W USA zbierają podpisy pod petycją aby zbudowano "Gwiazdę Śmierci"

Image

Źródło: Lucasfilm Ltd.

Jakkolwiek brzmi to nieprawdopodobnie to jednak jest to wiadomość prawdziwa. W ramach projektu We The People, każdy może zgłosić jakąś petycję, musi ona tylko zostać poparta przez odpowiednio dużą liczbę obywateli Stanów Zjednoczonych. Właśnie zgłoszono petycję, aby zbudować odpowiednik znanej z sagi Star Wars stacji kosmicznej wielkości małego księżyca.

 

W petycji pomysłodawcy wzywają do rozpoczęcia budowy sztucznego satelity bojowego,  aby jak sami twierdzą, „wzmocnić narodowe możliwości obrony". Oprócz tego zwolennicy tej dziwacznej petycji stwierdzają, że rozpoczęcie budowy takiej konstrukcji nie tylko zapewni Ameryce jej dominacji w kosmosie, ale jednocześnie zadziała stymulująco na amerykańską gospodarkę tworząc tysiące miejsc pracy dla inżynierów.

 

Biorąc pod uwagę fakt, że USA zapowiada raczej cięcie wydatków zbrojeniowych wydanie bilionów dolarów na budowę bojowego satelity ziemskiego wielkości niewielkiego księżyca wydaje się być mrzonką wysokiego kalibru. Wstępne obliczenia wskazują, że budowa takiego obiektu mogłaby kosztować równowartość 13 tysięcy światowego PKB.

 

Petycje z serii We The People umożliwiły już zadanie pytań o istnienie pozaziemskich cywilizacji oraz kilkudziesięciu wniosków w sprawie secesji stanów niezgadzających się na socjalistyczne pomysły urzędującego prezydenta USA., Jeśli uda się zebrać 25 tysięcy podpisów Biały Dom będzie musiał na piśmie wyjaśnić czy budowa Gwiazdy Śmierci to dobry pomysł, a jeśli nie to musi podać uzasadnienie. Czekamy z niecierpliwością na odpowiedź amerykańskiej administracji.

 

 

 

Ocena:
Brak ocen

Dodane przez Homo sapiens w odpowiedzi na

Przedpotopowe cywilizacje

 

Nieznana historia Tybetu przedstawiona została przez Kuana szczegółowo w takich ksiązkach jak „Trzecie oko” (1956), „Doctor from Lhasa” („Doktor z Lhasy”, 1958), „Cave of the Ancients” („Jaskinia starożytnych”, 1963), „The Hermit” („Pustelnik”, 1972), „As It Was” („Jak to było”, 1976) oraz „Tibetan Sage” („Tybetański mędrzec, 1980). Została ona spisana za pomocą dziwnych symboli na ścianach jaskini pod pałacem Potala i przechowywana w sekretnych miejscach w całym Tybecie. Historia ta znana była jedynie elitarnemu kręgowi lamów, którzy przekazywali ją innym w czasie sekretnych stadiów inicjacji.



Rampa i jego Przewodnik udali się w podróż do wnętrza góry Potala przez długie korytarze i sekretne drzwi, dochodząc do dziwnej mapy nieba wyrytej na jednej ze ścian jaskini. Jego przewodnik wskazał na symbole „gigantów i machin tak dziwacznych, że znajdowały się dosłownie poza moim pojmowaniem”. Wkrótce potem rozpoczął on wykład, który Kuan opisał w rozdziale „Kiedy Ziemia była młoda” (w książce „Doktor z Lhasy”). Była to historia obejmująca miliony lat historii naszej planety. Wiele eonów temu, Ziemia znajdowała się znacznie bliżej Słońca i obracała się w przeciwną niż obecnie stronę. W jej pobliżu znajdowała się bliźniacza planeta. Ponieważ dni były znacznie krótsze, ludzie żyli setki lat, a z racji mniejszej siły grawitacyjnej, ludzie, zwierzęta i rośliny osiągały duże rozmiary.



Ludzie nadzorowani byli przez grupę opiekuńczych istot pozaziemskich, „Ogrodników Ziemi”, którzy pojawili się na niebie w swych lśniących statkach – „rydwanach bogów”. Te wysoko rozwinięte istoty rozpoczęły jednak walki między sobą, powodując dewastację swej ziemskiej „kolonii”. Jedna z grup odpaliła bombę, która spowodowała przesunięcie Ziemi na kurs kolizyjny z jej bliźniaczą planetą. Przed kolizją, bogowie zapomnieli o kłótniach i pozostawili Ziemię samą sobie. Katastrofę tą przeżyło tylko kilka osób, bowiem wskutek niszczycielskich tsunami pod wodą zniknęło wiele miast zbudowanych przez super-rasę. Z setek wulkanów wydostała się lawa, jak i trujące gazy, które spowodowały, iż niebo zasnuło się ciemnymi chmurami. Kiedy wszystko skończyło się, a chmury rozstąpiły, ci którzy przeżyli ujrzeli, iż Słońce jak gdyby zmniejszyło się i wstawało na wschodzie, a nie jak przedtem, na zachodzie. Księżyc, który pojawił się na niebie wskutek kolizji, spowodował fale zalewające wybrzeża.



