Zlot Nad Kukułczym Jajem - część V
Image
W poprzednich odcinkach... Wesoły aspirant Mirek kontynuował z kukułczym jajem niegodziwy spisek, podczas kiedy nad sądem rozlegał się posępny łopot kukułczych skrzydeł... (podkład muzyczny jest oczywiście tutaj):
2014
Część V
Karnawał i Kupakabana
Zaraz po samowoli budowlanej Persila i jego żałosnym, ale mimo wszystko starannie przemyślanym przez sitwę Ewci szantażu, wezwałem Krakena, aby poradzić sobie z brudem, jaki ten parszywy osobnik naniósł do mojej rzeczywistości. Policja przybyła i zlikwidowała problem wskazując prosiakowi drogę do wyjścia. Persil wypłukał się razem ze swoim kundlem i sytuacja została opanowana. A teraz mała dygresyjka. Otóż pomimo wszystkich świństewek ze strony policji, jakie mnie dotychczas spotkały nie będę tego zjawiska generalizował, bo nijak nie mogę ani jednego złego słowa powiedzieć na patrolową policję. Odkąd tylko sięgam pamięcią to się okazuje, że zwykli gliniarze zawsze zachowują się normalnie, jeśli chodzi o poszanowanie prawa. To niewiarygodne ale jeszcze nigdy nie zauważyłem żeby policjant – tak zwany interwencyjny – zachował się wrednie. Wręcz przeciwnie, zawsze do bólu konsekwentnie przestrzegają obowiązujących przepisów, cierpliwie pouczają o kodeksach i ustawach, objaśniają opornym aktualny problem pod kątem prawnym oraz egzekwują jego przestrzeganie. Wszyscy patrolowcy z wesołego miasteczka z dzielnicowym włącznie, wykazują się wręcz nieziemską cierpliwością oraz tak, tak, taktem. Nigdy się nie podniecają, nie podnoszą głosu i starają po prostu łagodzić konflikty nie dążąc za wszelką cenę do ukarania kogoś tylko dlatego, żeby pod tym względem wyrobić jakąś chorą normę. Są jak roboty pozbawione emocji. Nawet tych czterech policjantów biorących udział w czasie rybackiego tanga zachowało się podczas zdarzenia normalnie. Ba, kiedy ktoś mojemu ojcu puknął autko na parkingu a potem uciekł – to był właśnie jeden ze „złych dotyków, które bolą całe życie” – policjanci z drogówki, to niewiarygodne ale słysząc od przechodniów o zdarzeniu sami z siebie odnaleźli jakiś czas potem sprawczynię i ją przyprowadzili do ojca, aby mógł sobie z nią powymieniać polisy. Niebywałe, bo mi się takie rzeczy nie zdarzają ale taka jest prawda więc nie mogę tego epizodu pominąć. Tak więc nikt mi nie wmówi, że mam jakieś urazy do policji, bo wcale tak nie jest. Jestem drobiazgowy i nawet trochę zbyt pedantyczny ale do policji patrolowej choćbym chciał to nawet nie mam się o co przyczepić.
Jednakże działania policji zza biurka, hmm… to zupełnie osobna opowieść. To ludzie pokroju Mirka nie mający z policją od brudnej roboty, kompletnie nic wspólnego i tu nie mogę ani jednego dobrego słowa o nich napisać. Nie natknąłem się po prostu jeszcze na komisariacie na dobrego policjanta. Sami mirkopodobni. Jeszcze nigdy w niczym mi nie pomogli, a zaszkodzili bezinteresownie niezliczoną ilość razy. Gdyby nie oni Ewcia już dawno by za swoje uczynki sprawiedliwie beknęła. Patrolowcom czasami aż się włos jeżył jak widzieli co ona wyczynia. A Ewcia nie jest aniołkiem, o nie. Kiedyś była zamieszana w gruby handel lewym paliwem – nawet wkluła się jako kukułcze jako w rampę kolejową oraz stację paliw – całymi pociągami szedł lipny diesel - i ponakręcała wówczas z tamtą sitwą tak gigantyczne wałki na akcyzie, że jak to wszystko sąd podliczył to się okazało, że nawet jakby wszyscy mieszkańcy wesołego miasteczka zrzucili się na grzywnę to i tak nie wystarczyłoby na odbudowę Warszawy. Ze dwie świątynie opatrzności można by zaledwie za tę grzywienkę postawić. Do dziś komornicy nękają ich intensywniej niż świadki jehowy a jej mąż, którego puściła z torbami uciekł najprawdopodobniej za granicę. Być może wtedy – kiedy miała małe dzieci i wpadła w ten gnój paliwowy – mirkopodobni przycisnęli ją i zrobili z niej policyjnego kapusia, zgodnie z zasadą, że jak komu ciężko to go wtedy najłatwiej skaptować – do końca tego nie wiadomo – wiadomo tylko, że obecnie bronią jej na przekór wszystkiemu, normalnie jak opętani. Tuszują wszystko co tylko Ewcia przeskrobie – nawet rzeczy, do których w sądzie się przyznała – jak chociażby celowa kradzież mojego prądu aby mnie na kasę zranić lub zameldowanie całej rodziny pod nieistniejącymi adresami. Oczywiście nie po to żebym dostał czynsz jakiś ale szału i garść nowych opłat i podatków. O kradzieży kluczy i zuchwałym przywłaszczeniu mieszkań nie wspomnę. Masakra. W efekcie Ewcia jest całkowicie bezkarna, zupełnie jakby miała czapkę niewidkę albo immunitet. Czasami myślę tak sobie, że gdyby Ewcia miała zęby i pogryzła na ulicy jakieś dziecko, to natychmiast przekazano by je do schroniska a rodzicom postawiono jakiś zarzut. I nie ma w tym grama przesady, bo żona brata, która tylko zaniosła do prokuratury powiadomienie o wyczynach Ewci – tych grubszych, których nawet nie wolno nie zgłosić – już dawno ma wyrok. Na 800 złotych mirkopodobni ją skazali. Nie tak źle, bo przecież mogli zabrać klucze do mieszkania albo zabić.
Dużo zatem jest ziarenek prawdy w miejskich legendach o dobrym i złym glinie, bardzo dużo.
Patrolowa policja przywróciła zatem na budowie stan zgodny z prawem i przez parę tygodni w końcu był spokój, ale dla „równowagi” (czytaj: trzymania mnie pod nieustanną presją) mirkopodobna policja postanowiła natychmiast go zakłócić. Powtórzyła się sytuacja kiedy mirkopodobny policjant Mirek nakłonił patrolowców do zmiany notatki z interwencji po to tylko, aby mnie z ofiary której zdewastowano samochód, uczynić sprawcę fikcyjnego napadu. Aby było śmieszniej jedna i druga policja jest z tego samego komisariatu.
No i niestety ale fakty są takie, że zaraz po tym jak wezwałem Krakena i dobiegło końca nielegalne użytkowanie budowy, Persil rozkwiczał się jak świnia i poskarżył Martusi. Loszka wpadła w szloszka u mamusi. Ewcia wypłakała się Mirkowi. Mirek zasmarkał cały rękaw prokuratora Grzesia. A prokurator Grzesio, tonąc w łzach nad losem szantażujących mnie prosiaków… uwolnił Orkę.
Nie ukarał sprawców, a już najbardziej nie ukarał Ewci która tym kręci, tylko zaczął mi życie zatruwać za to, że w sposób zgodny z prawem zaprowadziłem ład i porządek. Napuścił na mnie kolejną osobę, która w tej sprawie od lat zaniechiwała działań no i zrobiło się totalne bezprawie. I od tamtej pory, kiedy Grzesio ją uwolnił Orka bardzo dotkliwie gryzie mnie po łydkach. Paszczę ma jak łycha od koparki i kąsa jak oszalała. Za cholerę nie można jej zapędzić z powrotem do krainy orków. Mimo tego wszystkiego co przeczytać można było w poprzednich częściach: psychuszka, Mirki, Persile, Ewcie oraz ich donosy, sabotaże, prowokacje, zatruwanie życia, proszę uwierzyć, żadna z dotychczasowych utalentowanych bądź co bądź kanalii, nawet nie może się równać z Orką. Orka to zupełnie inna kategoria. Superliga. Rozpętała przeciwko mnie tak zmasowaną oszczerczą kampanię prawną, że wymiękają wszyscy podsrywacze razem wzięci. Ma wysokie stanowisko więc jej kłamstwa naprawdę dużo ważą. Odkąd została uwolniona rozrabia na moim podwórku generując kolosalne spustoszenia. Największe straty przynosi na polu logiki i dlatego kompletnie nie wiadomo jak z tym przerażającym organizmem walczyć. Odkąd wpadła mi do piaskownicy zabawa w budowanie domków straciła cały urok. Jej chaotyczne zachowania są tak nieprzewidywalne, że dosłownie wszystkie naukowe strategie zawiodły. Nie działa bat, nie działa marchewka, nie działa kadzidełko. Tu potrzebny jest kuter wielorybniczy, ale skąd u licha wytrzasnąć go w wesołym miasteczku?
Prokurator Grzesio zachował się jak dziecko z zapałkami - uwolnił gigantycznego demona i chyba nawet nie wie, jaka wielka będzie z tego powodu monstrualna katastrofa. Analizując jego czyny muszę tu obiektywnie znowu zrobić niewielką dygresyjkę. Otóż prokurator Grzesio nie jest zły. O nie. To dobry człowiek, który zupełnie przypadkowo zabrnął w tę sytuację, zgoła kuriozalną, ale po kolei…
Było bowiem tak. Najpierw ja zgłosiłem kradzież faktur do prokuratury. Potem on kazał zbadać sprawę Mirkom. Mirki oczywiście natychmiast Ewci ten gnój na siłę umorzyły ale tuszując sprawę popełnili niewielki błąd działając w zbytnim pośpiechu. Bo o ile można by jeszcze uwierzyć w umorzenie z powodu „nie wykrycia sprawców” no to jak można dać wiarę w to, że kradzież faktur „nie nosi znamion czynów zabronionych”? No jak? Toż to aż krzyczy: NIESPRAWIEDLIWOŚĆ, SKANDAL, BEZPRAWIE. Te haniebne umorzenie sprawiło bunt w całej piaskownicy. Wszyscy kopacze dołków zaszemrali z oburzenia. Kupa dzieci się natychmiast obraziła. I dlatego też prokurator Grzesio nie dał wiary w ten chłam i odmorzył umorzone przez mirkopodobną policję śledztwo. Chciał dobrze i rzetelnie sprawę wyjaśnić ale… pomiędzy umorzeniem, odmorzeniem i ponownym umorzeniem, ktoś z komisariatu Mirka zapewne pogadał z nim przez telefon i przekazał mu plotki jakobym leczył się psychiatryczne, bo „mam sprawę” tego typu na ich komendzie no i w efekcie tych pomówień, zawiodła prokuratora Grzesia cała jego niezawodna wcześniej zawodowa intuicja. Ta sama, która nie dawała mu spokojnie zamknąć podejrzanie szybko umorzonej sprawy ukradzionych faktur. Słowem, Grzesio dał wiarę Mirkom i olał mój problem z fakturami uważając mnie za debila jakiegoś. Hm… gdybym wówczas wiedział – kiedy on umarzał – że „mam” jakąś sprawę psychiatryczną – wszystko potoczyłoby się inaczej a prokurator Grzesio na bank by nie przeszedł na ciemną stronę mocy – bo i dlaczego miałby coś takiego robić? Jego postępowanie z początku tej sprawy jak najlepiej przecież o nim świadczy. Mirki go jednak przekabaciły i od tamtej pory prokurator Grzesio zupełnie bez powodu również życie mi utrudnia. Ewcia ma niesamowity talent, aby u miejscowych mnie pomawiać i na podstawie pomówień napuszczać na mnie innych ludzi, ale jego? Do dziś mnie to zastanawia. No ale nic, Grzesio umorzył no to umorzył – pies to trącał - jego sprawa. Ja na własną rękę odzyskałem duplikaty ukradzionych faktur więc nie będę płakał. Nie jest tak źle, bo straciłem tylko dwa tygodnie życia wisząc jak winogron we wszystkich biurach obsługi klienta, a mogłem stracić ćwierć życia kupując wszystko na nowo. Grzesio jednakże postanowił umorzyć tę kradzież. Rozumiem go, bo w końcu taki tam niewielki problem, czy śmierć trzech ludzi i przejęte po dwóch z nich mieszkania to sprawa warta zbadania, czy też błahostka niewarta podjęcia, to tylko i wyłącznie jego niezawisła decyzja. Umorzył to sobie, a więc jest jak chciał umorzone, ale po kiego mnie nęka i dlaczego od lat zaniechuje wobec sprawców działań? Dowodów przecież jest aż nadto. Był nawet osobiście na jednej z rozpraw psychiatrycznych z ramienia prokuratury i pytał na okoliczność trucia czy niby mam jakieś dowody w sensie badań toksykologicznych. Na moją rozprawę przychodziłem zawsze ja i moja pani mecenas, która po pięciu latach wreszcie się odnalazła. W końcu to moja rozprawa więc dziwne jakby przychodził mój sąsiad ze swoją znajomą, no nie? Ze strony prokuratury jednakże, za każdym razem był to inny prokurator. Nie wiem dlaczego oni tam tak mają. Może prokuratorzy grają w papier, nożyce i kamień i losują te rozprawy na które pojadą? Za każdym razem to inny prokurator domagał się aby mnie wsadzono w kaftan. W każdym bądź razie raz wylosował moją rozprawę prokurator Grzesio, no więc go spotkałem. No i on pyta czy mam toksyczne badania. Normalnie masakra, zupełnie jakbym był otoczony przez małe dzieci. A skąd ja mam takie rzeczy kuźwa posiadać? Ja mam rozpieprzony żołądek po tamtej rtęciowej hecy, na który ciągle zresztą się leczę i to tyle co ja mam w spadku po Ewci. W ramach radosnego psikusa zrobiła mi kanapki na dowidzenia kiedy wyjeżdżałem z Polski i ledwo z tego wyszłem za granicą. Mam wyniki, że nie mam wrzodów, mam recepty na probiotyki, na jakąś endoskopię jestem zapisany jeszcze w tym stuleciu, no i tego typu duperele posiadam. Skąd mam mieć badania toksykologiczne? To on przecież – prokurator kuźwa Rzeczypospolitej – ma to wszystko czego ja nie będę nigdy posiadał. On na przysłowiowe pstryknięcie palców ma do własnej dyspozycji całą cholerną medycynę sądową wraz z całym jej arsenałem technicznym. Przecież nie będę nikogo pouczał o możliwościach tej medycyny, tylko mogę uprzejmie dodać, że współczesna medycyna sądowa jest w tym co robi tak dobra, że nawet dwa wieki po śmierci Napoleona udało się jej udowodnić, że umarł na otrucie. Eksperci badając tylko kosmyki włosów Cesarza udowodnili, że zmarł bo był systematyczne podtruwany arszenikiem. Osobiście byłbym ostatnim, który by zapłakał gdyby te przykre Cygany, bękarty i ojczymy powytruwały się wzajemnie w cholerę, no ale fakt, że zabrali się za mnie to chyba można jakoś zbadać, ponieważ jestem uczciwym kolesiem. To oni nie są uczciwi, a ponadto to ich a nie mój apetyt niezdrowo rośnie. Apetyt na cudze mienie. Wcześniej żarłocznie, podejrzanie szybko i bezkarnie chapnęli dwa mieszkania więc w ramach zwiększonego apetytu obecnie chcą połknąć kamieniczkę. Od paru lat zatem staram się pomóc im udławić ale utrudnia to… prokuratura i policja. Ewcia już od dawna dosłownie po trupach zdąża do wytyczonych celów i to już chyba nawet dla niewidomych staje się powoli widoczne w moim wesołym miasteczku. Wszyscy to dostrzegają z wyjątkiem prokuratury oraz policji. Ludzi, których Ewcia „tylko” ocyganiła jest już mały legion a ludzi zwykłych, których jedynie nie orżnęła na rachunkach w swojej pizzerii to już dawno nie ma w moim wesołym miasteczku. Jej pizza zawiera sto procent wyrobów seropodobnych i całe cztery procenty wyrobów szynkopodobnych. U nadwrażliwych na tworzywa sztuczne, sraczka gwarantowana, bo przecież resztki niesprzedanego piwa, które dolewa do ciasta aby „się nic nie zmarnowało”, niestety nie zwiększają walorów spożywczych tej chemii, jako że w całości odparowują w piecu. Z pieca wychodzi dobrze wysmażona elastyczna cegła posypana dla zabicia smaku jakimiś trocinami. Ten stop tworzyw sztucznych tak się spieka ze sztućcami, że zmywarka z wrzątkiem nie jest w stanie tego zerwać. Aby domyć naczynia trzeba użyć dłuta. Ewci zamiary wobec mnie są z tych bardzo niedobrych – jak to na przestrzeni ostatnich lat już bez cienia wątpliwości okazała. A moja w tym wszystkim wina jest tylko taka, że stanąłem jej na drodze i ona nie może się z faktem, że jeszcze jestem pogodzić. Dom już stoi gotów a rodzinka prosiaków przecież już od dawna czeka z lipnymi fakturami. Ani razu jeszcze jej nie podesrałem, a Ewcia ani razu nie przegapiła ku temu okazji – to też o czymś świadczy, nieprawdaż? Jaki więc problem odmorzyć coś co było już umorzone, odmorzone i ponownie umorzone. Gdybym miał tak duże doświadczenie na polu umarzania jak prokurator Grzesio to bym tę sprawę odmorzył, na przekór tym wszystkim Ewciom i Mirkom. I to tyle dygresyjki.
