądą, poskrobią się w brody, podrapią się w pejsy, wytrą tłustym rękawem zjełczały pot spod mycek no i napiszą sobie kolejny megalomański i martrylologiczny exodus o tym jak byli biednymi ubogimi niewolnikami no i z tej niewoli wzięli się zabrali no i dzielnie uciekli. Wcisną go jako „słowo boże” zapewne Australijczykom i… rozpoczną od nowa zabawę w wilki w owczej skórze. Historia to odwieczna walka dobra ze złem - w kółko i w kółko ta sama.
Witajcie w świecie urządzonym przez koczowników! To toksyczny świat pełnego jadu żmijowego plemienia!
Nieco więcej o drobnoustrojstwie i ich związkach z koczownikami w ubiegłych stuleciach opisywałem też w materiale o „czarodzieju” Nostradamusie:
http://innemedium.pl/wiadomosc/nostradamus-upiorny-sekret
Tak że z sarkazmem można na zakończenie powiedzieć – bądźcie cicho (no bo podobno pokorne cielę dwie matki ssie :-), nadstawiajcie drugiego policzka (a nawet dodam nadstawcie im jeszcze pośladki, bo tak właśnie każe ogłupiałym masom koczownicza jew-angelia no i to wszystko co koczownikom generalnie potrzeba do tego, aby was wykończyć – wasza bierność to tak naprawdę jedyny konieczny warunek, o którym oni marzą aby objąć władzę ponad światem. Możecie jeszcze aha, modlić się do Dżizusa albo jego mamy ale to są przecież żydzi więc nie liczcie że będą za was nadstawiać swoich pośladków. Oni tak z reguły – rutynowo wręcz są mało rozmowni a jeszcze mniej skłonni do ryzyka – wszystkie natomiast figurki Dżizusa i jego matki są za to niezwykle dobrymi słuchaczami. Te figurki są dużo lepsze nawet od konia, z którym o toksycznych koczownikach można by sobie w wolnej chwili porozmawiać. Koń ma łeb jak koń, no ale jak za dużo wysłucha to zdechnie - tymczasem figurki nigdy - i tym optymistycznym akcentem kończę i pozdrawiam.
A teraz módlmy się czyli spróbujmy wspólnie „z koniem o tym porozmawiać”
Komentarze
[ibimage==18164==Oryginalny==Oryginalny==self==null]
[ibimage==18164==Oryginalny==Oryginalny==self==null]
Strony
Skomentuj