Ostatecznie Ziemia usadowiła się na nowej orbicie, a dni stały się dwukrotnie dłuższe niż przedtem. Nastąpiła epoka lodowcowa, w czasie której grupy ocalałych ludzi rozproszyły się po świecie. Wraz z biegiem lat osiedlali się oni w wioskach. Po upadku jednej cywilizacji, zaczęła powstawać druga. Używając zapisów pozostawionych przez super-lud, odbudowano miasta i pojazdy, w tym te latające.



Wkrótce potem raz jeszcze doszło do rozłamu i jeszcze raz użyto broni masowego rażenia. Biologiczna i nuklearna broń zmiotła z ziemi całe narody. Kilkoro mądrych kapłanów, z trwogi o przyszłość, spisało swą historię na złotych płytach i zamknęło je w kapsułach czasu w kilku odludnych regionach planety. Bali się, iż nowa broń może położyć kres ich całej cywilizacji. Światem wstrząsnęły raz jeszcze trzęsienia ziemi i tsunami, zaś Tybet, który leżał na nizinach, wyniesiony został przez tektoniczne siły na swą obecną pozycję. To właśnie w Tybecie owi kapłani ukryli swe kapsuły w zapomnianym mieście otoczonym przez lodowiec na wyżynach Chang Tang. Ci, którzy przeżyli ponownie cofnęli się do epoki kamienia i zapomnieli o „Złotym wieku”.



W czasie ostatniego etapu inicjacji, Rampa stanął twarzą w twarz z ozłoconymi mumiami przedstawicieli pozaziemskiej rasy, ukrytych pod pałacem Potala. Trzej starzy mnisi zawiedli go do krypty pokrytej dziwnymi symbolami mówiąc o bogach, którzy przybyli z nieba jeszcze przed powstaniem gór. Rampa z podziwem wpatrywał się w gigantyczne postaci trzymetrowej kobiety i mierzącego ok. 4.5 m wzrostu mężczyzny. Oboje posiadali duże stożkowate głowy, wąskie szczęki i cienkie usta. Ich nosy były długie i cienkie, zaś oczy głęboko osadzone wewnątrz czaszki.



Częścią inicjacji była trzydniowa medytacja w grobowcu, w czasie której jego duch odbywał podróż w czasie. Rampa doświadczył wizji, w których widział gigantów w ciepłych wodach tybetańskiego jeziora, których zaskoczyła niespodziewana katastrofa – trzęsienie ziemi i tsunami. Kiedy ruchy tektoniczne wyniosły miasto tysiące metrów wyżej, jezioro zamarzło uwieczniając je w wielkim lodowcu.



Wraz z niewielką grupą mnichów, Rampa odwiedził miasto ukryte w sekretnej dolinie na wyżynach Chang Tang, leżących na północ od Tybetu i opisanych w „Doktorze z Lhasy”. Jego Przewodnik wyjaśnił mu w pełnym obaw głosie, iż: „Pół miliona lat temu był to dom bogów… Miejsce to leżało wówczas nad brzegiem morza, a zamieszkiwali w nim naukowcy pochodzący z różnych ras. Pochodzili z różnych miejsc, ale przez swe eksperymenty sprowadzili na Ziemię zagładę, a widząc rezultaty tego, uciekli zostawiając zwykłych ludzi samym sobie. To przez nich wody morza podniosły się i zamarzły.”



Aby dostać się do miasta, musieli oni pokonać niegościnne wyżyny, docierając w końcu do skały prowadzącej na równinę. „Odnaleźliśmy potężne miasto, którego jedna część była widoczna, zaś druga uwięziona była w lodowcu… Roztopiona część była niemal nietknięta. Nieruchome powietrze i brak wiatrów uchroniły budynki przez stopniowym wyniszczaniem. Szliśmy ulicami, jako pierwsi przechodnie od tysięcy lat. Widzieliśmy wiele szkieletów, skamieniałych szkieletów i uświadomiliśmy sobie, że to miasto zmarłych. Widzieliśmy tam wiele fantastycznych urządzeń, które wskazywały jasno, że ta ukryta dolina niegdyś była domem cywilizacji znacznie bardziej rozwiniętej, niż obecnie. Wydawało się także, że w porównaniu z ludźmi minionych epok jesteśmy dzikusami.”



Rampa miał na dużo szczęścia i dwukrotnie odwiedził kapsułę czasu w tybetańskich górach, którą odkryła grupa mnichów. Po dotarciu do wnętrza jaskini, dostali się oni do potężnego pomieszczenia, które zawierało przykłady starożytnej technologii i historię zaginionej rasy. Przewodnik poinformował go, że podobne kapsuły znajdują się także gdzieś w Południowej Ameryce i które „ukryte zostały przez dawnych ludzi tak, aby mogły zostać znalezione przez następne pokolenia dopiero, kiedy przyjdzie na to czas.”