Tymczasem Persil jak pamiętamy naznosił na moją budowę umywalek, wanien i innych urządzeń do oparzania prosiąt, jako osoba kompletnie do czegoś takiego nieupoważniona. Potem pomiędzy tymi wannami bezprawnie sobie zamieszkał, urządził w nim opartą na gryzoniach farmę, a jeszcze potem mnie szantażował, tak więc w sumie po niedługim czasie okazał się olbrzymią świnią, która sama mi się podłożyła. Zaraz więc jak tylko mi się prosiak zwalił na budowę i urządził na niej chlewik, wyruszyłem jeszcze w 2013 z kolędą do budowlanego nadzoru aby tam zasięgnąć porady.
W nadzorze okazało się, że siedzi sobie powiatowy inspektor nadzoru budowlanego – Monika. Aby zachować klimat tej gorzkiej opowieści powinienem użyć teraz imienia Monisia, jednakże tego typu zdrobnienie w tym wypadku jest po prostu niemożliwe. Nie przy tych gabarytach. Przy tak masywnej kubaturze można użyć tylko jej nieformalnego przydomka – Kupakabana. Kupakabana to postać niezwykle monochromatyczna. Z wyglądu przypomina postać z czarnobiałego komiksu. Ma wielkie białe zęby, których jest podejrzanie za dużo, jest cholernie opływowa i zawsze obowiązkowo ubrana na czarno. Wygląda po prostu jak Orka. Chyba jakiś złośliwy czarodziej ją okłamał, że czarne wyszczupla, ale to oczywiście nieprawda. Najgorsze, że Kupakabana w to uwierzyła pogrążając się doszczętnie w świecie mylnych założeń. Nigdy nie ubrała się w inny kolor niż pogrzebowy więc zawsze wygląda jak przedstawiciel handlowy hurtowni nagrobków. Nie lubię jej i nie dlatego, że wygląda jak pogrzebowy trębacz w stroju galowym. Jej się nie da lubić po prostu ze względu na jej charakter. Nie znam dosłownie nikogo kto darzyłby ją sympatią – taka jest więc smutna norma w wesołym miasteczku a ja niestety nie jestem wyjątkiem. Jedni się jej boją, inni nienawidzą. Sympatyków nie ma. Co gorsza ona o tym doskonale wie i dlatego jest bezinteresownie wredna. Kupakabana to klasyczny Tłustosz Biurowy, nadęty własną pychą wręcz do groteskowych rozmiarów. Jeden z tych nieomylnych egzemplarzy, który myli się zawsze i dlatego nigdy nie powinien piastować funkcji publicznej. W normalnym kraju by nie pełniła no ale ona jest dzieckiem Tuskolandi. Kupakabana to produkt chorego systemu zaprojektowanego jeszcze przez Wałęsę na nieuchronną klęskę. Zaraz po upadku komuny tacy właśnie jak ona powypełzali na powierzchnię niszczyć kraj krecią robotą na kluczowych stanowiskach. Z budownictwem ma tylko tyle wspólnego, że codziennie nakłada na twarz betoniarkę tynku. Jest jak Cygan w mennicy – jedną, wielką niestosownością – właściwie definicją nieporozumienia. Uważa się oczywiście za wszechmogącą, jednakże jest tak naprawdę jedynie straaaasznie grubym nieporozumieniem. Ale nieważne, nie wypada śmiać się tylko dlatego, że ktoś nie widzi komiksowej groteski w jaką popadł bazując latami na mylnych założeniach. Czas na śmichy chichy minął jakieś trzysta kilo temu. Teraz jest żałobna czerń i cmentarna, dramatyczna powaga – adekwatna do kompletnego braku dystansu do siebie i zerowego poczucia humoru. Drętwota maksymalna – nawet te katedralne grubasy przypominające przemalowane na fiolet hipopotamy nie są tak ponure jak Orka.
Po przybyciu do nadzoru przedstawiłem Kupakabanie po raz pierwszy problem samowoli Persila…
Jesienią 2013 roku. Kupakabana zapytała tylko czy jest pozwolenie na budowę. Odparłem że jest. Ona na to że w takim razie nie ma samowoli i mnie spławiła. Nie chciało jej się podjąć działań więc kontynuowałem zabawę w małego budowniczego samotnie a w jej trakcie na własną rękę kazałem Persilom zabierać zabawki i zabierać się z mojej piaskownicy. Potem pojechałem zarobić jakieś pieniądze.
Jesienią 2014 roku, jak tylko wróciłem zza granicy i stwierdziłem ze patologia, której kazałem spadać nie tylko się nie zawinęła ale nawet narosła, bezzwłocznie wezwałem Krakena. Czy ktoś z ludzi, którzy to czytają, może sobie wyobrazić obecność niemowlaka na budowie? Przecież to kryminał – musiałem zareagować – inaczej bym osiwiał. Ostatnia rzecz jaka na placu budowy jest potrzebna to jakiś mały Cygan. Powiedziałem Persilowi wieczorem żeby natychmiast spadał a rano jak nie spadł tylko grał w Playstation zabijając czas na bezrobociu wezwałam policję. Zaraz po usunięciu go ponownie udałem się do Kupakabany, bo już mnie zaczynał denerwować ten prosiak, który posunął się do nawet do szantażu. Przedstawiłem Orce szczegółowo ponownie cały problem z dzikimi lokatorami i zwróciłem uwagę, że w ustawie prawo budowlane jest interesujący artykuł o tym, że w przypadku samowoli budowlanej można drogą decyzji administracyjnej zobowiązać sprawców do jej usunięcia na ich koszt. Orka jednak pytała tylko z niezmiennym uporem czy jest pozwolenie na budowę. Odparłem że tak i ona doskonale przecież wie o tym. Orka wyszczerzyła zęby i odrzekła, że w takim razie nie ma samowoli budowlanej. No nic urzędnik – nawet w kształcie trzech zrośniętych urzędników - zawsze wie lepiej a zatem wyjaśniłem jej, że te pozwolenie wystawione jest wyłącznie na mnie, personalnie i nie wyobrażam sobie sytuacji aby na moim pozwoleniu żerowali bezkarnie jacyś nieupoważnieni natręci, którym wyraźnie czegoś takiego zabroniłem. Prosiłem ją o interwencję – czyli o to co właśnie robią Orki - w celu przywrócenia wreszcie na mojej budowie stanu zgodnego z obowiązującym prawem. Nie może przecież być tak, że ktoś sobie wchodzi na cudzą posesję, kradnie klucze, zamieszkuje i szantażuje że doniesie na właściciela że… on tam mieszka. No kurwa. Orka odparła jedynie, że nie chce robić kontroli „dla mojego dobra”. Obłudnie stwierdziła, że jakby zauważyła samowolę lub dzikich lokatorów to musiałaby mnie ukarać a nie chce. Mówiłem jej cierpliwie jak osobie niekontaktowej, że chodzi o tę samą sprawę z roku 2013 kiedy wbrew mojej woli nie posiadający pozwolenia na budowę i tytułu prawnego do nieruchomości obcy ludzie wtargnęli na teren mojej budowy i nielegalnie „pozatrudniali się” na czarno nawzajem a potem zamieszkali uniemożliwiając mi wręcz dalsze kontynuowanie robót. Ponadto zignorowali wcześniejsze usunięcie ich jeszcze zanim do tej samowoli doszło. Moje argumenty nie wzruszyły w ogóle Kupakabany i nie oderwała się od krzesełka. Musiała chyba niedawno przyjmować pokarm, bo w ogóle nie mogła się poruszyć. Zaniechała po raz już kolejny jakichkolwiek działań ograniczając się tylko do nabierania powietrza. Napuchła ale nic ponadto. Nie znam się na naturze Orek, nie mam też tyle pary w łapach żeby ją dźwignąć z miejsca, tak więc nie udało mi się jej nakłonić do wizytacji budowy. Ewcia jednak co jakiś czas ukradkiem wpuszczała za moimi plecami Persila. Wyjątkowo namolny jest ten prosiak. Przede mną się chował ale chyłkiem wciąż się przemykał do środka. Skończyło się to tym, że rąbnęli mi faktury. Nie mogąc więc na swojej własnej budowie spokojnie nadal pracować w…
grudniu 2014 zawiadomiłem prokuraturę o tym co się dzieje w mojej piaskownicy. W tym samym zresztą piśmie, w którym opisałem skradzione faktury. Prokurator Grzesio w zaledwie pół roku sprawił cud. Chyba rzucił pod jej norę parę świeżych śledzi, bo Orka to niebywałe ale w końcu odcumowała dupę od biurka, wyszła w morze, po czym w obłokach pary z nozdrzy równym kursem poszła prosto na budowę.
2015
w czerwcu 2015 szczęśliwie dotarła. Chyba dokuczały jej po drodze jakieś pola minowe, u-boty oraz drobne remonty, bo dokonała tego wyczynu w zaledwie dwa lata po samowoli. Ten rejs to musiało być najtrudniejsze 1400 metrów w całej jej karierze. Nawet konwoje do Murmańska nie miały tak… ciężko, bo Orka szła samotnie i bez lodołamacza. Być może po drodze na pewien czas przystąpiła do Amiszów, którzy ubierają się tak samo – nie wiadomo tego. Kotwicę rzuciła w okresie jak już Persile się rozzuchwaliły totalnie swoją bezkarnością i ponownie powróciły na budowę, gdzie już całkiem bezczelnie zerwały plombę, podłączyły sobie mój licznik, kradły prąd a nawet uzyskały zameldowanie na pobyt stały pod nieistniejącymi adresami, a zaraz jak je uzyskały pisały donosy, że nie opłacam wywozu ich śmieci. Takie właśnie były skutki zaniechań Kupakabany. Żeby skradzionego prądu obciążającego mój licznik nie było przypadkiem za mało, skurwiele byli tak mili, że wstawili do piwnicy, (do której nie miałem dostępu odkąd Ewcia wymieniła tam kolejny zamek) cztery piecyki elektryczne o łącznej mocy osiem kilowatów i one nabiły mi całkiem sprawiedliwy rachunek, bo chodziły sobie na okrągło przez całe lato. Wezwałem oczywiście policję od Mirka, policja zobaczyła że licznik jest podpięty a powinien nie być i powiedziała mi że z wyjątkiem zerwanej plomby wszystko jest dobrze. Aha. No cóż, napisałem więc pisemko do Enei i Enea też stwierdziła że jest dobrze, bo energia jest mierzona a więc nie ma tu działań na ich szkodę. Aha. Na swoich stronkach internetowych piszą co prawda o kradzieżach prądu zupełnie co innego, no ale w praktyce nie chcieli w ogóle się tym zająć. Ponieważ wszystkim zainteresowanym było tak bardzo dobrze Enea była tak miła, że zaczęła mnie windykować. Jedynie ja byłem zatem niechlubnym wyjątkiem wśród ludzi mających dobrze. Zgłosiłem więc kradzież prądu na moją szkodę u kolegów Mirka a z papierkiem od nich wywalczyłem w Eneii wstrzymanie się od windykacji do czasu wyjaśnienia przez organy kto, jak i komu zrobił z tym prądem aż tak bardzo dobrze. Już drugi rok jak ta sprawa sobie trwa i znajduje się w którejś już instancji, ponieważ prokuratura śle wniosek za wnioskiem aby tę kradzież Ewci umorzyć. Co się dzieje, to nawet nie wiem, bo sąd zamyślony nad lipną fakturą Ewci niby za skradziony prąd z mojego licznika, kompletnie zamilknął w tej kwestii.
Tymczasem Kupakabana, co jest bardzo interesujące, nie stwierdziła w czasie swojej „kontroli” obecności dzikich lokatorów ani oczywiście samowoli jakiej dokonali. Dlaczego? Otóż, cała ta patologia zabarykadowała się w przywłaszczonych lokalach i jej po prostu nie wpuściła do środka. Ona przymknęła na to oko udając że nic się nie stało. Coraz bardziej dziadowski zrobił się ten kabaret. Co jeszcze bardziej interesujące, Orka dopatrzyła się samowoli budowlanej owszem ale u... mnie (?) oraz przy okazji całej fury innych urojonych problemów rozpoczynając tym samym swój prywatny i bardzo osobistej natury karnawał obłędu. Ba, jako że tablicę informacyjną Persile zdjęły i wrzuciły do piwnicy to Kupakabana za jej brak wystawiła mandat kierownikowi budowy - odpał totalny. Surowa jest, trzeba jej to przyznać ale tylko dla ofiar a nigdy sprawców.
Dlaczego Kupakabana taka się zrobiła? Dlaczego jak Pokemon przepoczwarzyła się z nieruchomej jak Giewont Kupakabany w drapieżną Orkę?
To bardzo proste – prokurator Grzesio – ten który umarza, odmarza i nadaje inne klauzule aby prostą sprawę skomplikować i chyba uchronić sitwę Ewci przed odpowiedzialnością – wydał polecenie dla Kupakabany aby ta zatoczyła się na moją budowę i tam… zaczęła mnie dręczyć. Mnie – ofiarę samowoli a nie sprawców – których prokuratura i policja od lat świadomie lub nieświadomie ale ochraniają z niezrozumiałych powodów. Innymi słowy prokurator Grzesio spuścił Kupakabanę ze smyczy i poszczuł ją na mnie. Uwolnił Orkę. A Orka jest bardziej niebezpieczna niż pijana niedźwiedzica – ma dobre półtora metra w kłębie, kategorię sumo i biada tym, których stratuje prąc przed siebie truchtem nosorożca. Jest jak czołg i bez haubicy nie da się do niej podejść bezpiecznie. Nie wiadomo dlaczego Orka jest taka monstrualne ale wiadomo jedno – nie karmili jej nasionami. O nie. Żywić ją musieli przy pomocy koparki, bo wyhodowali potwora.
