Czy Boże Narodzenie nie jest chrześcijańskie? Poznaj prawdziwe pochodzenie świąt

Image

Źródło: innemedium

Tradycje bożonarodzeniowe, które większość z nas uważa za nieodłączny element chrześcijaństwa, skrywają fascynującą tajemnicę sięgającą czasów przedchrześcijańskich. Współczesne badania historyczne odkrywają, że większość świątecznych zwyczajów ma swoje korzenie w starożytnych obrzędach słowiańskich, szczególnie w święcie znanym jako Szczodre Gody.

 

 

Szczodre Gody, przypadające na 21-22 grudnia, były jednym z najważniejszych świąt w kalendarzu słowiańskim. Celebrowano je w czasie przesilenia zimowego, kiedy to dni zaczynały się wydłużać, symbolizując zwycięstwo boga słońca Swarożyca nad ciemnością. Ten moment był początkiem nowego roku słonecznego, liturgicznego i wegetacyjnego, niosąc ze sobą nadzieję na odrodzenie życia.

 

Ceremonie związane ze Szczodrymi Godami były niezwykle bogate w symbolikę. Wieczorem 24 grudnia mieszkańcy grodów i okolicznych osad gromadzili się w świątyni, gdzie obserwowali uroczystość składania figury Swarożyca w złotej kołysce. Rytuałowi towarzyszył śpiew kapłanek i aromat palonych ziół i żywicy. Po ceremonii odbywała się uroczysta procesja z figurą bóstwa, podczas której odwiedzano domostwa, przyjmując dary nazywane "szczodrami".

Image

Wiele elementów tych dawnych obrzędów przetrwało do dziś w zmienionej formie. Symboliczny pusty talerz, który obecnie zostawiamy dla niespodziewanego gościa, pierwotnie był przeznaczony dla dusz przodków. Wierzono bowiem, że w czasie świąt duchy zmarłych odwiedzają świat żywych. Słoma lub siano pod obrusem, dziś kojarzone z żłóbkiem Jezusa, pierwotnie miało związek z bóstwami opiekuńczymi - Siemem i Rgiełem.

 

Fascynującym przykładem transformacji dawnych wierzeń jest również tradycja kolędowania. Współczesni kolędnicy, często występujący z turoniem, nieświadomie kontynuują pradawny zwyczaj procesji z figurą Swarożyca. Sam turoń może być reminiscencją Welesa, jednego z naczelnych bogów słowiańskich. Również popularna dziś choinka ma przedchrześcijańskie korzenie - zastąpiła ona słowiańską podłaźniczkę, czyli udekorowaną gałąź świerku, jodły lub sosny, oraz diduch - snop zboża stawiany w kącie izby.

 

Proces chrystianizacji dawnych wierzeń był przemyślany i stopniowy. Kościół, nie mogąc wyplenić głęboko zakorzenionych tradycji, nadał im nowe, chrześcijańskie znaczenie. Sama data Bożego Narodzenia, ustanowiona dopiero w IV wieku, została celowo wyznaczona na okres bliski przesileniu zimowemu, aby zastąpić pogańskie święta związane z odrodzeniem słońca. Symbolika światła została zręcznie przeniesiona na postać Chrystusa, nazywanego "Światłością świata".

Image

Podobną transformację przeszły inne elementy dawnych wierzeń. Dwanaście świątecznych potraw, pierwotnie symbolizujących dwanaście pełni księżyca w roku, zaczęto wiązać z dwunastoma apostołami. Dawni bogowie zostali zastąpieni przez świętych o podobnych funkcjach opiekuńczych, czego przykładem jest przekształcenie kultu Welesa w kult świętego Błażeja.

 

Współczesne rozumienie tych tradycji pokazuje, jak głęboko zakorzenione są w naszej kulturze pradawne wierzenia i zwyczaje. Mimo upływu wieków i zmiany kontekstu religijnego, zachowały one swoją żywotność i znaczenie, stanowiąc most między dawnymi a obecnymi czasami. W dobie komercjalizacji świąt szczególnie ważne jest zachowanie świadomości ich prawdziwego pochodzenia i głębokiego kulturowego znaczenia.

 

Ocena:
31 głosów, średnio 38 %

Skąd się wywodzi zwyczaj umieszczania drzewka w domu?