Czwarta książka Rampy dotyczy tybetańskiej jaskini i jego wizyty w niej. Przed opisaniem podróży przestrzegł on, iż „w Tybecie są komuniści, więc lokalizacja Jaskini Starożytnych nie jest podana, gdyż miejsce to istnieje naprawdę, a wejście w posiadanie umiejscowionych tam przedmiotów mogłoby pozwolić na podbój świata…”



Ekspedycja, która składała się z siedmiu osób, w tym Rampy, dotarła do tego miejsca po kilku tygodniach. Odkryli oni niebieskawe światła oświetlające niemalże niedostępną jaskinię, w której mieściło się wiele dziwnych maszyn, spośród których były i takie wciąż działające. Przy ścianie spoczywał gigantyczny sfinks. Mnisi trafili na urządzenie rejestrujące, które ukazało im sceny z zaginionego świata: dziwne istoty, które przemierzały planetę, skrzydlate maszyny przemierzające niebiosa, oraz zwierzęta i ludzi porozumiewających się telepatycznie. Wzrastały napięcia między elitami kapłańskimi, zaś naukowcy wytwarzali coraz to bardziej potężną broń. Kilku kapłanów z obawy o przyszłość zdecydowało się stworzyć jaskinię, w której obecnie przebywał Rampa, aby przekazać potomnym wiedzę o ich technologii. Podobne powstały gdzieś w Egipcie, RPA i Syberii i każde z nich oznaczone jest sfinksem. Kiedy wzmagały się działania wojenne, kapłani zdecydowali się zamknąć jaskinię, pozostawiając po sobie przesłanie: „W skarbcu tym znajdują się dowody na nasze osiągnięcia i głupstwa, z których korzystać będzie przyszła rasa, która będzie w stanie je odkryć, a odkrywając, zrozumieć.”



Obraz rozmywał się, zaś lamowie weszli w trans, aby dzięki akaszy dowiedzieć się o losach kapsuły. Zobaczyli, jak jaskinia jest zapieczętowywana na kilka miesięcy przed tym, jak ogromny pocisk spowodował zmianę ziemskiej orbity. Trzęsienia ziemi i tsunami zniszczyły każdy ślad tej zaawansowanej cywilizacji, przynosząc ocalenie jedynie tym, którzy skryli się w jaskiniach i dalej kontynuowali historię ludzkości.



W książce „Podsycanie ognia” (z 1971), Rampa pisze więcej o tych kapsułach oraz ich zawartości. Wielka komnata ukryta pod egipskimi piaskami „jest absolutnym muzeum przedmiotów, które istniały przed tysiącami lat.” Kapsuły zawierają m.in. pojazd antygrawitacyjny, który widział również Rampa. Podobnej siły używano do przenoszenia ciężkich obiektów, opracowując maszynę, która pozwalała na niwelowanie każdego ciężaru. Rozwinięta była telewizja i fotografia, pozwalając na trójwymiarowe obrazy. Przedmioty te odkryte zostaną w ciągu kilku lat „kiedy wstrząsy poruszą skorupę ziemską i wyrzucą kapsuły na powierzchnię”.



W książce „Jak to było”, Rampa wspomina o kolejnej wizycie w jaskini w pobliżu Lhasy, gdzie znajdowały się rysunki przedstawiające istoty w dziwnych ubiorach, z przezroczystymi kopułami na głowach. Jego Przewodnik wyjaśnił, iż „to bardzo dziwna okolica”. Półki zbudowane w jaskini zawierały żłobione dyski o średnicy ok. 1.8 m z falowym rytem i dziurą pośrodku. Opis ten przypomina tzw. Kamienie Dropa, które odkryto rzekomo w górach Bayan Har w 1938 roku. Kamienie te zniknęły następnie w dziwny sposób z chińskich muzeów. Zawierały one pismo, które odczytał rzekomo prof. Tsum Um Nui. Jego kontrowersyjne tłumaczenie opowiada historię małej grupy istot pozaziemskich, która przeżyła katastrofę statku, który rozbił się w tej okolicy 12.000 lat temu. Niektórzy z nich zmarli, inni zostali zabici, zaś kilku weszło w związki z lokalnymi mieszkańcami, co miało skutek w powstaniu karłowatego ludu Dropa. Choć historia ta po raz pierwszy opublikowana została przez jeden z rosyjskich magazynów, do swych książek zaadaptował ją von Daniken.



Ostatnia z książek Rampy, „Tybetański Mędrzec”, zawierała więcej szczegółów odnośnie zaginionej cywilizacji z okolic Lhasy. Twierdził on, że jedna z gór znajdująca się w jej okolicach to tak właściwie zbudowana przed milionami lat siedziba rebeliantów. W niej znajdują się także zahibernowane ciała ludzi, mających czekać na powtórne przybycie istot z kosmosu. Wiedza medyczna tej rasy była niezwykle zaawansowana. Lobsang i jego przewodnik pozostawali w niej przez tydzień.