I w ten sposób nie ulega już dla mnie wątpliwości, że istnieje spisek czwartego poziomu w którym przeciwko mnie działa ramię w ramię policja, prokuratura i nadzór budowlany, albowiem wszystkie ich wzajemne działania są idealnie skorelowane w czasie i zsynchronizowane lepiej niż orkiestra symfoniczna. Całkiem duże siły zgromadzono aby zniszczyć jednego człowieka. Ci od Ewci muszą być już chyba trochę zdesperowani, bo zazwyczaj wykańczają ludzi w 5 – 6 tygodni a tu szósty rok trwa batalia i… nie dają rady. Hm… teraz to sam nie wiem czy jak uporam się z tą Godzillą z nadzoru to wezwą wojsko, czy legion 666 następnych psychiatrów ale wiem jedno – nie spoczną i nie odpuszczą. Na razie wypuścili tylko gigantycznego demona. A demon, no cóż…
Komunikacja werbalna z Orką pozostawia wiele do życzenia, jako że przypomina próbę nawiązania kontaktu z autystycznym dzieckiem. Orka jest całkowicie niekomunikatywna – organy słuchu ma w stanie zaniku i dlatego jest kompletnie odcięta od podstawowych bodźców informacyjnych. Reaguje tylko na pisma posługując się wyłącznie zmysłem wzroku. Ten jednak też zaczyna jej ostatnio szwankować, bo coraz częściej dostrzega rzeczy nieistniejące. Ustnych wyjaśnień na temat jej „spostrzeżeń” z powodu wspomnianych już problemów ze słuchem nie przyjmuje do wiadomości i zrobił się bardzo poważny problem na punkcie nawiązywania z nią zrozumiałego kontaktu. Obecnie jest to zamknięta w sobie, przerażająca istota żyjąca w świecie swoich własnych stanów wytwórczych. Jej chorobliwa niechęć do innych niż czarne ubrania to już coś więcej niż tylko fobia. Aby nie być gołosłownym podam garść przykładów:
Zaraz po swojej fikcyjnej kontroli – wykonanej zresztą natychmiast na zamówienie prokuratora Grzesia, po ujawnieniu w sądzie wałka Ewci z fakturami – Kupakabana wyimaginowała sobie, że wybudowałem się ze swoją piaskownicą nie na swojej ale na wszystkich sąsiednich działkach. Oczywiście bez zezwolenia. Samowolnie, rzecz jasna. Szybkich zarzutów wyssała sobie na poczekaniu więcej niż ludzie z sześcioma palcami u każdej ręki. Oczywiście sąsiednie działki były już zabudowane domami na lata zanim ja jeszcze rozpocząłem budowę swojego no ale ten paradoks nie zniechęcił jej do przelania na papier swoich fantasmagorycznych przemyśleń. To nie wszystko – Orka poszła na całość i aby te swoje urojenia „udowodnić” natychmiast obarczyła mnie obowiązkiem pomiarów geodezyjnych w wyznaczonym przez samą siebie terminie. Pomijam już to, że mój budynek jest plombą wstawioną pomiędzy już wcześniej istniejące budynki i nawet teoretycznie nie mógłby stać gdzie indziej niż powinien to poza tym jest prywatny. Oznacza to, że nie mam na jego budowę zawartego z nikim kontraktu i buduję go w swoich własnych ramach czasowych oraz w miarę swoich własnych możliwości finansowych. Ponadto legalnie, mając zatwierdzony projekt budowlany, wszystkie zgody, pozwolenia i tak dalej. Nic kompletnie mnie nie ogranicza pod tym względem oprócz oczywiście jawnie wrogich działań ze strony Ewci, bo tylko dzięki niej budynek nie jest gotowy juz trzy lata temu, jako że ja już od 2013 robię ponad „moją” jedną drugą, non stop powiększając między nami rażącą dysproporcję w zakresie nakładów. Moja połowa już od trzech lat jest w pełni gotowa do użytkowania i od trzech lat powinienem z niej czerpać dawno temu wypracowane korzyści. Jedyny problem stworzyli Persile, albowiem nie da się fizycznie zrobić na przykład klatki schodowej w sytuacji kiedy po niej non stop kręcą się jacyś nieupoważnieni ludzie. Jak w takiej sytuacji budować dalej lub kłaść na przykład glazurę? Hę? Kupakabana, mimo iż jej podejrzenia narodziły się w obszarach logicznie ujemnych nie dostrzegła tego co oczywiste ale bardzo uparła się, abym zrobił te pozbawione sensu geodezyjne pomiary. Na moje monity, aby wreszcie znalazła nielegalnych lokatorów oraz ich samowolę pozostała oczywiście głucha. Dostrzegłem tylko, że ponad połowa jej uszu w międzyczasie gdzieś znikła i pozostały jej na głowie już tylko górne części małżowin, co sprawia że jej uszy są obecnie jakieś takie elfie.
Nie chciałem pytać jej niezręcznie, co jest do cholery z tymi uszami, tylko zamiast tego dla świętego spokoju zamówiłem geodetę. Jeden nie wywiązał się ze zlecenia ale drugi owszem. Ewcia naturalnie nie dała na to nawet złotówki. Przy okazji zleciłem geodecie na tych wymuszonych przez Kupakabanę pomiarach, żeby zrobił inwentaryzację powykonawczą budynku, która przyda się do odbioru. I kiedy toczyły się moje przepierki z plemieniem Persila, geodeta...
30 grudnia 2015 roku zrobił te pomiary. Wyszły oczywiście dobrze. Orka już od jesieni przebierała nóżkami więc napisałem natychmiast do niej optymistyczne pisemko, że pomiary są ok i wszystko jest dobrze a wyniki pracy geodety podrzucę do nadzoru jak tylko je przemieli biurokracja i je otrzymam do rąk własnych - nastąpi to w okolicach końca stycznia - bo na taki termin była zawarta z geodetą umowa.
2016
Reakcja sitwy była błyskawiczna, bo już na samą wieść, że nie udupią mnie na polu błędów budowlanych…
5 stycznia Ewcia wyjątkowo nie nakłoniła innych popychadeł ale sama ruszyła dupę do gniazda Orki i w myśl starej cygańskiej zasady, aby dla odwrócenia uwagi po kradzieży najgłośniej krzyczeć „łapaj złodzieja”, złożyła tam szybki kłamliwy donos na mnie i Blondyneczkę, jakobym to ja z nią a nie Ewcia z rodziną mieszkał na budowie. Sprawa była tak dużej wagi, że Ewcia tym razem pofatygowała się osobiście. Składając donos dodała jeszcze, że Blondyneczka wynajmowała lokal ode mnie – po to aby dobrze zatuszować kłamstwem prawdę, że to ona 4 lata wynajmowała Persilom i babciom Kaziom zrobione przeze mnie lokale. Spełniła tym samym stary, dobry, perfidny szantaż Persila po to, aby mi zafundować 75 tysięcy kary za coś czego nigdy nie zrobiłem – za coś, co z premedytacją zaplanowała i dokonała jej sitwa w zmowie przeciwko mnie pod moją nieobecność. Hmm… prawda bowiem jest taka, że ani jedna osoba z mojej rodziny ani jednej nocy nie spędziła na budowie przez te wszystkie lata. Oni wiedzą po prostu, że tego robić nie wolno i czekają cierpliwie na zakończenie budowy. Tymczasem Ewci cała rodzina – trzy, cztery, w porywach do pięciu i pół osoby (półgłówek Persil) przebywały przez jakieś cztery lata, no ale tego Ewcia w donosie nie zamieściła. Tymczasem Orka łapczywie chwyciła donos w swe ostre zęby, założyła mi potajemnie kolejną teczkę, o której nie miałem mieć pojęcia i przywarowała z nią na pewien okres, czekając aż łup dobrze zgnije i napuchnie zagrzebany w mulistym dnie jej nory…
2 lutego tymczasem geodeta działał aby spełnić życzenie Orki, która nabrała w międzyczasie osobliwego przekonania, że jest złotą rybką i może wypowiadać życzenia. Z pieczątki na mapkach geodezyjnych z jego pomiarów wynika, że materiały te jeszcze 2 lutego były w ośrodku geodezyjnym, gdzie ten miły człowiek załatwiał formalności związane z wprowadzeniem budynku do ewidencji.
9 lutego urzędy skończyły mielić makulaturę. Rozliczyłem się zatem z geodetą i przekazał mi te materiały do rąk własnych. Zaniosłem je natychmiast do gniazda Orki, jednakże ona doskonale wiedząc już z mojego grudniowego pisemka o tym, że pomiary są dobre, z pełną premedytacją jeszcze...
4 lutego zdążyła wyprodukować jakieś „zawiadomienie o wszczęciu postępowania” przeciwko mnie. I nie chodziło wcale o ten donos. O nie, donos sobie jeszcze gnił. Chodziło o urojone zarzuty Orki, których w międzyczasie jeszcze jej przybyło. Wszystkie one oczywiście tylko z własnej dupy sobie wzięła szukając pretekstów ale poinformowała mnie w tym „zawiadomieniu” między innymi, że na podstawie KPK jako strona w jej bla, bla, bla, „postępowaniu” mogę zapoznać się i wypowiedzieć co do zebranych dowodów i materiałów w siedzibie nadzoru budowlanego (czyli w jej norze) w wyznaczonych do tego godzinach urzędowania. Jeszcze do tego wrócę. Tymczasem już na drugi dzień...
5 lutego Orka wyprodukowała „postanowienie o wstrzymaniu robót budowlanych”, nie dając mi oczywiście nawet cienia możliwości na zapoznanie się z „zawiadomieniem” i czasu na złożenia wyjaśnień. Zrobiła to celowo i złośliwie zaledwie dwa dni po... fizycznym zakończeniu robót budowlanych, po to tylko, aby kierownik budowy nie mógł formalnie zgłosić zakończenia budowy, gdyż on też czekał jeszcze na materiały od geodety. Natomiast zaledwie na czwarty dzień po wydaniu „zawiadomienia” Kupakabana szybko wypierdziała...
8 lutego „decyzję” o tym, abym przedłożył dodatkowe dokumenty, kiedy wszystkie wymagane już dawno posiadam, a ponadto nie dając mi ponownie nawet cienia szansy na przedstawienie ich, gdyż jeszcze nawet jej „zawiadomienie” nie dotarło do mnie. Chodziło jej o zupełnie nowy „projekt zamienny” i to w sytuacji kiedy dosłownie kilka dni wcześniej przygotowano budynek do odbioru kończąc inwentaryzację powykonawczą, która stwierdziła między innymi zgodność położenia budynku z planem zagospodarowania.
Te wszystkie jej „pisma” były wciąż jeszcze w drodze do mnie, kiedy pozapadały jej „decyzje”.
15 lutego na poczcie otrzymałem całe te wyprodukowane przez nią gówno hurtem...
17 lutego korzystając więc ze swojego prawa do składania wyjaśnień i przedstawiania dowodów jako strona jej „postępowania”, byłem razem z Blondyneczką w jej norze z całą dokumentacją w wyznaczonych przez nią godzinach. Niestety nie zostaliśmy wysłuchani. Nie doszło do dialogu, ponieważ Kupakabana niemal nie mająca już w ogóle uszu, wpadła w histerycznie nerwowy monolog, po którym stwierdziła, zanim zatrzasnęła nam drzwi przed nosem, „że nie ma na to teraz czasu”. Odmówiła nam tym samym możliwości zapoznania się z materiałami tej kolejnej już wszczętej przez siebie „sprawy” oraz złożenia wyjaśnień i przedstawienia geodezyjnych dowodów, (tych samych, których sobie „życzyła” ta karykatura złotej rybki) wymuszając tym samym złożenie ich na piśmie w formie odwołania. Te odwołanie jednak od jej decyzji jak sama natychmiast stwierdziła niezależnie od tego co zawiera i tak niczego nie da i decyzja pozostanie w mocy. Skąd u niej znajomość przyszłości? Całkiem możliwe że się poradziła w tej kwestii półcyganki jakiejś, no bo jak inaczej to wytłumaczyć? To po prostu jawne bezprawie, wszczynać przeciwko mnie jakieś postępowania i uniemożliwiać mi poznanie ich lub przedstawienia własnych dowodów, tym bardziej pisząc z obłudą, że mam do tego jako „strona” zagwarantowane prawo. To również kolejny dowód na zmowę, jaka się dzieje za moimi plecami. Słowem, od tego momentu przestali już nawet szukać na mnie haka. Zaczęli haki po prostu wymyślać. Blondyneczka słysząc taki obrót sprawy z bezsilności aż się popłakała ale Orka była twarda. Bardzo mężnie zniosła jej łzy i z satysfakcją stwierdziła, że jej nie interesuje nasza sytuacja osobista, czyli brak dachu nad głową – dachu legalnie wybudowanego już trzy lata wcześniej. Dachu bezprawnie zajętego przez pasożytów Ewci. Orka od jakiegoś roku doskonale wiedziała jaka jest sytuacja, bo byliśmy u niej z milion razy zgłaszać ciągle jeden i ten sam problem – problem namolnych świń które nam się podłożyły. Wiedziała też, że chcemy z Blondyneczką zamieszkać we własnym domu i otworzyć działalność gospodarczą, po to aby się nie włóczyć po świecie i nie użerać z Persilami działającymi szkodliwie pod naszą nieobecność i całkiem wyrozumiale podchodziła do tego typu informacji. Ale kiedy przyszedł czas… wbiła nam nóż w plecy ciesząc się z wyciętego nam psikusa. Ha, ha, ha Blondyneczka całe lato ciężko harowała za granicą i ciułała cenciki aby po powrocie urządzić własny salon kosmetyczny a tu proszę bardzo: Orka odmówiła jej tego po zaledwie roku zwodzenia, co nie jest nawet i takie złe, bo przecież mogła zabić albo zwodzić pięć lat, no nie? W tej sytuacji Blondyneczce pozostało tylko otrzeć łzy i z przywiezionych pieniążków zapłacić za… prąd i wodę, który nakradła Ewcia z plemieniem prosiaków pod naszą nieobecność no i wynająć sobie lokal na działalność gospodarczą ulicę dalej skoro Orka nie wyraziła zgody na użytkowanie mojego obiektu. Kolejne pieniądze zostały w ten sposób zmarnowane, tym razem na niepotrzebny wynajem. Ewcia jak wiemy natychmiast złożyła kłamliwy donos, że Blondyneczka wynajęła lokal na budowie no ale Orce nie przeszkadzało to że lokal Blondyneczki jest wynajęty na innej ulicy do tego aby wszcząć „postępowanie” za to że wynajmuje go… na budowie. Obłęd Kupakabany wszedł w najintensywniejszą fazę karnawału a jej nadpobudliwa gorliwość do badania kłamstw odpowiada jedynie jej zaniechaniom do badania prawdy.
Kupakabana to naprawdę niezły kawał drania – ale wtedy jeszcze tego o niej nie wiedziałem. Do tamtej pory traktowałem ją z normalnym szacunkiem – takim jaki ma u mnie na kredyt każdy jeden człowiek, którego poznam. Obecnie nią gardzę. Dlaczego? Ponieważ to bardzo niegrzeczna dziewczynka. Monstrualnie zdeprawowana. Kiedyś była powiatowym inspektorem nadzoru w Świnoujściu. Zasłynęła na cały kraj, kiedy pod jej nadzorem „remontowano” tam blok socjalny – przeznaczony dla biednych Polaków już wpędzonych w nędzę przez inwazyjnych tasiemców pokroju Lesia. Podczas tego „remontu”, który Orka „nadzorowała”, nie tylko zmalwersowano ze środków publicznych, jak piszą tubylcy na świnoujskich portalach kilka milionów złotych, ale już po nim ten budynek natychmiast opanował grzyb, gryzonie oraz robactwo. Wszyscy oczywiście zaniechali działań – w końcu to Polacy mieszkają w tym syfie - więc nie ma powodu do niepokoju, nieprawdaż? Dopiero więc po wybuchu głośnej na całą Polskę epidemii świerzbu (!) NIK przeprowadziła u Kupakabany kontrolę w wyniku której ta krowa została wreszcie usunięta ze stanowiska. Niestety, zamiast do łagru zesłano ją do mojego wesołego miasteczka. Na identyczne stanowisko. Teraz tu Kupakabana odreagowuje brak urody oraz resztę wrodzonych problemów. (Fraza: „świerzb”, „powiatowy inspektor”, „Świnoujście”, „NIK” i wujek Google dostarczy tony materiałów w tym PDF-y czyli ustalenia NIK pokontrolne.)
Ta zimna i bezduszna sadystka, celowo i z premedytacją uniemożliwiła mi odbiór budynku dosłownie tuż po zakończeniu budowy. Budynku nawet na jotę nie różniącego się od reszty domów na tej ulicy.