Kiedy Nimrod umarł, Semiramis , matka-żona Nimroda, ogłosiła, że ​​Nimrod nie był tylko cielesną istotą ludzką, ale w rzeczywistości był bóstwem. Ze relacji wynika, że ​​widziała dorosłe, wiecznie zielone drzewo wyrastające z korzeni martwego pnia. To rzekomo symbolizowało odrodzenie Nimroda. W rocznicę swoich narodzin (czas przesilenia zimowego, 25 grudnia ) Semiramis ogłosiła, że ​​Nimrod odwiedzi wiecznie zielone drzewo i zostawi pod nim prezenty….

https://detektywprawdy.pl/2023/12/24/25-grudnia-sa-urodziny-baala/

 

Jezus Chrystus odrzucił zdecydowanie tradycję jako niemiarodajne źródło czegokolwiek, gdyż pochodzi ona i jest kształtowana przez grzesznych, ułomnych ludzi. Nie może być miarodajna, autorytatywna, a tym bardziej niezmienna, skoro tworzą ją zmienni ze swej natury ziemianie.
     Wszyscy Katolicy, w tym również ja sam, zostaliśmy wychowani również na tradycji, ale tej związanej ściśle z obrządkiem i praktykami religijnymi. Taka tradycja jest nieszkodliwa, a nawet większość z nas czuje do niej duży sentyment. Pasterka o północy; rezurekcja o świcie; święcenie jajek na Wielkanoc; choinka na Boże Narodzenie; postna „wigilia” z karpiem; święcenie palemek; zaduszki; sypanie głów popiołem; śmigus - dyngus - to wszystko w niczym nie przeszkadza naszej wierze, chociaż często ma pogańskie korzenie. W niektórych przypadkach obchodzenie, np. zaduszek czy popielca, może być pomocne w refleksji nad przemijaniem. Są to jednak generalnie tylko pewne zwyczaje, dodatki do samej postawy religijnej, nie mające nic wspólnego z przeżywaniem autentycznego kontaktu z Bogiem.
     Problem zaczyna się wówczas, kiedy tradycyjne zwyczaje religijne lub parareligijne zajmują w naszym życiu miejsce żywej wiary. Często niestety się zdarza, że ta wiara nigdy tak naprawdę nie ma nawet okazji się zrodzić. Bardzo pomaga w tym Kościół, który najchętniej całą sferę duchową - nadprzyrodzoną sprowadziłby do z góry ustalonych postaw i tradycyjnych zachowań. Kapłani w kazaniach największy nacisk kładą na obowiązek uczestnictwa we Mszy św., przestrzeganie postów, w miarę częstą spowiedź, niedzielny odpoczynek, noszenie medalika itp.; nie mówię już o dziurze w dachu kościoła, na której załatanie zbierają od lat pieniądze albo o kazaniach politycznych.
     Tymczasem wierni potrzebują autentycznych świadków Chrystusa, którzy przejęli się do głębi Jego nauką, uwierzyli w nią i dzielą się swoją wiarą z innymi. Śmiem twierdzić, że 90% uczestników niedzielnych Mszy w kościołach to ludzie religijni, ale nie do końca wierzący! Przychodzą do świątyni, aby odnaleźć w niej Boga (tak bynajmniej powinno być), ale zamiast Boga - Kościół głosi im tradycję i serwuje efekty wizualno - audialne. Ludzie w swej naturze bardzo szybko przyzwyczajają się do taniej otoczki, zapominając przy tym łatwo o istocie. Ogromna większość Katolików w naszym Kraju chodzi do Kościoła z przyzwyczajenia, bo taka jest tradycja - dziadkowie, rodzice chodzili... no to i my. Przy takim założeniu, bez autentycznego zaangażowania i motywacji - niezwykle łatwo i szybko można sprowadzić: uczestnictwo w Najświętszej Ofierze - do niedzielnego spaceru, połączonego z lokalnym pokazem mody; przeżywanie Bożego Narodzenia - do karpia, choinki i fajnego żłóbka w kościele; Wielkanocy - do jajka i zajączka; corocznej spowiedzi - do zła koniecznego.
     Tłumy ludzi zgromadzone na nabożeństwach są biernymi słuchaczami i obserwatorami - nie znają źródeł i podstaw własnej religii zawartych w Piśmie Świętym, a raczej znają takie źródła i podstawy, które stworzył Kościół. Jeśli ktoś chciałby pogłębić swoją wiedzę na ten temat - np. dowiedzieć się: kim jest Jezus Chrystus? dlaczego Pan Bóg pozwala, aby człowiek cierpiał na ziemi i... ewentualnie w piekle? jaki sens ma ludzkie życie? dlaczego moja religia jest prawdziwa? - nie znajdzie zadowalającej odpowiedzi z ust księży, którzy nie potrafią uzasadnić ani Objawionych Prawd, ani nawet kościelnych „mądrości” na podstawie Biblii. Cytat z "Roman Jonasz - Byłem księdzem cz.II"

7
-1