„Tybetański Mędrzec” mówi o licznych minionych cywilizacjach, które znamy pod wspólną nazwą „Atlantydy”. Niektóre z nich posiadały rozległą wiedzę o inżynierii genetycznej, tworząc hybrydy, jak np. mitologiczne syreny.



Książki Rampy ujawniały wiele zadziwiających i składających się w całość szczegółów odnośnie cywilizacji przedpotopowych.



W swych książkach zawarł on następujące twierdzenia:



1. Tybet stanowił centrum wcześniejszej cywilizacji w czasach, gdy położony był niżej.



2. Wcześniejsi ludzie pochodzili z przestrzeni kosmicznej, byli gigantami o stożkowatych głowach.



3. Ludzkość zamieszkuje Ziemię dopiero od kilku milionów lat. Przed nią istniało na planecie wiele cywilizacji przedpotopowych.



4. Kultury te zniszczone zostały przez wojnę atomową i naturalne kataklizmy, jak trzęsienia Ziemi, tsunami i zmianę biegunów.



5. Inna planeta uderzyła niegdyś w Ziemię.



6. Atlantyda to w rzeczywistości zbiorcza nazwa zaginionych cywilizacji. Istniały także inne zaginione ludy na terenie Lemurii i Arktyki.



7. Starożytni pogrzebali kapsuły czasu w Tybecie, Egipcie, Ameryce Południowej i na Syberii.



8. Piramidy i Sfinks to symbole wskazujące na zaginione cywilizacje. Piramidy były także znakami dla pozaziemskich pojazdów.



9. Niektóre z przedpotopowych cywilizacji dzięki inżynierii genetycznej stworzyły niszczycielskie istoty i broń biologiczną.



10. Przedpotopowa purpurowa rasa ostatecznie stała się bezpłodna z powodu modelu kulturowego, w którym przeważał radykalny matriarchat.



Źródło oryginalne: Karen Mutton: “T. Lobsang Rampa. New Age Trailblazer”; NEXUS – Vol. 13, #2 [II – III 2006]

Tłumaczenie i źródło polskie: Serwis NPN

0
0

Dodane przez UFO-Emilcin w odpowiedzi na

Przedpotopowe skarby?


 W bryłach węgla i skałach osadowych znaleziono rozmaite artefakty, które świadczą o istnieniu pradawnej cywilizacji na ziemi. Zniszczył ją ewidentnie ten sam globalny kataklizm, który przyczynił się do powstania złóż węgla i ropy, a także do utworzenia skał osadowych.

Jak inaczej wyjaśnić takie znaleziska jak młotek, gwoździe, wazon, lalka czy tabliczki w wyrzeźbionymi wizerunkami?

 

Młotek Tubalkaina?

 

            W Muzeum Kreacjonistycznym w Glen Rose oglądałem metalowy młotek znaleziony w warstwie datowanej na okres kredy, a więc na przeszło 100 milionów lat. Znaleźli go Max i Emma Hahnowie w 1934 r., kiedy wspinali się wzdłuż strumienia Red Creek w pobliżu miasteczka London w Teksasie. Z osobliwej skalnej konkrecji wystawał kawałek drewna, który okazał się trzonkiem młotka. Kilka lat po odkryciu syn Hahnów oderwał od metalowej części młotka kawałek skały z muszlami, odsłaniając jego całą główkę1.

            Sceptycy próbują wyjaśnić tę anomalię tym, że widocznie do warstwy z okresu kredy obsunął się z góry luźny materiał, a wraz z nim współczesny młotek. Philip Isett, specjalista w tej dziedzinie, oświadczył jednak, że w tym miejscu nie ma śladów po obsypanym materiale2.

            Drewniany trzonek młotka częściowo zamienił się w węgiel tuż przy części metalowej3. Na metalu główki młotka nie ma ani śladu rdzy, a rysa zrobiona na nim przy pomocy pilnika w 1934 r. wciąż błyszczy tak, jakby zrobiono ją dzisiaj. Metalowa główka młotka ma z jednej strony osobliwy wypust, jakby punktak o prostokątnym kształcie, który czemuś służył.

            Młotek zbadało słynne laboratorium Batelle w Columbus w stanie Ohio, którego specjaliści stwierdzili, że wspomniany wypust jest integralną częścią główki młotka4. Powierzchniowa gęstość metalu młotka jest o 6 proc. wyższa niż gęstość wewnętrzna, co zdaniem ekspertów świadczy o wykorzystaniu zaawansowanej metalurgii przy jego produkcji5. Pracownicy laboratorium wyrazili przekonanie, że „skała wokół młotka nie mogła się uformować inaczej, jak pod wpływem naporu wody i ciśnienia”, a „częściowo zamieniony w węgiel trzon świadczy, że był on pod ciśnieniem spowodowanym wodą oraz działaniem wulkanicznym”6. Badania wykazały, że młotek powstał ze stopu żelaza (96,6 proc.), siarki (0,74 proc.) i chloru (2,6 proc.), bez krzemu i niklu7. W dzisiejszych warunkach atmosferycznych nie można wykonać takiego stopu żelaza i chloru8.