Lata użerania się z cygańską patologią w momencie uporania się z nią… poszły na marne. Chodziło Orce o to, aby Ewcię zadowolić, a Ewcia jest zadowolona tylko kiedy nie mam środków do życia. Serio. Kiedy mam przy sobie jakąś kasę nie wtopioną w tę budowlaną skarbonkę, natychmiast popada w lęki i stany wewnętrznego niepokoju, które uzewnętrznia nieświadomie sycząc we śnie. Świadomość, że mam pieniądze nie pozwala jej normalnie zmrużyć oka. Ewci największym marzeniem zawsze było zrobić ze mnie niewolnika. Dosłownie - tak jak z babci Kazi. To przecież właśnie po to mi zaaranżowała z Mirkiem psychiatryk. Babcia Kazia jest od czterech lat ograbiona ze wszystkiego i jest kompletnie uzależniona od Ewci. Być może nawet jest już ubezwłasnowolniona, ale do końca tego nie wiem. Jak przystało na kukułcze jajo Ewcia jak tylko obrosła w piórka zadziobała ojczyma Mietka – jedyna osobę troszczącą się o Kazię i żeruje na niedołężnej ciężko chorej matce bezwzględnie jak larwa. Babcia Kazia tyra jak koń na Ewcię za dosłownie miskę zupy. Ewcia zagarnęła jej oszczędności życia, mieszkanie, samochód, emeryturę a teraz gra Matkę Teresę „utrzymującą mamusię”. Prawda jednak jest taka, że babcia Kazia z wesołej, szczęśliwej i w pełni niezależnej emerytki szybko została zredukowana do bezwolnej sprzątaczki, kelnerki, pomocy kuchennej i tragarza zakupów. Za darmochę rzecz jasna eksploatowana jest jak koń ta 70-letnia staruszka. Ale daje radę. Daje, bo nawet 20 kilo dobrze konserwowanego pomidora z Lidla może na ulicy uciągnąć pociskając do pizzerii, a dużo młodszy od niej pan Antoni padł przecież z wyczerpania, kiedy tylko zaczął pracować dla Ewci. Hm… Ewcia jako biznescyganka nie jest co prawda tak hojna jak III Rzesza, bo daje za niewolniczą pracę tylko jeden posiłek dziennie, zamiast trzech jak mieli ci szczęśliwcy w Auschwitz, no ale nadrabia to psychotropami i chyba czymś na wzmocnienie, bo bez czegoś takiego babcia Kazia nigdy w życiu nie dała by rady tych puszek z pomidorem dźwignąć i przez pół miasta przeciągnąć do Ewci pizzerii. Te podejrzane pigułki Ewcia podaje babci Kazi co godzinę, żeby nie chodziła głodna. Z drugiej strony Ewcia w sumie nie jest też tak do samego końca skąpa, bo faktem jest potwierdzonym przez naocznych świadków, że przy niedzieli i od święta czasem oprócz michy da mamie jakiś brzęczący pieniążek, aby babcia Kazia miała co wrzucić w koszyczek u księdza. Za to tylko co ona jej zrobiła, i nadal zresztą robi, Ewcia powinna już dawno być w pudle. W pudle… a tymczasem dzięki mirkopodobnym Ewcia robi na mieście za Matkę Teresę – no to jest tak chore, że bardziej być nie może. No bo przecież używa babci Kazi nie tylko jako roboczego konia ale także jako słupa po to, aby wyszarpać ode mnie kolejne mieszkanie, a przy okazji wydymać z podatku skarbówkę – te wszystkie lipne faktury są tego koronnym dowodem. Ewcia jest na serio z piekła rodem. W ogóle nie rozróżnia dobra i zła. Dostała kiedyś żółwia – dawno temu, kiedy jeszcze była małą kukułką i dopiero obrastała w piórka. Wystawiła go na balkon i poczekała aż zdechnie z głodu. Zasuszył się – rzekła. Ten inwentarz po Persilu też wzięła po jego spłukaniu pod skrzydła. Chomiki, rybki i reszta ferajny prosiaka zasuszyła się jeszcze szybciej od żółwia. Ewcia to klasyczny zły psychopata i chyba już tylko dobry psychopata może ją poskromić.
Tymczasem Orka szalała na moim podwórku. Aby nie być gołosłownym i żeby każdy mógł wyrobić sobie co do niej własne zdanie, podam niektóre tylko przykłady jej dotychczasowych „ustaleń” dotyczących mojego małego placu zabaw:
- już drugi rok kłamie z uporem autystycznego dziecka, że buduję nielegalnie, czyli na nie moich lecz sąsiednich nieruchomościach. Oczywiście samowolnie i nielegalnie. Następnie wbrew oczywistym dowodom na to, że się myli wszczyna w te swoje „postępowania” i powiadamia jeszcze o nich sąsiednich mieszkańców po to tylko, aby mnie zniesławić lub wprowadzić z nimi w konflikt sugerując niedorzecznie, że się wybudowałem na ich posesjach. Podjudza na sąsiadów nieustannie. Non stop pod płaszczykiem pisemek urzędowych śle do wszystkich okolicznych mieszkańców swoje oszczercze pisma w których mnie pomawia o wejście na ich teren bez pozwolenia na budowę. W rzeczywistości wina leży w tym, że nie mająca bladego pojęcia o pomiarach Orka posługuje się krawiecką miarką, a błędy jakie osiąga robiąc tym czymś „pomiary” wynoszą ponad pół metra. Dlaczego? Do końca nikt tego nie wie. Moja prywatna teoria jest taka, że jej krawiecka miarka w celach samooszukiwania się podmieniona została z centymetrowej na mierzącą w calach – Orka się w ten sposób wyszczupla i poprawia sobie nastrój w ramach autosugestii.
- twierdzi kłamliwie, że podczas budowy dokonano zmiany charakterystycznych parametrów budynku - a w rzeczywistości budynek stoi idealnie tam gdzie powinien z dokładnością do kilku centymetrów, które ponadto są na moją nawet niekorzyść. Te zupełnie nieistotne centymetry zajmują budynki sąsiednie stojące na mojej działce.
- kłamie, że poziom parteru został wyniesiony o ponad metr ponad poziom terenu - kiedy w rzeczywistości jest to kilkanaście centymetrów. Wina znowu leży w tendencyjnie wykonanych pomiarach, które nie uwzględniają dużego spadku ulicy i oczywistego faktu, że poziomy parter z jednej strony budynku znajduje się dużo wyżej od ziemi niż z drugiej.
- pomimo posiadania wszystkich wymaganych prawem dokumentów, zgód, projektów i pozwoleń Kupakabana żąda nie wymaganych jak na przykład jakichś wymyślonych przez nią w naprędce tajemniczych badań geologicznych gruntu, w sytuacji kiedy budynek od ośmiu lat już na tym gruncie stoi i ma się dobrze.
- kłamie, że dokonano zmian zagospodarowania terenu wykonując zjazd do garażu i dojście do podwórka - w rzeczywistości do projektu jest dołączony plan zagospodarowania terenu, na którym przewidziano wejście do budynku oraz zjazd do garażu.
- kłamie w swoich „postępowaniach”, że instalacja kanalizacji sanitarnej nie jest wykazana w projekcie, opisach technicznych i nie załączono warunków przyłączeniowych do sieci. W rzeczywistości to wszystko czego ona nie widzi znajduje się oczywiście w zatwierdzonym projekcie budowlanym, a geodezyjna inwentaryzacja powykonawcza tej instalacji - jeszcze z roku 2008 stwierdza że wykonano ją zgodnie z projektem. To samo twierdzi protokół odbioru końcowego tej kanalizacji również z roku 2008.
- kłamie, że parter budynku został wyniesiony na wysokość 115 cm - w rzeczywistości został on wyniesiony zaledwie o 68 cm, ponieważ wystąpiły błędne założenia projektowe (na całej zresztą ulicy jest identyczna sytuacja) i gdyby nie został on wyniesiony to raz że doszłoby do katastrofy budowlanej, gdyby wykonano wykop poniżej fundamentów budynków sąsiednich, a dwa, parter znajdowałby się w absurdalny sposób... poniżej poziomu terenu. Winna tym półmetrowym błędom znowu była tylko krawiecka miarka oraz niechęć dostrzeżenia tej oczywistości, że dosłownie wszystkie budynki sąsiednie są „wyniesione” identycznie. Budynki, stojące na długie lata zanim ja zacząłem budowę mojego i to ich obecność wymusiła te samo „wyniesienie” na ten sam poziom, jak w pozostałych.
- Kupakabana najwidoczniej naczytała się Szekspira, bo w jednym piśmie pisze, że wykonano zjazd do garażu a swoim w protokole z kontroli, że nie wykonano zjazdu do garażu. Zjazd do garażu zatem ma dylemat godny Hamleta: być albo nie być. W rzeczywistości ten zjazd niby jest „być” ale jego „jestestwo” polega na tym że to póki co to tylko piach i błoto które ma zaszczyt „bycia” po pracach ziemnych z użyciem koparki.
- musiała też poczytać sobie Freuda, bo spustoszenia w jej umyśle sprawiły, że obecnie uważa, że tego zjazdu do garażu nie ma w projekcie - a w rzeczywistości znajduje się w projekcie plan zagospodarowania zawierający ów zjazd do garażu, na którym ponadto zaprojektowano jego nawierzchnię z kostki betonowej.
- Kupakabana w ferworze epokowych odkryć ujawniła też nie mniejszą od kopernikańskiej rewelację, że połać dachu nad klatką schodową obłożono „łatwopalnymi” panelami pcv - a w rzeczywistości już od roku nie chce przyjąć do wiadomości informacji uzyskanych od samego producenta, że te panele są niepalne, noszą nazwę podsufitka i są przeznaczone właśnie do wykończenia połaci dachowej między innymi klatek schodowych.
- kłamie, że drzwi do mieszkań „setki” są za wąskie, a tymczasem zatwierdzony projekt zakłada wykonanie otworów na drzwi w murach o szerokości 100 cm oraz montaż korespondujących z tymi otworami drzwi o szerokości 90 cm. Wstawione są w praktyce drzwi o szerokości 95 - 97 cm - czyli tak zwane setki. Ze wszystkich osób jakie znam jedynie Kupakabana ma problem zmieścić się ze swoją dupą w metrowych drzwiach twierdząc że są „za wąskie”. „Za wąskie” drzwi tak naprawdę oczywiście kazał jej wymierzyć prokurator Grzesio, któremu napisałem, że Ewcia robiąc wałek z fakturami zakupiła na inne posesje drzwi dziewięćdziesiątki, podczas kiedy na mojej budowie znajdują się setki. Efekt jest taki, że uwolniona Orka już drugi rok staje na głowie aby mi udowodnić „za wąskie drzwi”, aby wybielić Ewcię i zatuszować zgłoszony do prokuratury wałek dotyczący jej lipnych faktur w tym między innymi drzwi, hydrauliki i kanalizacji. Efekt tych matactw? Orka zamiast potwierdzić prawdę czyli, że u mnie jest wodociąg z rur stalowych a na innej posesji Ewci rury plastikowe (z fałszywych faktur) Orka „stwierdziła” że… ja nie mam kanalizacji. O.
- kłamie, że w trakcie prac fundamentowych dokonano wzmocnienia fundamentów, bez udziału osób posiadających do tego uprawnienia budowlane. W rzeczywistości, to właśnie posiadający te uprawnienia Kierownik Budowy zadecydował o wzmocnieniu fundamentów ze względów bezpieczeństwa - zgodnie zresztą z zatwierdzonym projektem budowlanym i jeszcze nie słyszałem o przypadku aby wzmocnione fundamenty były czymś nielegalnym.
- kłamie, że w garażu nie wykonano wentylacji - a tak naprawdę są tam dwie - jedna grawitacyjna a druga nawiewna.
- kłamie, że na działkach miejskich buduję bez pozwolenia. Tymczasem miasto osiem lat temu udzieliło mi pisemnego pozwolenia na wybudowanie tam przyłącza wodnego i kanalizacyjnego do sieci miejskiej.
Tego typu rzeczy są według obłąkanej w swym szale Orki „istotnymi odstępstwami” mającymi dać jej pretekst do nękania mnie w nieskończoność. Męczy mnie już odrobinę ten kaszalot przeklęty. To że te jej zarzuty to są bzdury - nie stanowi dla niej żadnego problemu. Jest zakłamana do granic możliwości. Najważniejsze jest dla sitwy, że Orka z sukcesem odwleka mi w nieskończoność możliwość zamieszkania we własnym domu – grając na czas do czasu aż sitwa w coś skutecznie mnie wrobi – to już się dawno stało dla wszystkich oczywiste. Ja już przywykłem, że się mnie bezpodstawnie pomawia, oczernia i oskarża a zaraz potem wszczyna „procedury” na podstawie tego urojonego gówna. Nie wiem czy jest na to jakaś rada, bo mi się wcale nie chce bawić w odkłamywanie kłamstw pomawiaczy, skoro to na pomawiaczach spoczywa ciężar dowodu. Po tamtej słynnej na cały kraj epidemii świerzbu w Świnoujściu, Orkę najwidoczniej nadal świerzbią płetwy aby normalnym ludziom życie zatruwać.
Zamiast rozmawiać merytorycznie o rzeczywistych problemach Orka nieustannie zmienia tematy sprowadzając je w obszary logicznie ujemne, jak chociażby wysuwając absurdalne propozycje, że plany poszczególnych pięter w projekcie budowlanym zamiast rozkładu pokoi i innych pomieszczeń, powinny zawierać granice działki (!) sugerując od razu, abym za brak tych granic wytoczył następnie projektantowi jakiś proces sądowy.
Później sytuacja się zrobiła wręcz krytyczna kiedy na tej budowie zaczęli przetrzymywać umysłowo babcię Kazię – którą zaszczuli i ograbili z całego majątku jeszcze zanim dobrali się do mnie. To co oni jej robili kwalifikuje się pod tortury co najmniej ale dla Orki i prokuratora Grzesia to nie stanowi problemu. Bawią się moim kosztem świetniej nawet niż mirkopodobna policja. Podstawieni w sądzie psychiatrzy przebąkiwali nawet coś, że poruszając ten temat cierpię na „nadwrażliwość jakąś”. Aby się babci Kazi pozbyć sprawcy jej nieszczęść nie wzięli jej do siebie. O nie. Nie zamieszkała z jedną córką, z drugą córką, nie zamieszkała z żadnym wnukiem: Szymonkiem lub Martusią, tylko zainstalowali ją w kolejnym lokalu na budowie, do którego wymieniono bezprawnie moje zamki. Swoją mamę i babcię podrzucili do mnie. Pieprzone kukułki. Zamykali ją na całe noce a ta wyła nie mogąc się wydostać. Policji i prokuratury całymi latami to nie zainteresowało, bo nawet nie wszczęto nigdy w tej sprawie żadnego dochodzenia. Zacząłem więc samodzielnie te praktyki filmować aby uzyskać dowody. Są zatem nagrania audio wideo z tych wszystkich poczynań oraz jest świadek naoczny, bo przecież przy tym cyrku zatrudniłem dozorcę aby mieć chociaż jednego świadka na to co Ewcia wyczynia. I kiedy w końcu oficjalnie zmusiłem Kupakabanę drogą pisemną do opisania tej sytuacji w świetle obowiązującego prawa - z czego już nie mogła „dla mojego dobra” wymigać się - a potem wstawiłem kratę, aby uniemożliwić dostęp na teren budowy dla ludzi nieupoważnionych, tych na których obecność latami przymykała oko, obecnie to... Kupakabana a nie dzicy lokatorzy rujnuje mnie konsekwentnie twierdząc uparcie, że „nie powinienem wówczas iść do prokuratury”. No pewnie że nie powinienem – powinienem iść do psychiatryka – aby żyło się lepiej tym wszystkim skurwysynom, którzy niszczą mi życie.
To co jest najbardziej interesujące to fakt, że dosłownie kilka dni po tym jak wstawiłem kratę uniemożliwiając do budowy dostęp do budowy dla Persila, jego krewny i reszty patologii co umożliwiło w końcu po trzech latach użerania się z nimi kontynuować prace na klatce schodowej – Orka wydała natychmiast „nakaz wstrzymania robót”. Mamy tu więc kolejny skorelowany czasowo zbieg okoliczności – idealną wręcz zbieżność zdarzeń.
Już nawet nie mam złudzeń co do jej zamiarów. Od Kupakabany nigdy się nie doczekam pozytywnej decyzji na użytkowanie swojego własnego domu, wybudowanego własnymi rękami, na własnej ziemi, na podstawie własnego zatwierdzonego projektu oraz pozwolenia na budowę. Aż dziw że Orka jeszcze mnie na Sybir nie zesłała razem z Grzesiem za to, że się ośmieliłem na swojej ziemi dom postawić zgodnie z prawem.
23 marca napłynęły odpowiedzi na moje merytoryczne odwołania od „decyzji” oraz „postanowień” Kupakabany. Oczywiście, tak jak mi zapowiadała, jej decyzje pozostały „utrzymane w mocy”. Z co bardziej kuriozalnych spraw z „uzasadnień” wymienić można:
- nie wspomniano w nich nawet jednym słowem o tym, że Kupakabana zignorowała wyniki pomiarów geodezyjnych których sama sobie życzyła ale nałgano że to ja... dostarczyłem je „za późno” (miesiąc po tym jak już wiedziała że są dobre).
- „stwierdzono”, że jej kontrola odbyła się na skutek zawiadomienia z prokuratury o nieprawidłowościach w zakresie prowadzenia budowy ale nie stwierdzono oczywiście że to ja powiadomiłem o tych nieprawidłowościach tę prokuraturę, ponieważ ta Kuakabana latami zaniechiwała działań aby mi pomóc uporać się z tymi nieprawidłowościami na tej budowie. Mataczenie goni matactwo. A teatrzyk odwróconego ogonkiem kotka zrobił się już nieznośnie przykry dla jedynego widza.
- stwierdzono przynajmniej tyle, że geodezyjna inwentaryzacja powykonawcza nie potwierdziła „wstępnych ustaleń” Orki, jakobym budował nielegalnie na działkach sąsiednich oraz tego, że różnica pomiędzy zakładaną a rzeczywistą wysokością budynku wynosi zaledwie 15 cm, ale...
- mimo przyznania racji, że jej urojenia („wstępne ustalenia”) są kłamstwem i tak uznano że jej „decyzje” mają właściwą podstawę prawną i brak jest podstaw do uwzględnienia zażaleń – no i mamy paranoję po prostu.
Urojone problemy Orki mają tym samym „podstawę prawną”, masakra jakie bezprawie.
I pomyśleć, że prokuratura to mnie małego misia chciała umieścić w psychiatryku mając pod ręką Orkę skarżącą się na gigantyczną ilość przywidzeń i omamów.
Jedyny minimalny pozytyw z tego administracyjnego bełkotu jest taki, że ani Persile ani oczywiście Ewcia nie mogą mieszkać w budynku a ja nadal mam utrzymywać zabezpieczenia budowy, (kratę wstawioną przed osobami nieupoważnionymi). Obecnie Ewcia razem ze swoim czosnkiem skowyczą w pismach do sędzi Agnieszki, że musi z całą patologią wynajmować mieszkania na mieście, aczkolwiek nie skowyczeli, kiedy Blondyneczka musiała wynająć obcy lokal zamiast sobie wziąć ten na budowie. O nie, Ewcia zamiast wpaść w skowyt napisała kłamliwy donos, że Blondyneczka wynajmuje lokal na budowie.
Minus jest taki, że znowu w jakimś chorym narzuconym mi bezprawnie przez Orkę terminie mam pogadać z projektantem i wydobyć od niego projekt zamienny, w którym wszystkie zmiany zostaną uwzględnione i naniesione do niego. Nie wiem jak projektant ale ja nawet nie mam ochoty tego wykonywać, bo wiem z doświadczenia że z tym projektem i tak wyrzuciłaby mnie za drzwi, tak samo jak zrobiła to z wynikami pracy geodety i w naprędce wymyśliła coś jeszcze innego – kolejny nonsens tylko po to aby mnie to kosztowało pieniądze wyrzucone w błoto i jak najwięcej zmarnowanego czasu.
Daty tych „postępowań” budowlanych jakie przeciwko mnie wszczęto są ponownie idealnie skorelowane czasowo z innymi zdarzeniami. „Decyzje” Kupakabany, pozapadały dosłownie kilka dni po tym, jak uwolniłem się od grożącego mi pobytu w zakładzie psychiatrycznym. Znowu stwierdzić można idealną synchronizację przyczyn oraz skutków owych wydarzeń.
Sitwie nie udało się wyprodukować mi teczki psychiatrycznej a potem wetknąć w kaftan. Nie udało im się też znaleźć na mnie haka kryminalnego ze względu na nieposzlakowaną opinię oraz niekaralność. Tak więc zmieniono nieco taktykę i dosłownie z dnia na dzień produkuje się teczkę moich rzekomych budowlanych przewinień opartych oczywiście także na samych oszczerstwach i kłamstwach. Przymyka się jednocześnie latami oczy na rażące naruszenia prawa przez sitwę Ewci, Persilów i Mirków. Może ktoś nie uwierzyć ale Ewcia kurator – jedna z tych specjalistek od odbierania rodzicom dzieci – sprowadziła na budowę Persilów z ich… noworodkiem – uważając że niemowlę to może spokojnie zamieszkać na budowie. Każdemu innemu rodzicowi za coś takiego natychmiast zrobiono by nagłośniony na całą Polskę proces i odebrano dziecko do rodziny zastępczej. Każdemu tylko nie córuni i zięciowi Ewci – ona ma czapkę niewidkę, kryjącą całą rodzinę.
Kwiecień 2016 Na moje pisemne zgłoszenie samowoli Persila, oczywiście nadal nie mam od Kupakabany absolutnie żadnej odpowiedzi mimo iż upłynęły od tego dnia już ponad dwa miesiące. Zgubiła chyba moje pismo, bo nie wierzę że złamała KPK i nie odpowiedziała obywatelowi w urzędowym terminie 30 dni, jaki jest wymagany przy tego typu zgłoszeniach.
Zamiast udzielić mi odpowiedzi Kupakabana posunęła się do pogróżek i jak tylko Ewcia się upewniła, że mnie nie ma w Polsce, poinformowała o tym Orkę, a ta:
6 kwietnia wysłała mi kolejne pisemko, tym razem „wezwanie”, w którym (wiedząc że jestem nieobecny) nakazała mi w terminie 7 dni złożyć do jej nory na piśmie informacje na temat:
1 czy mieszkam na budowie i użytkuję tam lokal jakiś.
2. Czy Blondyneczka wynajmuje i użytkuje jakiś lokal na budowie.
Perfidia Orki i Ewci jest niezgłębiona, bo pod spodem umieściła groźbę, że jak nie złożę wyjaśnień to mi wlepi mandat, a zatem:
14 kwietnia Orka dostała ode mnie maila, że nie mieszkam i nie użytkuję budowy bo jestem we Francji a Blondyneczka nie mieszka i nie wynajmuje bo mieszka na drugim końcu Polski. Orka nie uznała oczywiście maila za „ważny” dokument.
16 kwietnia Orka dostała od Blondyneczki maila, że nie mieszka i nie wynajmuje niczego na budowie w Zachodniopomorskim, bo mieszka na Śląsku.
Blondyneczka jest w zaawansowanej ciąży. Już drugi raz z powodu Orki trafiła do szpitala z powodu stresu jaki ta jej zafundowała – raz kiedy Kupakabana wbiła jej nóż w plecy rujnując życiowe plany i zmuszając do wynajęcia lokalu na zupełnie innej ulicy – drugi raz kiedy wszczęła na temat Blondyneczki „postępowanie” i to w sytuacji kiedy ta nie ma nawet szans na złożenie wyjaśnień z zarzutów Orki opartych na kłamliwym donosie Ewci. Blondyneczka ma swoje własne sprawy związane z ciążą a nie odkłamywaniem donosów Ewci, kurwa. A tymczasem jako mój sojusznik jest już również zaszczuwana przez tę patologiczną sitwę. Efekt jest taki, że już drugi raz w wyniku działań Orki Blondyneczka trafiła do szpitala z zagrożeniem ciąży.
16 kwietnia napisałem więc do Orki ponownego maila, w którym upomniałem ją że pomimo upływu 30 dni nadal nie otrzymałem od niej odpowiedzi na lutowe zgłoszenie samowoli prosiąt i że już trzeci rok zaniechuje w tej sprawie działań. Zapytałem ją ile mam czasu czekać na odpowiedź od osoby która daje 7 dni w tego typu sytuacjach. Ostrzegłem ją że jak nie zaprzestanie nękać Blondyneczki swoimi urojonymi „dochodzeniami” będzie do końca życia ciągana po sądach. Specjalistka od zaniechań, wyrzucania petentów z urzędu i aroganckiego odwracania kota ogonem zapowiedziane miała w tym mailu również, że odpowie przed sądem za całe mataczenie i trzy lata własnych uporczywych rażących zaniechań. Dodałem też, że jak coś się stanie dziecku Blondyneczki to do końca życia będzie ciągana po sądach za to że ją nęka i zatruwa życie.
Kiedy przybyłem do Polski i:
25 kwietnia – udałem się osobiście zapoznać z donosem Ewci do nory Orki ta z zaciśniętą mordą niechętnie ale dała mi do wglądu teczkę, którą naprodukowała za moimi plecami. Zaglądam sobie ciekawie do niej a tam pierwsze z brzegu to: donos Orki do prokuratury na mnie za „znieważenie Orki”. No znieważyło ją kurwa to, że ktoś nie chce się z nią bawić w wyrzucanie w jej urzędzie za drzwi i składanie wyjaśnień że nie jest wielbłądem bo inaczej Orka wlepi mu mandat. To, że jej „zarzuty” jak zwykle są z dupy wzięte to już osobna opowieść, bo zarówno Ewcia jak i Orka doskonale wiedzą, że Blondyneczka na zupełnie innej ulicy wynajęła lokal dlatego tylko, że na budowie… nie wolno. A „nie wolno” bo nie kto inny tylko Orka nie wyraziła zgody. Jest lokal, jest szyld, jest strona internetowa, jest kasa fiskalna, adres siedziba no ale Orka tego nie widzi i nie słyszy. Orka zawsze wie lepiej. Ba, nawet każe mi przyjeżdżać z Francji aby opowiedzieć, że nie mieszkam w Polsce – mam z nią monstrualny problem.
27 kwietnia razem z Blondyneczką osobiście złożyliśmy jej w norze na piśmie fakty dowodowe oraz zwięzły opis zaistniałych okoliczności w sprawie samowoli budowlanej oraz przystąpienia do nielegalnego użytkowania obiektu budowlanego dokonanego przez Ewcię oraz plemię Persila. Prócz danych personalnych przytoczę to w całości na wypadek gdyby Orce „zaginęło” te pismo i nie raczyła do końca maja mi odpowiedzieć:
- latem w roku 2013 miała miejsce samowola budowlana dokonana przez zatrudnionych na czarno (plemię Persila) przez nieupoważnioną do tego Ewcię. Zgłaszano tę sprawę do powiatowej inspektor nadzoru budowlanego – zaniechała jednak jakichkolwiek działań i odmówiła interwencji.
- w wyniku jej zaniechań nieupoważnieni i nie związani nawet z nieruchomością ludzie nie tylko wtargnęli na teren budowy i samowolnie dokonali na niej wykończeniówki największego mieszkania w budynku, ale następnie w budowanym obiekcie nielegalnie sobie zamieszkali, generując olbrzymie koszty/straty eksploatacyjne oraz uniemożliwiając wręcz kontynuowanie budowy. Użytkowane przez dłuższy okres czasu nowe lokale nieodwracalnie straciły przez sam fakt ich użytkowania na wartości, nie licząc oczywiście aktów celowej dewastacji.
- w wyniku dalszych zaniechań ze strony pani inspektor jesienią 2014 roku wezwano policję, która skutecznie usunęła z budowy dzikich lokatorów – sprawców samowoli budowlanej – dokonali jednak oni wcześniej bardzo licznych zniszczeń mienia inwestora oraz aktów sabotażu (zniszczono między innymi okno, skradziono klucze, połamano futryny, zdewastowano kratkę kanalizacyjną, uszkodzono kotłownię, zdewastowano zamek do skrzynki elektrycznej, a szereg zamków do mieszkań, które w tym czasie wymienili nie zostało nigdy zwrócone na ręce właściciela)
- zimą 2014 w świetle dalej trwających nieprawidłowości i zaniechań ze strony pani inspektor zgłosiłem jako inwestor do prokuratury samowolę i nielegalne użytkowanie budowy przez jej sprawców.
- ze względu na liczne próby powrotu ze strony intruzów sukcesywnie zapewniłem też dozór, monitoring oraz fizyczne zabezpieczenia uniemożliwiające dostęp do budowy dla osób nieupoważnionych – pani inspektor tymczasem dalej nie interweniowała pomimo niezliczonych monitów w tej kwestii.
- dopiero prokuratura sprawiła, że pani inspektor „zainterweniowała” – fizycznie udała się na kontrolę latem 2015 roku – dwa lata po samowoli – kontrolę którą można określić jedynie jako fikcyjną, ponieważ w jej trakcie „nie stwierdziła” obecności dzikich lokatorów (którzy ponownie powrócili w zwiększonej nawet ilości) oraz samej samowoli a „stwierdziła”… szereg nieprawdziwych uchybień – rzekomej samowoli budowlanej inwestora, czyli bezpodstawnie stwierdziła jakoby budynek został wybudowany na działkach sąsiednich – co oczywiście nie jest prawdą oraz wysunęła cały szereg innych wyssanych z palca zarzutów wobec legalnego inwestora. Zaznaczała też wiele razy że „niepotrzebnie udałem się do prokuratury” tak jakby moja troska o moje mienie oraz o przywrócenie na mojej budowie stanu zgodnego z obowiązującym prawem były czymś nagannym. Według pani inspektor nielegalne użytkowanie budowy przez nieupoważnioną do tego rodzinę wraz z ich niemowlęciem (!) nie stanowi problemu lub powodu do zdecydowanej interwencji. Problem stanowi wg niej to że legalny inwestor i posiadacz tej nieruchomości – legalnie pragnie swój budynek dokończyć i u niej szuka pomocy aby tę patologiczną sytuację jak najszybciej zakończyć w sposób przewidziany prawem.
- Następnie aby te pokontrolne, nieprawdziwe i wyssane z palca zarzuty „udowodnić” –- pani inspektor nadzoru zażądała pomiarów geodezyjnych w narzuconym przez nią terminie. Na koszt inwestora oczywiście mimo iż nie posiadał wówczas na to środków.
- Kiedy po zaciągnięciu zupełnie niepotrzebnej pożyczki opłaciliśmy z Blondyneczką geodetę który wykonał te pomiary i okazały się one dla pani inspektor druzgocące – ona zignorowała je i wykonała szereg działań uniemożliwiających dalszą pracę oraz zakończenie budowy. Inwentaryzacja powykonawcza stwierdziła w sposób bezsporny zgodność położenia budynku z planem zagospodarowania wbrew temu co twierdziła pani inspektor w treści swoich niezliczonych „zarzutów”, z których ponad 95 % okazało się zupełnie nieprawdziwych – w tym wszystkie będące pretekstem do żądania pomiarów geodezyjnych – ani jeden z nich nie okazał się w świetle inwentaryzacji powykonawczej prawdziwym!
- Na dwa dni przed otrzymaniem tych pomiarów ale już znając z pisemnej ich zapowiedzi ich wyniki pani inspektor wszczęła kolejną porcję swoich „postępowań”: 4, 5, 8 lutego na podstawie ciągle tych samych (nieaktualnych) zarzutów jak również nowych jakie w międzyczasie udało się jej wykreować i nawet nie dając inwestorowi czasu na zapoznanie się z nimi podjęła szereg decyzji między innymi o wstrzymaniu robót i wykonaniu nowego projektu zamiennego – ponownie na koszt inwestora (?) a nie osób odpowiedzialnych za jej „podejrzane zarzuty”, ponownie w narzuconym przez siebie samą terminie. Zgłaszała szereg zastrzeżeń do zatwierdzonego projektu ale nie do osób które go zatwierdzały lub projektanta który sporządzał tylko do… inwestora, który oczywiście ani nie tworzył ani nie zatwierdzał projektu budowlanego. Zgłaszała tez szereg zastrzeżeń do budynku ale nie do Kierownika Budowy który budową tego budynku bezpośrednio kierował lecz do inwestora, który nie jest ani za budowę budynku odpowiedzialny ani też nie jest kompetentną osobą do prowadzenia z nią dyskusji na tematy budowlane. Przysługiwało inwestorowi w tym pismach zagwarantowane w Kpa prawo do wizyty w jej urzędzie i złożenia wyjaśnień lub dowodów, lecz kiedy tam dotarliśmy z Blondyneczką, pani inspektor zamknęła nam drzwi swojego biura przed nosem kiedy pragnęliśmy przedstawić jej wyniki owych pomiarów geodezyjnych, których sama żądała we wcześniejszych decyzjach – tych które obnażyły kompleksowo całość jej błędnych zarzutów będących pretekstem do ich żądania oraz pozostałe dowody. Odbieramy te działania ze strony jako zemstę za to że nie chcemy pozwolić aby sprawcy samowoli budowlanej oraz nielegalnego użytkowania ciesząc się z jej bezczynności okradali inwestora z jego pracy oraz mienia które już wypracował.
- tymczasem dzicy lokatorzy – i jednocześnie sprawcy samowoli budowlanej - widząc oczywistą niechęć pani Inspektor do interwencji rozzuchwalili się i wręcz szantażowali mnie w pewnym momencie, że jak ich „nie pozostawię w spokoju” to oni doniosą na mnie do nadzoru i będę płacił kary za to że oni… mieszkają na budowie. Pięć minut po szantażu zostali usunięci przez policję, która w przeciwieństwie do inspektor natychmiast przybyła na wezwanie, następnie „stwierdziła i znalazła”, a następnie wskazała intruzom drogę do wyjścia. Policja w minutę dokonała to czego pani inspektor przez rok nie udało się zrobić.