            Czyżby młotek pochodził z czasów Tubalkaina, jednego z potomków Kaina, o którym Biblia powiada, że „wykuwał wszelkie narzędzia z miedzi i żelaza”?9. Ciekawe jest także to, że za pierwszy wielki ośrodek metalurgiczny uważa się Medzamor, miejscowość położoną niedaleko góry Ararat, a więc miejsca, gdzie według Biblii zatrzymała się arka i rozpoczęło się nowe życie po potopie. To właśnie z Medzamor pochodzą najwcześniejsze przykłady sakralnej geometrii oraz kręgów megalitycznych. Astrofizyk Elma Parsamian stwierdził, że to armeński Medzamor był ośrodkiem, z którego rozeszła się starożytna wiedza o astronomii, znakach zodiaku, kalendarzu i pomiarze czasu10.

 

Przedpotopowe gwoździe?

 

            W 1844 r. szkocki fizyk David Brewster, założyciel Brytyjskiego Towarzystwa Postępu Nauki, poinformował o odkryciu gwoździa, który wystawał z wnętrza bloku piaskowca w kamieniołomie Kingoodie w pobliżu Dundee w Szkocji. Piaskowiec ten przypisany jest okresowi dewonu. W jaki sposób gwóźdź znalazł się we wnętrzu skały datowanej na 360-400 mln lat?

            David Brewster napisał w swoim raporcie: „Blok, w którym znaleziono gwóźdź, miał ponad 20 cm grubości. Przystępując do oczyszczenia i wyrównania szorstkiej powierzchni kamienia, dostrzeżono zardzewiałą końcówkę  gwoździa wystającą ponad 1 cm ze ściany gliny morenowej. Pozostała część gwoździa tkwiła w środku skały, w tym jego główka, która znajdowała się około 2,5 cm we wnętrzu bloku skalnego”11. Fakt, że główka gwoździa tkwiła we wnętrzu skały, wyklucza, aby wbito go tam w naszych czasach.

            Nie był to jedyny przypadek odkrycia prehistorycznego gwoździa we wnętrzu skały. W 1851 r. Hiram de Witt ze Springfield w stanie Illinois z dumą pokazywał koledze kawał kwarcytu wielkości pięści, jaki znalazł niedawno w Kalifornii, a wtedy skała wypadła mu z ręki, uderzyła o podłogę i pękła na pół. W jej wnętrzu zobaczyli skorodowany żelazny gwóźdź o długości 5 cm12. Gwóźdź był prosty i zakończony główką.

            Żelazny gwóźdź o długości 18 cm znaleziono w kopalni w Peru, w której Inkowie wydobywali srebro. W 1572 r. gwóźdź ten otrzymał w prezencie hiszpański wicekról Peru Francisco de Toledo (1515-1584)13. Kazał on dokładnie zbadać gwóźdź i skałę, w której tkwił, zanim postawił go na honorowym miejscu w swoim gabinecie jako przedpotopowy zabytek14.  Skąd taki wniosek? Inkowie nie używali gwoździ w swoich budowlach. Gwóźdź mógł się znaleźć we wnętrzu skały chyba tylko w czasie potopu, kiedy różne przedmioty pierwszej cywilizacji zostały zagrzebane w osadzie, z którego pochodzą skały osadowe.

 

Złota nić

22 czerwca 1844 r. w londyńskiej prasie ukazała się następującą notka: „Kilka dni temu robotnicy zatrudnieni przy wydobywaniu kamienia w pobliżu Tweed, około 400 m poniżej Ruthrford Mill, odkryli złotą nić osadzoną w skale na głębokości około 3 m”15. Skałę, w której znaleziono złotą nić, datuje się na okres karbonu, czyli 350 mln lat16.

 

Tabliczka z obliczem patriarchy

 W 1897 r. górnicy z kopalni w Lehigh, niedaleko Webster City w stanie Iowa, w trakcie wydobywania węgla na głębokości około 40 m odkryli tabliczkę o wymiarach 60 x 30 x 10 cm17. Wykonano ją z ciemnozielonej bardzo twardej skały. Na jej powierzchni wyrzeźbiono linie tworzące romby, a we wnętrzu każdego umieszczono wizerunek jakiegoś patriarchy z osobliwą wklęsłością na czole. Tabliczka znajdowała się pod piaskowcem w pokładzie węgla datowanym na 300 milionów lat. Miejsce, w którym ją znaleziono, było według pracujących tam górników nienaruszone18.

 

Lalka z Namp

W 1889 r. Mark A. Kurtz z Nampa w Idaho wiercił ze swoją ekipą studnię artezyjską, kiedy pod kilkumetrową warstwą bazaltu oraz 80-metrową warstwą piasku i gliny pompa piaskowa zaczęła wydobywać gliniane kulki o średnicy około 5 cm pokryte tlenkiem żelaza. Jeszcze bardziej zdumiała robotników gliniana figurka o wysokości około 4 cm, którą zaraz po kulkach pompa wydobyła na powierzchnię19.