- Ponadto sprawcy samowoli budowlanej i jednocześnie osoby nielegalnie użytkujące teren budowy bazując na oczywistej niechęci do interwencji ze strony pani inspektor, uzyskali w roku 2015 nielegalne zameldowanie na pobyt stały na terenie budowy – pod nieistniejącymi adresami (sic!) i w budynku nie istniejącym w ewidencji na wniosek Ewci, która najprawdopodobniej zataiła w urzędzie meldunkowym fakt że budynek nie jest oddany do eksploatacji, jest w fazie budowy, nie posiada nadanych adresów lokali i nie ujawniony jest w ewidencji.
- w wyniku permanentnego zaniechania pani inspektor skradziono również dużą ilość faktur na budowie na nabyte przez inwestora materiały budowlane więc wniesiono sprawę do sądu o zniesienie współwłasności z osobą która ciągle tego typu rzeczy jak wyżej wymienione organizowała.
- kiedy byłem za granicą zebrać środki na dalszą budowę w roku 2015 dzicy lokatorzy ponownie powrócili ciesząc się z zaniechań pani inspektor nadzoru, która dokonuje cudów aby ich nie wykryć i nie ukarać. Podczas nielegalnego pobytu nie tylko nakradli mnóstwo prądu budowlanego na szkodę inwestora ale także napreparowali bardzo dużą ilość fałszywych faktur ich rzekomych nakładów na tę budowę. Do kradzieży prądu, zerwania plomby, preparowania faktur i nielegalnego zamieszkiwania na terenie budowy już dawno oni wszyscy się przyznali podczas składania zeznań w sądzie lecz mimo to inspektor nadzoru nadal „nie stwierdziła ich” i nadal zaniechuje w tej sprawie swoich ustawowych działań – na dzień dzisiejszy już niemal trzeci rok trwają zaniechania ze strony nadzoru.
- w 2015 roku sytuacja stała się już krytyczna bo uporczywie powracający intruzi nie tylko wymienili zamki do kolejnego wybudowanego przez inwestora lokalu ale także go przywłaszczyli a następnie używali do permanentnego znęcania się nad ich wcześniejszą ofiarą – trzymali tam bez opieki co noc chorą i bezwolną staruszkę którą ograbili z całego majątku – pozbawiali ją co noc i wymaganej w jej stanie zdrowia opieki i wolności, faszerowali tabletkami i następnie żerowali na bezczynności powiadomionej o tym pani inspektor z budowlanego nadzoru – utrwalono zatem na własną rękę ten proceder w formie nagrań audio wideo – a następnie wstawiono kratę uniemożliwiającą dostęp do budowy osobom nieupoważnionym aby zakończyć tego typu praktyki i przekonać panią inspektor do interwencji. Bezskutecznie.
- pani inspektor zareagowała natychmiast ale w zupełnie innym kierunku i w kilka dni po tym jak w końcu samodzielnymi siłami udało się inwestorowi zaprowadzić stan zgodny z prawem na terenie budowy i umożliwić w końcu przerwaną przez pobyt dzikich lokatorów możliwość prowadzenia dalszych robót, wydała decyzję aby ten… „wstrzymał roboty budowlane”. To skandal po prostu, jako że decyzja ta zapadła dwa dni po… zakończeniu robót budowlanych tylko po to aby kierownik budowy nie zdążył zgłosić faktu ich zakończenia do powiatowego nadzoru.
Od tamtej pory pani inspektor nieustannie mnie nęka różnej maści pismami, decyzjami, postępowaniami, etc. – a co gorsza zaczęła też nękać Panią Blondyneczkę – osobę z dozoru i świadka wszystkich jej zaniechań oraz nieprawidłowości na budowie, co jest po prostu niegodziwe jako, że Pani Blondyneczka jest w zaawansowanej ciąży i już dwukrotnie była z powodu szykan ze strony pani inspektor w szpitalu z powodu zagrożenia ciąży.
Bezsporne dowody nielegalnego użytkowania budowy, którego „dla mojego dobra” już trzeci rok „nie może stwierdzić” pani inspektor, znajdują się w aktach sprawy Sądu Rejonowego Szczecin – Prawobrzeże i Zachód w Szczecinie wydział II Cywilny, sygn akt. II Ns 972/15, są to:
Materiały audio wideo
Zeznania świadków – w tym także sprawców samowoli i użytkowania
Prokuratura, która nadzoruje sprawę – ta sama która w wyniku zgłoszenia inwestora przysłała panią inspektor na kontrolę budowy, prowadzi w tej sprawie niezależne dochodzenie i ma oczywiście wgląd do materiałów z tej sprawy toczącej się w sądzie cywilnym i jest także oczywiście w posiadaniu dowodów.
Żądam ukarania sprawców samowoli budowlanej dokonanej w lokalu mieszkalnym na II piętrze przez osoby nieupoważnione do prowadzenia robót na tej nieruchomości, poprzez nakazanie im przywrócenia lokalu na II piętrze do stanu sprzed samowoli na koszt własny, na mocy odpowiednich przepisów Ustawy Prawo Budowlane, co umożliwi mi legalne prowadzenie w tym lokalu robót wykończeniowych do czego jako inwestor mam prawo.
Żądam ukarania z całą surowością sprawców wieloletniego nielegalnego użytkowania obiektu nie posiadającego ostatecznej decyzji na użytkowanie na mocy odpowiednich przepisów Ustawy Prawo Budowlane oraz jednocześnie na nałożenie na te osoby wynikłego od chwili użytkowania oczywistego obowiązku podatkowego od nieruchomości na mocy ustawy O Podatkach I Opłatach Lokalnych z dnia 12 stycznia 1991 roku, oraz powiadomienie o tej sytuacji z nieuiszczonym przez sprawców użytkowania podatkiem od nieruchomości Urzędu Skarbowego, ponieważ ten obowiązek spoczywa z mocy ustawy na osobach dokonujących użytkowania, w tym oczywiście nawet użytkowania nielegalnego.
Żądam też jako pokrzywdzony inwestor zadośćuczynienia ze strony wszystkich sprawców samowoli oraz nielegalnego użytkowania budowy za wszystkie szkody, straty oraz opóźnienia jakie wyrządzili lub wynikły z ich strony na moją niekorzyść.
Bardzo uprzejmie proszę o nie popadanie w stan znieważenia jakiegoś tylko o jak najszybsze doprowadzenie do końca tej przeciągającej się już trzeci rok sprawy, bowiem jako inwestor wiem doskonale o tym, że pani inspektor, potrafi kiedy jest taka potrzeba błyskawicznie wręcz rozpatrywać toczące się pod jej nadzorem postępowania. Z osobistego doświadczenia wiem na przykład, że czasami odbywa się to nawet zanim podjęte decyzje dotrą do adresata. Szybkie i sprawne przywrócenie sytuacji na przedmiotowej budowie po zaistniałej samowoli oraz nielegalnym użytkowaniu do stanu zgodnego z obowiązującym prawem pozwoli uniknąć dalszych strat nimi spowodowanych i wkraczania na drogę sądową lub wyższe szczeble administracyjne – co uważam za niepotrzebne i zbędne, jako ze pani inspektor już posiada przecież wszystkie uprawnienia do tego, aby tę sprawę skutecznie załatwić i doprowadzić do końca.
PS. Szkalujący bezpodstawnie i naruszający dobre imię moje oraz Pani Blondyneczki donos pani Ewci z dnia 5 stycznia 2016 roku nie zawiera podpisu donosicielki i zaskakuje nas bardzo fakt, że tak wysoki organ administracji jak Nadzór Budowlany zignorował ten fakt i nie zawezwał pani Ewci w przewidzianym na to terminie do uzupełnienia braków w trybie przewidzianym w Kpa, a następnie przystąpił do rozpatrywanie tego nieważnego „dokumentu” jako pełnoprawnej podstawy do wszczęcia postępowania administracyjnego. Ponadto donos ten zawiera również nieprawdziwe dane - adres pani Ewci - która rzecz jasna nie mieszka na ul. (adres jej pizzerii), gdyż tam jest tylko jakiś podły lokal gastronomiczny. Pani Ewcia po raz kolejny zataiła fakt, że jest nielegalnie zameldowana na terenie budowy pod nieistniejącym adresem (!) podając nieprawdziwe dane wobec urzędu. W świetle zaistniałych okoliczności prosimy nie marnować czasu na badanie sprawy wynikłej z tego pisma niespełniającego przecież norm prawnej formy dokumentu tylko zajęcie się w końcu kwestią merytoryczną – samowolą budowlaną i nielegalnym użytkowaniem obiektu w budowie.
Z poważaniem ja i Blondyneczka :-)
Moje wnioski są takie: Orka już wie że znam Kpa i nie będę czekał więcej niż 30 dni na to aż się oficjalnie ustosunkuje do tego pisma. Wie, że nie może w nieskończoność wysuwać wobec mnie i Blondyneczki fałszywych oskarżeń, następnie wszczynać na ich podstawie notorycznie jakichś „postępowań”, „dochodzeń” i tym podobnego gówna dręcząc nas w nieskończoność tylko dlatego, że chcemy uchronić przed patologią swoje własne mienie i ktoś to musi w końcu powstrzymać. Wie, że ta sprawa nie może pozostać bezkarna a ona nadal nadużywać bezprawnie władzy. Nie wiem jak Pani Karma to widzi ale ja widzę to tak: prokurator Grzesio, który ją bądź co bądź przysłał na kontrolę mojej piaskownicy w wyniki mojego zgłoszenia, ma „czyste” sumienie. Sprawę przecież „podjął”, no bo czyż nie? Orka natomiast ma w „dorobku” nie tylko roczne zaniechania sprzed kontroli ale też… dwuletnie po niej, jako że przecież nie „wykryła sprawców” aż… do dziś. W międzyczasie jej drobne zaniechania stały się rażącymi zaniechaniami, bo zaczęto torturować babcię Kazię na co są po sądach i prokuraturach bezsporne dowody. I w świetle tego właśnie myślę, że prokurator Grzesio uświadomi wkrótce Orkę, że nie tylko nie jest złotą rybką ale…. koziołkiem ofiarnym. Ktoś przecież musi za to co się działo beknąć – jeśli jest zatem jeszcze w tym kraju jakaś resztka sprawiedliwości, stawiam dużego lizaka, że popłynie Orka. Ja nie odpuszczę tego, że z Blondyneczką harowałem za granicą po to, aby za Ewcie i Persilów porobić opłaty w Polsce, za które się odwdzięczyli kradzieżą prądu, garścią donosów do prokuratury i dewastacją kotłowni.
Podsumowując całość perfidnych dokonań ze strony Kupakabany mógłbym się nad nią teraz użalić znając po żałosnym przykładzie Persilów surowość i nieuchronność Karmy, jednakże to niemożliwe i to z dwóch powodów. Po pierwsze, szkoda Kupakabany może być jedynie osobom które jej kompletnie nie znają, a ja znam niestety i to aż za dobrze. Jest po prostu bezinteresownie wredna, zawistna i zdemoralizowana do szpiku kości. Uwielbia się beznamiętnie znęcać jak dowodzi to niniejsza opowieść nawet nad kobietą w ciąży, która tak jak ja nigdy nawet muchy nie skrzywdziła. Po drugie Pani Karma nie jest instytucją litościwą tak więc użalanie się nad jej ofiarami jest pozbawione sensu, jako że one same sobie gorliwie na jej interwencję zasłużyły. Kupakabana ma bowiem jeden cel wyznaczony podczas piastowania swojego stanowiska – podjudzać, jątrzyć i maksymalnie utrudniać normalnym ludziom życie – i ona właśnie to robi. Na chłodno, z premedytacją i nad wyraz konsekwentnie. Każdego z każdym pragnie skłócić (mnie próbowała z projektantem i każdym sąsiadem) a przy okazji stwarza problemy tam gdzie ich nie ma. Robi to z dziką radością w sercu i prawdziwym zamiłowaniem. Nawet kiedy jeszcze nie miałem z nią żadnego konfliktu z rozbawieniem obiecała mi, że „ja jeszcze troszeczkę będę pana męczyć.” No i kuźwa ona rzeczywiście mnie „troszeczkę” męczy – dotrzymała słowa – kto by pomyślał że Orki są słowne. Już trzeci rok nie mam wypracowanych przez siebie środków do życia, bo zamrożone sobie stoją przy ulicy. Zamęczyć mnie jednak nie zamęczy, bo sobie na to nie pozwolę. Jedyne na co sobie pozwolę to… czekać na nieuchronne wejście do gry Pani Karmy. Ona bowiem jest sprawiedliwa i jeszcze nigdy mnie nie zawiodła lub nie pozostawiła w potrzebie. Każdy jeden sukinsyn, który mnie bez powodu krzywdził otrzymał od niej sowitą nawiązkę w wysokości minimum trzysta procent - vide żałosny przypadek ojczyma Persila. Jeszcze nigdy w życiu nie miałem od tej reguły najmniejszego nawet wyjątku, jestem zatem pod tym względem całkowicie spokojny. Stawiam sporego żubra że Karma… „odrobinkę Orkę pomęczy”. Nawet dwa spore żubry jestem w stanie zaryzykować.
Reasumując natomiast całość tej gorzkiej opowieści, dotychczasowe efekty działań tej małej mafii mieszkaniowej są na dziś następujące:
1. Ewcia jako kurator czy tam informator podle zorganizowała na mnie bandycki napad plus cztery ataki na moje auto po to, aby nakłonić mnie do spotkania z mirkopodobną policją.
2. Mirkopodobny policjant Mirek, jak tylko mnie ujrzał i usłyszał o uszkodzonym perfidnie błotniku, pocieszył mnie i puścił do domu a za plecami napreparował garść moich kartotek uciekiniera oraz kontener moich bandyckich papierów po czym dumny z dobrze wypełnionego obowiązku nadał mi kierunek psychiatryczny obarczając kwestią dostarczenia dowodów, czyli sprowokowania moich agresywnych „zachowań”, równie życzliwą Ewcię i usłużnych psychiatrów. Ci nękali mnie latami działając na dwa fronty i non stop powiększając rzesze swoich popleczników. W zmowie oczywiście, bo Ewcia doskonale wie o czym rozmawiałem z psychiatrami – kilka razy udało mi się ją przyłapać na tym że zna rzeczy, o których nie miała prawa inaczej się dowiedzieć.
3. Mirkopodobna prokuratura pięć lat nękała mnie przymusowymi badaniami psychiatrycznymi, które jako że okazały się pozytywne dla mnie zostały dla mojego dobra utrzymane w sekrecie przede mną. Nie pasowały ani na jotę do mojego obrazu namalowanego przez Mirka. Zamiast więc oprzeć się na nich i oczyścić z podejrzeń, a potem wysłać na badania umysłu rybaków i Mirków, wysnuto nie poparte kompletnie niczym teorie o moich rzekomych czynach jako szczególnie niebezpiecznych.
4. Ewcia tymczasem podstępnie wkluła się w moją nieruchomość, zaczęła mnie dręczyć i…? I zawiodła na całej linii prokuraturę i Mirka. Zawaliła totalnie chociaż starała się ze wszystkich sił co trzeba jej uczciwie przyznać. Kradła moje faktury, fałszowała swoje, kradła prąd, sprowadzała coraz więcej wrednych ludzi, potem ich meldowała na budowie pod nieistniejącymi adresami, a ci ludzie całymi latami również z całych sił zatruwali mi życie. Działając w zmowie dewastowali wyposażenie, kradli klucze i lokale mieszkalne, non stop robili czyny zabronione i pisali donosy, że to ja je robię. Knuli całymi latami i… wielkie gówno im wszystkim z tego wielkiego knucia wyszło. Nie udało im się ani razu mnie sprowokować i zaspokoić tym samym biegłych od Mirka. Mirka teoria o moim „szczególnym niebezpieczeństwie” zawiodła tym samym na całej linii… mirkopodobną prokuraturę. Wielkie knucie legło w wielkich gruzach.