            Poza, proporcje i żeński kształt lalki świadczą o niemałym kunszcie wykonawcy. Czy była to zabawka zmyta przez wody i zakryta warstwą wulkanicznego bazaltu, a następnie osadem w czasie potopu?

            W 1912 r. glinianą lalkę oraz miejsce, gdzie ją znaleziono, zbadał Frederick Wright. Przeprowadził wywiad z robotnikami, którzy dokonali odkrycia, a także zbadał samą studnię, aby przekonać się, czy figurka nie mogła zsunąć się z wyższego poziomu. Na końcu stwierdził: „W odpowiedzi na zarzuty należy bardziej szczegółowo przedstawić fakty. Studnia miała około 15 cm średnicy i była wyłożona masywnymi rurami z żelaza, które spuszczano w dół i skręcano śrubami odcinek po odcinku, a zatem nie było możliwe, aby cokolwiek z boku mogło wpaść do studni. Po przebiciu złoża lawy w pobliżu powierzchni nie używano już świdra, lecz spuszczano w dół rurę, a materiał wydobywano ze studni przy użyciu pompy piaskowej”20.

            Profesor F.W. Putnam zwrócił uwagę na czerwony nalot związków żelaza na powierzchni figurki, który wskazuje na jej starożytne pochodzenie21. Figurka jest przechowywana w budynku elektrowni, którą zbudowano nad studnią wywierconą przez ekipę Kurtza. Ze studni do dziś płynie woda. Warstwa gliny sięgająca głębokości ponad 90 m jest datowana na 3 miliony lat. Według ewolucjonistycznej chronologii wtedy jeszcze nie było człowieka (Homo sapiens), który mógłby wykonać taki przedmiot.

Wazon w litej skale

W Dorchester w stanie Massachusetts w 1851 roku prowadzono roboty wymagające rozbicia dużej litej skały znajdującej się kilka metrów pod powierzchnią ziemi. Wybuch wyrzucił z tej skały metalowe naczynie rozerwane na pół jego siłą. Kiedy je złożono powstał wazon o kształcie dzwonka o wysokości około 12 cm oraz 16 cm średnicy u podstawy. Grubość jego ścianki wynosi blisko 3 mm, a powierzchnię zdobią kwiaty inkrustowane czystym srebrem, co świadczy o wysokim kunszcie artystycznym wykonawcy. Całość wykonana jest ze stopu cyny i srebra22.

            W jaki sposób metalowy wazon znalazł się w litej skale kambryjskiej datowanej na 600 milionów lat?23. Według teorii ewolucji życie na ziemi zaczynało się dopiero wykluwać w swoich najprostszych formach. Natomiast według Biblii człowiek istniał na ziemi od początku. Wazon znaleziony w litej skale z Dorchester wskazuje, że racja jest po stronie Pisma Świętego.

            Jako pierwszy o niezwykłych zabytkach znalezionych w bryłach węgla czy skałach doniósł Erich von Däniken. Założył on, że musieli je po sobie zostawić kosmici. Pomyślmy jednak, czy kosmici posiadający dość zaawansowaną technologię, aby przebyć niezmierzone kosmiczne przestrzenie, pozostawiliby po sobie na ziemi młotki, rdzewiejące gwoździe, wazoniki i gliniane lalki? Bardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem jest biblijna wersja wydarzeń, a według niej na ziemi istniała kiedyś zaawansowana cywilizacja zniszczona wodami potopu. Niektóre z jej wytworów zachowały się w bryłach węgla i skałach osadowych, które powstały w czasie tego wielkiego kataklizmu.

[ibimage==15675==400naszerokosc==Oryginalny==self==null]

[ibimage==15676==400naszerokosc==Oryginalny==self==null]

0
0

Dodane przez Homo sapiens w odpowiedzi na

 

Kreacjoniści tendencyjnie twierdzą, że są to dowody na dużo młodszy wiek skał, w których znajdują się te niezwykłe artefakty. Jednak zdecydowanie bardziej prawdopodobne jest, że istniały na naszej planecie cywilizacje i kultury po których nie zostały żadne wspomnienia i ślady na ziemi. Wystarczy, że istniały w czasach tak odległych, że zdążyły nastąpić procesy geologiczne przenoszące szczątki w głąb ziemi, wiążąc je w skałach, a ludzkość degradując się, zapomniała o przodkach. Wszelkie budowle zdążyłyby w tym czasie całkowicie zerodować i zmienić się w pył. 

Prastare kultury hinduskie opowiadają o potopie, ale opowiadają również o historii ludzkości dużo dłuższej niż wyliczają to bibliści. Mówią o dziesiątkach tysięcy lat istnienia swojej kultury. Wcześniej są miliony lat dla innych. Gdzieś w tamtych czasach być może osiągnięto bardzo ciekawy poziom rozwoju technologii, która rozwijała się inną ścieżką i doszła do innych ważnych odkryć. Z resztą w pismach hinduskich są opisywane dość niezwykłe wynalazki i odnaleziono dowody wskazujące na ich, co najmniej, prawdopodobieństwo. 

Opowieści o Noem i Manu są w swojej istocie takie same. Ostrzeżenie od bóstwa, statek, zabranie wszelkich gatunków roślin i zwierząt na pokład.

Jeśli chodzi o początki życia w swoich najprostszych formach to musimy się cofnąć nie o 600 mln, ale 3,7 mld lat. około 600 mln lat to eksplozja kambryjska, po której można znaleźć sporo skamieniałości, w przeciwieństwie do okresu prekambryjskiego

 

0
0

Dodane przez Pio'76 w odpowiedzi na

Zgadzam sie z tym co napisał Pio. Od jakichś dwóch tygodni wchodząc na Innemedium (czy czasem na ZnZ) mam wrażenie, że nie dyskutujemy tu o tych wydarzeniach, które są opisywane przez Admina (czy innych publikujących) ale wiele osób nawiązując jedynie bardzo luźno do tych artykułów zbacza z tematu i skupia się na prezentowaniu swojego Światopoglądu: ateistycznego, kreacjonistycznego, ewolucyjnego, kreacjonistycznoewolucyjnego, z udziałem obcych czy przeciwnie bez ich udziału itd. Każdy tu chce przeforsować- uzasadnić, potwierdzić dowodami wyznawaną przez siebie wizję stworzenia i świata. Niektórzy nawet mogą być tu wydelegowani, by nawracać innych. Z tym też trzeba się liczyć. Wcale mnie to nie denerwuje, nawet mi się to podoba. Trudno na jakimś innym forum znaleźć taką wybuchową mieszankę ludzi o odmiennych poglądach i to dobranych w tak równych proporcjach. Dla mnie czytanie tego co tu piszą Inni daje szerszą perspektywę patrzenia, a to bardzo cenne. 

Nawiązując do: datowania skamieniałości, długości trwania poszczególnych er i okresów w dziejach Ziemi, czasu od jakiego na Ziemi wystepują ludzie. Zwolennikom (ściśle rozumianego) kreacjonizmu wydaje się, że jak udowodnią, że Ziemia jest starsza lub młodsza niż zakłada to współczesna nauka, udowodnią że ery i okresy w dziejach Ziemi trwały inną ilość milionów lat lub człowiek powstał wcześniej to jednocześnie udowadniają, że nie może istnieć coś takiego jak ewolucja, a słowa zawarte w Biblii czy innnych świętych księgach należy rozumieć dosłownie. To bzdura. Taki Darwin opisał (i przedstawił dowody w postaci skamieniałości lub żyjących istot) jak to z jednych gatunków powstają inne. Ale określanie długości er i okresów i określanie kiedy powstał człowiek to zupełnie inna bajka. Te datowania stale się zmieniają wraz z napływem nowych dowodów. Stale zmieniają się poglady naukowe dotyczące wieku Ziemi i samego człowieka. Tu nie ma żadnego ścisłego powiązania z możliwością obalenia teorii ewolucji, bo ona się nie odnosi do dat. Według tej teorii można jedynie zauważyć,  (piszę swoimi słowami) że zmiany w środowisku są przyczyną powstawania nowych gatunków (które są do tego nowego środowiska lepiej przystosowane). Prawdopodobnie przyśpieszenie zmian w środowisku powoduje przyśpieszenie powstawania nowych gatunków. W ewolucji nie czas, a zmiany w środowisku są najważniejsze. Patrzcie co zmieniło się po tej katastrofie w elektrownii w Japonii. Już powstały na skutek promieniowania nowe gatunki motyli. Świat przyrody o wiele szybciej reaguje na zmiany niż to się nawet dawnym ewolucjonistom wydawało.

Nowe (ewentualne) ustalenia dotyczące tego, że ludzie żyją na Ziemi dłużej niż się to biologom wydawało do tej pory (nawet miliony lat), czy to że Ziemia jest młodsza nie zaszkodzą teorii ewolucji. Mogą jednak zdecydowanie zaszkodzić typowo kreacjonistycznemu pojmowaniu świata. Jak można analizując np. Biblię i rozumiejąc ją dosłownie (czyli bez stosowania symboliki) wytłumaczyć np.  ciągłość pokoleń trwajacą miliony lat, niejednokrotny a wielokrotny upadek cywilizacji o zaawansowanej technice, obecność innych cywilizacji.  Dlatego choć wierzę w istnienie Istoty Wyższej jest też dla mnie zrozumiałe to, że Świat organizmów zmienia się wraz ze zmianami na Ziemi w drodze przemian ewolucyjnych, a jedynie niektóre fragmenty dawnych pism odczytuję dosłownie. Głos Boga rozumiem bardziej jako jego wolę, która mogła się spełnić za pomocą stworzonych (również przez Niego) praw fizyki, zasad ewolucji czy działań innych ludzi  lub nawet jakiś naszych starszych braci (innych inteligencji kosmicznych) niż dźwięk. Słowo rozumiem jako wolę, a nie dźwięk.