5. Tymczasem ja zupełnie nieświadomy tej paranoi ze świata obłędu jak praworządny uczciwy obywatel wezwałem Krakena i podałem Ewcię do sądu najnormalniej w świecie widząc, że coś z tą kobietą za bardzo nie gra. Ona zamiast się sprężyć i jak najszybciej skończyć budowę, (a przecież miała na to fundusze) a potem z rodziną spokojnie zamieszkać, stawała na głowie aby budowę za wszelką cenę przeciągnąć i zwiększyć jej koszty – które tylko ja ponosiłem. Jest to działanie kompletnie pozbawione sensu, gdyby oczywiście miała normalne zamiary. Sens takie działanie ma tylko wówczas, jeśli istnieją ukryte nieznane cele – w tym przypadku – wrobienie mnie i zamknięcie w psychiatryku. Najlepiej w momencie kiedy budowa finansowana za moje pieniądze i moje nakłady pracy będzie na ukończeniu. Tylko wówczas z punktu widzenia Ewci nie było żadnego sensu dokonywać prawdziwych nakładów. Nie wiedziałem jednak o tym a zatem wezwałem Krakena.
6. To im bardzo boleśnie pokrzyżowało szyki. Musieli to odczuć jak Hitler Stalingrad. Nie mogli dłużej udawać, że mnie szukają więc próbowali mnie otruć żebym ja się poczuł jak Hitler pod Wilczym Szańcem kiedy mu podłożono bombę pod dupę – gdyż lipne faktury, które trzymali na moment aż będę w psychuszce zaczynały być już gorące. Gromadzili je bowiem spokojnie za moimi plecami po to aby po umieszczeniu mnie w psychiatryku wydymać nimi moich spadkobierców pokazując im że na budowie niestety ale nie ma mojego spadku – istnieją tylko „nakłady” sitwy i jakieś „brednie” jakiegoś „wariata” od dawna siedzącego w zakładzie zamkniętym. Nie udało im się jednak mnie doprowadzić do wariatkowa oraz otruć – a ponadto ruszyła rozprawa sądowa, którą im wniosłem a więc musieli ujawnić przedwcześnie lipne faktury, nie mając oprócz nich kompletnie nic więcej i… sprawa się rypła. Przejrzałem je natychmiast to raz. Uniemożliwiłem preparowanie kolejnych, to dwa. Odzyskałem swoje, to trzy. Gdyby nie sąd i ujawnienie lipnych faktur pewnie dalej by preparowano kolejne fałszywki a co gorsza po paru jeszcze latach moje oryginały wyparowałyby nawet z komputerów sklepów gdzie je nabywałem, jako że tylko przez pięć lat są trzymane tego typu dokumenty w archiwach. Potem… nic nie ma – są tylko „wspomnienia wariata” – strasznie perfidne to było, nieprawdaż? A oni tak właśnie działają – no bo czyż nie poczekali podczas rybackiego tanga aż moje wezwanie policji się „przedawni” z policyjnego rejestratora zgłoszeń. Żeby do sądu przedstawić po pięciu latach cierpliwego czekania zupełnie inną wersję? Tę kłamliwą, że niby rybaczka wezwała policję? Że niby Mirek coś w tej sprawie „ustalił”? Sitwa Ewci jest strasznie wyrachowana i niesamowicie cierpliwa oraz przebiegła. Czwarty silny cios spotkał ich kiedy już mirkopodobni nie mogli nawet udawać że „się mnie szuka” kiedy na własną rękę „odnalazłem” drogę i na policję, i na prokuraturę i do sądu. Dostali po dupie jak Hitler pod Łukiem Kurskim.
7. Sąd karny w świetle mojej niekaralności i moich wystąpień, które mu pozwoliły po raz pierwszy poznać prawdziwą wersję wydarzeń, odrzucił do kosza wniosek tego gangu Olsena o umieszczeniu mnie na przymusowej obserwacji psychiatrycznej, dając kompleksowy pogląd na tę zgraję nieudaczników. W tej sitwie, przykro mi to bez dzikiej satysfakcji mówić, ale wszyscy zawiedli wszystkich. Ewcia Mirka, Mirek prokuraturę, a prokuratura Ewcię. Jedynie biegłym psychiatrom samodzielnie udało się rozczarować. A jako że to oni właśnie mieli w tym cyrku odegrać pierwsze skrzypki wyszli na tym jak Duce powieszony za własne jaja. Cholerni kolaboranci.
8. Na froncie zachodnim, czyli w sądzie cywilnym sitwę zawiedli… alianci, czyli „świadkowie” sitwy. Pomimo sporej frekwencji był to spektakl pod tytułem Porażka w którym występujący mieli znaczną przewagę liczebną nad publicznością. Wyszła kompletna chała. Druga Dunkierka. Część artystów wykonawców uciekła, pozostali aktorzy nie nauczyli się roli, sufler nie podpowiadał, reżyserka nie przekazała wykonawcom właściwych scenopisów i w efekcie każdy z aktorów dramatycznych odegrał sztukę z innego scenariusza tworząc wspólnymi siłami cienką komedię omyłek ponurą i smętną jak zmierzchowe filmy Charlie Chaplina.
9. Po kradzieżach kluczy, prądu, wody i niezliczonych aktach dewastacji wstawiłem kratę, monitoring i dozór tej patologii. Przypomina to trochę Proces Norymberski.
10. Sitwa się wściekła i uwolniła Orkę. Mamy więc Hiroshimę co najmniej.
11. Orka mnie kąsa, ponieważ żyję na jej żerowisku. Zakrada się kiedy nie patrzę albo mnie nie ma i chce mnie wygryźć z mojego własnej piaskownicy. Jako gatunek inwazyjny – przybyły ze świerzbem prosto ze Świnoujścia - jest bardzo zaraźliwym organizmem. Gdyby nie stalowe nerwy już dwa razy zaświerzbiały mnie ręce aby jej przypierdolić – raz kiedy doprowadziła Blondyneczkę do płaczu oszukując ją z premedytacją, a drugi kiedy zaczęła „rozpatrywać” Ewci donos sprzed pół roku, ale już dwa dni po tym jak tylko z Polski wyjechałem, zastraszając mnie natychmiast mandatami i już po raz drugi fundując Blondyneczce szpital z powodu zagrożenia ciąży. Ten świerzb i reszta jej akcji łudząco odpowiada wojnie z terrorem z użyciem broni biologicznej przez umiarkowanych terrorystów.
12. Już kilka razy boleśnie ukłułem ją spuszczając z Orki całe powietrze ale ona się ciągle od nowa nadyma. Paranoja jest tym większa że Orka myśli że jest złotą rybką – rybką która zamiast spełniać – wypowiada życzenia. To obłędna Orka ale tylko na pozór. W rzeczywistości robi to co robi, aby kontynuować starożytną teorię Mirka i mirkopodobnej prokuratury – stara się wyprowadzić mnie z równowagi a przy okazji pozbawić domu, pracy i środków na utrzymanie. Póki co jest bardzo skuteczna, bo nawet wyjechać za granicę po to aby tam coś zarobić mi nie pozwala w spokoju, gdyż natychmiast mnie wzywa. A jak jestem… wyrzuca za drzwi. Nieco więc przykra jest ta masa mięsa i muszę, czekając na Panią Karmę, uczciwie to przyznać
I co z tym wszystkim począć? Oto jest pytanie.
Mojego obiecanego sitwie przez Ewcię domu nikt nigdy nie dostanie. Moja rodzina zębami i pazurami non stop go pilnuje przed ich zakusami. Ze wszystkich spraw, które sitwa sknociła, najbardziej udało jej się spieprzyć zamiar poróżnienia mnie z rodzinką. Wyszło im to wręcz fatalnie, bo rodzina widząc co się dzieje zwarła szeregi widząc, że do walki tylko ze mną, jak bardzo liczebna stanęła szujnia.
Co zatem począć?
No cóż, z ostatniej chwili:
- obecnie wszystkie możliwe urzędy w moim wesołym miasteczku prowadzą swoje własne „dochodzenia” – intensywnie szukając… na mnie haka. Doskonale wiedzą, że ten wrzód już porządnie nabrzmiał i niedługo pęknie. Wybielają się zatem wszyscy na masową skalę montując pospiesznie jakieś kolejne teczki no ale kompletnie nic z tego nie wynika oczywiście dla mnie. Nikt jeszcze nawet palcem nie kiwnął aby jakąś „trudną sprawę” załatwić zgodnie z prawem. Te wszystkie urzędy o co najmniej po dwa lata pospóźniały się ze swoimi teczkami preparowanymi na mnie – wszystkie one już dawno były o tym co się dzieje powiadomione przeze mnie i wszystkie one dokonały… uporczywego zaniechania swoich działań – bo tak a nie inaczej wygląda przecież ta sytuacja. Już tego nie da się odkręcić desperacką i spóźnioną produkcją moich teczek. To nie ja tylko urząd meldunkowy, nadzór budowlany, policja, prokuratura są odpowiedzialni za uporczywe zaniechania.
- w sądzie całkiem beznadziejnie idzie sitwie Ewci i to pomimo zmasowanego zlotu fałszywych świadków.
- prokuratura więc raz dwa odsunęła na bok dobrą prokuratorkę, która potwierdziła mi, „że chcą ze mnie zrobić wariata”, przydzieliła do mojej „sprawy” nową, a nowa…? Nowa prokurator zignorowała (!) tak, tak, zignorowała, prawomocne, niezaskarżalne i ostateczne tym samym postanowienie sądu o odrzuceniu wniosku prokuratury o umieszczeniu mnie na przymusowej obserwacji psychiatrycznej i… rozpoczęła wszystko od nowa. Jakby nigdy nic. Powołano nowych biegłych, napisano nowe pisemka, wydano nowe postanowienia i starą sprawę rybaków dalej będzie się „badać” wysyłając mnie na badania do psychiatrów. Historyjka zatoczyła pełny obrót i wracamy do samego początku. Tym razem, żeby sitwie poszło lepiej to nawet mnie o tym nie poinformowano – chyba dlatego aby mnie nie rozśmieszać. Ha, ha, powiadomiła mnie o tym pani mecenas – zagadkowa sprawa, jako że to przecież mnie a nie ją chcą „badać”.
Dobra wiadomość jest zatem taka, że będzie Rybackie Tango 2 i znowu będzie okazja aby paru psychiatrów przebadać. Zarzutów oczywiście nie ma, dowodów również, aktów oskarżenia tym bardziej – są tylko opowieści dziwnej treści Mirka i jego fałszywe dowody tak więc będą pogawędki z wróżkami na tematy, które ich dręczą no i dalsze nękanie mojej osoby. Już umieram z niecierpliwości, aby zobaczyć jaką strategię obiorą tym razem. Może wezwania będą rutynowo przychodzić po terminie, a może coś innego tym pomysłowym ludziom uda się wymyślić. Na pewno coś napreparują, to pewne, jako że żadnych prawdziwych haków na mnie nie mieli i nadal nie mają.
Ktoś poradził mi aby napisać skargę na działania prokuratury. Prawnik co prawda nie może tego zrobić, bo mu etyka zawodowa zabrania skarżyć innego prawnika ale mi…?
Mi osobiście zwisają „działania prokuratury”, bo sumienie mam czyste jak kryształ we wszystkich tych sprawach. Poza tym etyka jest mi bardzo obca od momentu, kiedy chciano mnie otruć. Mi zależało tylko na tym, aby zebrać materiał na temat ludzkiej podłości, wyrachowania oraz perfidii czyli na tym, aby sitwa Ewci ujawniła w praktyce jakie ma wobec mnie naprawdę zamiary. Materiał ten i te zamiary już dawno zebrałem tyle, że w międzyczasie sprawy zdążyły już wymknąć spod wszelkiej kontroli. Obłęd w zatruwaniu mi życia sięgnął kosmosu i sytuacja jest już nie do opanowania. Normalnie olałbym to ale jedna rzecz nie daje mi spokoju – ta że śmierć trzech ludzi, dobrych ludzi, nadal nie została zbadana. Nikt nigdy niczego nawet nie podjął w tej sprawie. Nikogo zupełnie nie interesuje Ewci mała mafia mieszkaniowa, a w mojej natomiast „sprawie” wszczęto z dziewięćdziesiąt lipnych postępowań. A zatem napisałem tę książkę aby raz a dobrze nakarmić tych wszystkich troli, nie ograniczając się tylko do „działań prokuratury” lecz spisać kompletną opowieść. Niech każdy sam sobie jeśli będzie chciał przysiądzie do tematu i oceni czy to wszystko nie „nosi znamion czynów zabronionych”. Ja mały miś skończyłem budowę domku i wychodzę z piaskownicy. Mirki, Grzesie, Ewcie i Martusie niech się w policjantów i mafie mieszkaniowe bawią dalej sami. A jak tylko nadęta Orka już się wypierdzi i skurczy do rozmiarów delfina, to nawet dzieci z wadami wrodzonymi z rodzaju Persila odnajdą przy tym zwierzątku odrobinę ciepła i radości ze wspólnej zabawy.
Intuicja po raz kolejny mnie nie zawiodła, bo wiedząc że oni nigdy nie odpuszczą uprzedziłem psychiatryczny ruch prokuratury i zawczasu opisałem ten cyrk na necie. Już nie uda się zatem nikomu tego zatuszować lub udawać, że nikt nic nie wie. Na zakończenie wypadałoby więc przypomnieć jeszcze raz wszystkim zainteresowanym fragmenty opinii na mój temat, którą psychiatrzy trzymali w sekrecie przede mną przez te wszystkie lata:
„Zna dobrze pojęcia nadrzędne i prawidłowo wykorzystuje je w swoich wypowiedziach. Formułuje je poprawnie pod względem gramatycznym i logicznym. Odpowiednio funkcjonują procesy spostrzegania, zapamiętywania i odtwarzania spostrzeżeń.” – psycholog (biegły sądowy)
A z innej opinii uzyskanej na własną rękę:
„Bez objawów choroby psychicznej” – specjalista psychiatra
Ponieważ w świetle prawa żaden lekarz nie może podważyć opini innego lekarze jest to:
Koniec.
Tymczasowy koniec, rzecz jasna, bo na bank będzie kiedyś kolejne Rybackie Tango i parę interesujących rozpraw – ciekawych nie tylko dla zamkniętego kręgu psychiatrów, ponieważ zamierzam je komentować publicznie i na bieżąco.
Tymczasem, jeśli są jakieś interesujące pomysły na Orkę proszę o sugestie, bo jakiekolwiek formalne odwołania od jej „decyzji” nie mają sensu, ponieważ na przekór wszystkiemu i tak są podtrzymywane. Orka nawet złamała prawo aby mi dopiec wiedząc, że będzie kryta przez Grzesia który ją uwolnił. Jak tylko wpadła na mój plac zabaw w całej piaskownicy zrobiło się duszno. Ona nie dręczy blaszanych hipermarketów stawianych jak domki z kart na odebranej Polakom ziemi. Dręczy Polaków budujących solidnie na swojej własnej ziemi. Znajomemu, któremu jak tylko zainwestował sto tysięcy w działkę, projekt i rozkopanie ziemi pod fundament, natychmiast bezprawnie odebrała pozwolenie na budowę usiłując w ten sposób wg niego wymusić łapówkę. Przyglądałem się tej sprawie. Podczas zebrań pokrzywdzonej ludności padały śmiałe propozycje aby jej połamać nogi, ale prawda jest taka, że nie przegłosowano tego w sposób demokratyczny i wniosek upadł niestety ze względów formalnych. Na chwilę obecną nikt nie wie co z Orką począć, bo odkąd umarł z przepicia w wesołym miasteczku ostatni pustelnik, nie ma już nikogo obdarzonego życiową mądrością.
Co robić? Czy ma ktoś pomysł?
Pytam poważnie licząc na zbiorową mądrość, bo:
- Orka pracować mi nie pozwoliła, w ramach walki z nadrobociem wręcz każąc wstrzymać roboty,
- Orka zamieszkać mi nie pozwoliła w tym co już wybudowałem torpedując zgodę na użytkowanie – już trzeci rok nie mogę mieć w ten sposób środków na utrzymanie które sobie do tej pory sam legalnie wypracowałem – oraz rzecz jasna legalnego dachu nad głową,
- Zamroziła mi i to nawet nie wiadomo do kiedy cały mój majątek i dorobek życia co sprawia że nie mogę władać swoją… własnością,
- Za granicę wyjechać i tam coś na życie zarobić też mi ta sitwa nie pozwoliła, bo zaraz jak wyjechałem Ewcia poinformowała Orkę a Orka straszyła mnie mandatami i wzywała do odkłamywania nie mających nawet mocy prawnej donosów Ewci,
- Sama Orka również przyłączyła się do składania donosów na mnie a jej donosy są wagi superciężkiej (!) a wcześniej…
- … przez parę lat obsypywała mnie swoimi kłamliwymi zarzutami wymuszając abym odkłamując je ponosił spore i niepotrzebne koszty wyrzucając pieniądze w błoto. Nadal zresztą to robi „życząc sobie” na przykład nowych projektów,
- Zaczęła też w międzyczasie nękać już Blondyneczkę…
No i cóż począć? Jakieś pomysły?
Pod poprzednimi częściami było parę komentów, że jestem nieudacznikiem, łajzą, ofermą i tak dalej. Wypowiedzcie się zatem twardziele (teraz i wy także), na jedno proste zagadnienie: co zrobić z Orką? Z Orką, która jest niezaskarżalna, niezatapialna, niepoczytalna, ma ogromny problem z mówieniem prawdy i jeszcze większy ze świerzbem? Z Orką, która histerycznie reaguje na delikatną krytykę biegnąc ze skowytem i spienioną mordą prosto do prokuratury ryczeć tam jak Godzilla i skargi składać na osobę, którą ona sama od lat… pomawia o nieistniejące przestępstwa. Z Orką, która jednocześnie miesiącami beznamiętnie znęca się nad kobietą w ciąży? Hę?
No twardziele powiedzcie coś – to przecież tylko dzięki takim Orkom mieszkań dla was nie ma w kraju. Moje cztery od lat stoją na przykład gotowe i niewykorzystane – jeśli nie liczyć rzecz jasna dzikich świń, które tam sobie na mój koszt, na dziko przez dłuższy czas dzięki zaniechaniem Orki pomieszkiwały. Macie cwaniaki trutkę na Godzillę? Bo może przecież być tak, że w moją pułapkę tej bestii nie uda się złapać. Wszystko zależy od skali niewidocznych powiązań, których nijak nie widać, wiec trudno tu coś konkretnego wyprorokować.
Ta historia nie ma happy endu i nie będzie miała. Na pewno masa ludzi poczuje się znieważona, zniesławiona i tak dalej ale…
… ale zdaje się, że od chwili kiedy wrobiono mnie i zaplanowano mi psychiatryk oraz skradziono dwa mieszkania – bezpowrotnie minęły już czasy subtelnych wypowiedzi i delikatnego nazewnictwa. Pora zatem używać dosadnego języka i nazywania rzeczy po imieniu. Ponadto wszystkie wymienione w książce świnie poskładały co najmniej z siedem skarg i donosów na mnie i to na pół roku zanim jeszcze nawet jedno słowo zostało przeze mnie gdziekolwiek o tym napisane. Wygląda, że Cyganie normalnie wiedzą kiedy będą zniesławieni, bo skarżą się z dużym wyprzedzeniem.
Morał
Morał z tej opowieści jest oczywisty. Edukacja, kariera zawodowa, system prawny oraz podatkowy, plan emerytalny – to wszystko jedna wielka lipa. Kolorowa atrapa fasady kryjącej kompletną ruinę. Do budowlanki przecież idą największe tłuki, nieprawdaż? Tacy, którzy nigdzie indziej się nie dostali. Co z tego wynika? Ano tylko tyle, że na całym świecie nie ma prostszego zajęcia niż praca na budowie. Nic łatwiejszego niż zamieszać łopatę cementu z trzema łopatami piasku nawet nie da się wymyślić. Średnio rozwinięty człowiek w praktyce jest w stanie budownictwo w tydzień ogarnąć. I kiedy już jest ogarnięty, to jak dowodzi mój życiowy przykład w osiem lat jest w stanie wybudować kamieniczkę, która mu zapewni utrzymanie. Na pół etatu rzecz jasna, bo budowałem tylko w okresach zimowych. Latem krążyłem sobie po świecie i robiłem luźne zarobkowe krucjaty zwiedzając przy okazji najładniejsze miejsca w Europie. Gdyby ktoś miał talent, chęci i zamiłowanie i zechciał pracować na pełen etat postawiłby kamieniczkę w cztery lata całkiem spokojnie. Tak więc jeśli ktoś jest bystry i nie boi się pracy to jeszcze przed trzydziestką mógłby iść na godziwą emeryturę zamiast dożywotnio robić na złodziei. Kamieniczkę można opchnąć i postawić ze cztery kolejne albo nie opychać tylko żyć do końca życia z tej jednej. Tyle właśnie można osiągnąć pracując dla siebie samego. To pokazuje ile jest naprawdę warta ciężka uczciwa praca i jednocześnie obnaża ile kradnie ludziom system. System pasożytniczy rzecz jasna – składający się z takich Orek, Lesiów, kukułek i Mirków. Gdyby nie ten nowotwór Polska byłaby krajem mlekiem i miodem płynącym. W średniowieczu polski murarz (nie zarażony oczywiście tym rakiem) zarabiał w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze około 80 tysięcy złotych miesięcznie. Na rękę, bo innych rączek nie było aby mu to zabrać. Jaka płaca taka praca i to dlatego do dziś wszędzie stoją takie piękne starożytne katedry. Polscy chłopi natomiast na uprawie ziemi zarabiali tyle, że chodzili w ubraniach lepszych i czystszych niż zachodnia arystokracja przyozdobiona w sumie tylko w psychodeliczne stelaże i zapchlone peruki. To są tak zwane „stroje ludowe”, jakie można sobie zobaczyć w necie na kolorowych obrazkach. Ten nowotwór zrobił wszystko, aby stary system godnych zarobków bezpowrotnie zniszczyć i dlatego dziś murarz jest zadowolony, jeśli się nachleje i zarobi pięć procent tego co średniowieczny a z tych procentów zapłaci jeszcze podatki. Nowotwór zaprojektował tak system, aby go skazać na nieuchronną klęskę, aby wyludnić ten kraj i wszczepić Polakom przekonanie, że tu się nic nie da zrobić, tu zawsze będzie nędza i patatajnia. Ale to oczywiście nieprawda. Udowodniłem, że na przekór wszystkiemu można się uwolnić z systemu i być całkiem niezależny. Olać ich pity, emerytury i dożywotnią pracę na jakichś Tusków. I dlatego się na mnie uwzięli. Nie chcą aby oczywista prawda o skali ich złodziejstwa przedostała się do powszechnej świadomości. Ja przecierałem szlak, toteż było mi odrobinkę ciężko – rzuciła się na mnie szujnia Ewci i połączyła siły z innymi szujami. Ale inni, ci którzy dopiero pójdą tą przetartą już drogą, mogą a nawet powinni być o moje błędy mądrzejsi. Znając wredne systemowe sztuczki można bowiem ich z łatwością uniknąć. Tak więc kończąc zapewniam, że nie ma sensu kształcić się na studiach, bo w czasach kierunków z telemarketingiem lub religioznawstwem to i tak to do niczego się nie przyda. To tylko marnowanie czasu. Nie ma sensu wyjeżdżać też gdzieś daleko za chlebem aby gdzieś tam być traktowanym gorzej niż prymitywny arab lub czarnuch, pracując za mniej niż oni dostają zasiłków. Tak naprawdę aby uwolnić się z niewolniczego systemu wystarczy jedynie ciężka i uczciwa praca, na miejscu, przez parę zaledwie lat. Warunek jest jeden – to musi być praca na siebie samego. Nieprawda więc, że w Polsce niczego się nie da i nawet próbować nie warto. Nieprawda, że Polska to kraj nieprzyjazny dla ludzi przedsiębiorczych lub biedny z powodu korupcji. On jest tylko trochę sparaliżowany przez pasożyty ale nic więcej. Gdyby nie było o co walczyć to by już dawno stąd się wynieśli. Zerują, bo wiedza że gra jest warta świeczki. Tak więc „polska nędza” to tylko pozory, to tylko miraż, bo przecież zaledwie cztery lata normalnej pracy – w takim a nie innym systemie właśnie - wystarcza aby iść na emeryturę i nie martwić się o jutro – taka jest rzeczywista wartość nieopodatkowanej pracy. PRACA CZYNI WOLNYM i nie bez powodu pasożytom ktoś dobitnie wypisał ową sentencję solidnymi literami, aby nacieszyć nią mogli do bólu swoje kaprawe oczy. Budujcie się ludziska, budujcie na swoim zamiast budować chory system i oddawać mu 90 procent swoich zarobków. Wyboru zresztą i tak już dawno nie ma, bo co to za wybór: budować siebie lub wrogi system? Przecież każda złotówka włożona w budowę przynosi trzy złotówki zysku, wolne od podatku oczywiście. Oni to doskonale wiedzą i dlatego mnie szczują. Jak to się skończy – tego nikt nie wie. Ale jedno jest pewne, nawet jeśli mnie szujnia zaszczuje to i tak przegra, bowiem to tylko kwestia niedługiego czasu, kiedy znowu będą sobie mogli uważnie poczytać, że… praca czyni wolnym. Wolnym od nich naturalnie, bo oni nawet niezdolni są do uczciwej pracy. Taka na przykład Orka, gdyby jej kazać samodzielnie się wyżywić, skończyłaby jak wieloryb wyrzucony na plaży – i właśnie szukam sposobu aby ją na plażowy urlop rzucić – oderwać wreszcie tę monstrualną świnię od koryta i obarczyć całą odpowiedzialnością za jej wieloletnie rażące zaniechania. Już trzeci rok nie mam dzięki niej z czego żyć no więc żyję sobie z przyzwyczajenia. A tymczasem ta leniwa, bezproduktywna, gigantyczna locha wyżera z mojego magazynku wszystko to, co zgromadziłem własną pracą na czarną godzinę. I jeszcze kwiczy na cały powiat, że jest znieważona…
Ale nieważne… i tak warto się samodzielnie budować. Naśladowcom nawet nie muszę życzyć powodzenia bo budownictwo to impreza skazana na sukces ale tym wszystkim, którzy pod poprzednimi odcinkami cieszyli się, że jestem życiowym nieudacznikiem, życzę głębokiego zastanowienia się nad sobą. Ja mam kamienicę, której żadna sitwa, żadną siłą nigdy mi nie wyrwie. A wy? Co wy macie tak naprawdę i co też osiągnęliście przez ostatnie lata? Hę? Chcecie się porównać na temat skali dokonań? Uprawnienia na sztaplarkę rozszerzyliście na koparko ładowarkę? Awansowaliście z referenta na starszego referenta i macie dwa złote podwyżki? Z kierowcy B przerzuciliście się na kierowcę autobusów? Z magazyniera na kasjera w biedronce? Zdobyliście dyplom z marketingu oraz zarządzania i teraz macie dobry fach pakowacza krewetek w gruźliczej Anglii? A może zaliczyliście w pośredniaku kurs języka niemieckiego z wyróżnieniem i teraz z dumą myjecie tym językiem dupy starych Niemców? No proszę bardzo, pochwalcie się z tego co WAM udało się dokonać w ramach „kariery”, czyli… dożywotniego niewolnictwa. Ja mam w planach najbliższe pół roku spędzić na plażach Lazurowego Wybrzeża. Mam dużo czasu i z wielką chęcią przeczytam wszystkie nadesłane przez was – LUDZI SUKCESU – opinie. No dalej, he… he… hejterzy.
PS Niejaki podkrzysio podjuszek niech się nieskromnie nie wypowiada pod tym artykułem – ponieważ wszystkim bywalcom doskonale wiadomo, że kiedy ja zwiedziłem świat i postawiłem kamienicę on w pocie czoła napinał zwieracze podsrywając mi z Ewciami na Internetach. W realnym świecie podjuszek także nie próżnował i posiada niesamowitą wręcz ilość imponujących dokonań. Ogrodził stodołę, załatał w kuchni przeciekające koryto, wkrętem do regipsu przymocował do sufitu wypchanego jamnika, podciągnął do łazienki rów melioracyjny, zaciągnął dożywotni kredyt na roztrząsacz obornika, upolował zderzakiem chorego borsuka, dwukrotnie był w mieście na przepustce z Głupczyc, trzy razy był za granicą z paszportem Polsatu do którego dokupił na infolinii ambasady TVN dożywotnią wizę na izbę wytrzeźwień, cztery lata korespondencyjnie studiował na uniwersytecie w Nairobi po czym już za pierwszym podejściem zdał egzamin i zdobył z wyróżnieniem międzynarodowe prawo jazdy na pług, no i w zaledwie dwa lata pogłębił w końcu szambo, co pozwoliło mu raz na zawsze uwolnić się od własnego smrodu. Nic tych dokonań już i tak nigdy nie przebije. Nawet tysiąc placków chemicznych – każdy z innego tworzywa - jakie Ewcia wypiekła w swojej cegielni, po których Martusia postawiła dwa tysiące różno… rodnych klocków, z których jeden to nawet otrzymał imię, gdyż okazał się żywy. Podkrzysio jest i tak debeściak.
Ciąg dalszy kiedyś nastąpi. Tymczasem dobranoc.
- Dodaj komentarz
- 2364 odsłon
... tu nie chodzi o
Dodane przez trzcina_1 w odpowiedzi na po kim jak po kim ale po
Trzcina ... tu nie chodzi o przejrzenie na oczy , on ma swoje poglądy , ja mam swoje w wielu kwestiach się różnimy min.: sposobem wychowania przez śodowisko! i spobem patrzenia na świat , on jest sceptyczny i ostrożny co do świata który go otacza ( kwestia żydowska ) , a ja jestem beztroski, układny , łatwo wybaczam ( kwestia żydowska ) JEDNAK 2 KWESTIE NAS ŁĄCZĄ :
1. JESTEŚMY OBAJ POLAKAMI - A POLAKI JAK BIEDA IDZIE POTRAFIĄ ZGODNIE NAPIERDALAĆ WROGA !!!
2. JEŻELI ŻYD MÓWI CI : " ŻE NIE WIE CO TO JEST TALMUD , I ŻE ON KOCHA WSZYSTKICH NA ZIEMI BEZ WYJĄTKU tzn. że powinnieneś mieć gdzieś przygotowany w pobliżu granat i kałach + kilku braci Polaków ... ot co !
Dziwiłem się, że swoim zacnym
Dodane przez baca w odpowiedzi na w końcu gadasz z sensem pool
Dziwiłem się, że swoim zacnym zwyczajem nie przeinaczyłeś nicka moving storm ale intuicja zrobiła swoje. Mnie to kusiło ale "też" się powstrzymałem przed wpisem.
Spróbuj rady, myślę że nie zaszkodzi a najprawdopodobniej zadziała.
drogi bacuniu, ciebie nie ma
drogi bacuniu, ciebie nie ma co hejtowac bo ty sam siebie shejtowałeś ( nie kopie lezącego ) jak i ten portal, wyastarczy sprawdzić ilość komentarzy z przed roku i dalej a cyfry same tobie powiedzą jak jest, kiedyś u ciebie tak na luzie była ponad 100 komentarzy a teraz ponad 21 z czego połowa to twoje odpowiedzi !!! Lubisz stać na swieczniku ale każdy świecznik kiedys się kończy ;) pozdrawiam
coś na luzie
coś na luzie :)
Swego czasu... czasu miałem
Zatem z nudy tu zajrzałem :)
Myślę sobie - coś nowego
I być może ciekawego
Czytam wpisy, drugi, trzeci
Znakomicie czas mi leci
Komentarzy nie omijam
Czasem boki z śmiechu zrywam
Czasem wpadam w osłupienie
Słowa toczą się w zdziczenie
Mięcho leci, epitety
Na poważnie i na bzdety...
Potem przerwę jakąś miałem
Na IM-kę nie spojrzałem
Już nadrabiam opóźnienie
Lecz i patrzę ze zdziwieniem
Pierwszy pisarz tejże strony
Zdaje być się wygaszony
Bo w prywatnej piaskownicy
Zagościli koczownicy
I bacunię podgryzają
Zdrowie jego za nic mając!
Lecz przyjaciół on też ma
Dobre rady stormiak da
Mądrych słuchać nie jest grzechem
Niech się to odbija echem
By i inni się zwiedzieli
Siły Słowian nic nie dzieli
b@ron, benet czy też kuzYn
Chcą sympatii wkład dać duży
trzcinka zawsze jest lojalna
Nie jest sprawa to banalna
Mirki, Grzesie się uwzięli
Chcą bacunię trzymać w celi
Robią z niego też wariata
A w tym czasie piękna chata
Koczowniczo zasiedlona
Choć w budowie nieskończona
Tego Orka już pilnuje
Nowe kwity wciąż maluje...
Teraz w sądzie są już boje
Agnes studzi ich nastroje
Gorda węzeł nic nie znaczy
A co dalej? Się zobaczy :)
no, no to dobre... kto by
Dodane przez hybryd@ (niezweryfikowany) w odpowiedzi na coś na luzie
no, no to dobre... kto by pomyślał że życie to poezja?
bo ja zawsze myślałem, że to komedia...
pozdro