0
0

Dodane przez Roobaczkowa (niezweryfikowany) w odpowiedzi na

Nawet nie wiesz jak pocieszajace jest dla mnie, że podzieliłaś się tu swoimi przemyśleniami. Cieszy mnie, że nadal są tu osoby starajace się obiektywnie analizować różne możliwości i biorące pod uwagę wiedzę ogólną. W tym momencie można dyskutować, a nie przypychać się prawdami "mojszymi nad twojszymi".

Pozdrawiam :-)

0
0

Dodane przez Homo sapiens w odpowiedzi na

Wierzysz w miliardy lat Wszechświata...?

Te "kulki" zostały wykonane przed biblijnym Potopem ok. 5000 lat temu i zagrzebane w potopowym mule i błocie niesionym przez wzburzone jego fale...

 I istotnie zostały wykonane przez Istoty Rozumne, jakimi  byli przedpotopowi ludzie i ich krzyżówki z tymi co zamieszkują wnętrze pustej Ziemi... pozdrawiam

 

0
0

Na welonie o wymiarach 17 na 24 cm, oprawionym w srebrny relikwiarz, który jest wystawiony na widok publiczny w ołtarzu głównym kościoła w Manoppello, znajduje się wizerunek twarzy zmartwychwstającego Chrystusa.

Manoppello jest pięciotysięcznym miastem włoskim, leżącym w Abruzji, w odległości 30 km od Pescary. W pobliżu znajduje się słynne sanktuarium Cudu Eucharystycznego w Lanciano. Od 20 lat wielu wybitnych naukowców podejmowało się trudu wszechstronnych badań relikwii Oblicza Chrystusa z Manoppello. Ich wyniki stwierdzają, że obraz ten powstał w niewytłumaczalny dla nauki sposób...





Relikwia zmartwychwstania

Wybitny znawca grecki Antonio Perlili w książce Sulle tracce del Risto (Tivoli 1988), korzystając z dorobku innych egzegetów oraz ojców Kościoła (Cyryla Jerozolimskiego i Cyryla Aleksandryjskiego), proponuje korektę tłumaczenia fragmentu z Ewangelii św. Jana (20:5-7):

Płótna grobowe, które owijały martwe ciało Jezusa, po Jego Zmartwychwstaniu całkowicie opadły, spłaszczyły się, ponieważ pozostały puste, gdy Zmartwychwstałe Ciało przeniknęło przez nie. Tylko w miejscu głowy płótna grobowe zachowały niezmieniony kształt, dlatego, że wcześniej zostały nasączone krwią i wonnościami, a po wyschnięciu stały się twarde jak karton. Sądzi się, że właśnie na samym wierzchu głowy leżącego w grobie Jezusa, który był szczelnie owinięty płótnami grobowymi, została położona chusta z drogocennego bisioru – jako znak szczególnego szacunku. Ta wyjątkowa relikwia znajduje się dziś w Manoppello…

Chusta z bisioru

Chusta z Manoppello to drogocenna, antyczna tkania, której jedynie małe kawałki zachowały się do naszych czasów. Jest to bisior, nazywany morskim jedwabiem, który był najdroższą tkaniną w starożytności.

Strukturę tego płótna badał prof. Giulio Fanti, który stwierdził, że mamy do czynienia z bardzo cienkim materiałem, utkanym z nici o średnim przekroju 120 mikronów. Jest on cieńszy od nylonu. Istnieją puste przestrzenie pomiędzy nićmi, o wielkości od 150 do 350 mikronów. Tkanina jest przezroczysta i dlatego określana jest jako welon.

Badania naukowe Całunu z Manoppello przeprowadzone przez prof. L. Portoghesi, która jest specjalistką od tkanin z pierwszego wieku, stwierdzają, że mamy do czynienia z bisiorem – czyli z najdroższym antycznym materiałem. Profesor Chiara Vigo zaś, największa światowa znawczyni płócien wytwarzanych z bisioru, po dokładnych badaniach welonu z Manoppello stwierdziła, że jest to bisior morski, a więc tkanina powstała z jedwabistych nici, które wytwarzają małże morskie Pinna nobilis. Te niezwykle cenne tkaniny wytwarzano w czasach antycznych.



Od 20 lat wielu wybitnych naukowców podejmowało się trudu wszechstronnych badań relikwii z Manoppello. Ich wyniki stwierdzają, że obraz ten powstał w niewytłumaczalny dla nauki sposób. Na pewno nie został namalowany ludzką ręką. Nikt z ludzi nie jest w stanie na tego rodzaju materiale czegokolwiek namalować . Bisior można namoczyć, ale absolutnie nie da się na nim malować – na tak cieniutką tkaninę po prostu nie da się nanieść żadnej farby. Z technicznego punktu widzenia jest niemożliwe namalowanie czegokolwiek na morskim jedwabiu.

Profesor Danto Vittore podczas swoich analiz zastosował skaner cyfrowy o bardzo wysokiej rozdzielczości. Pozwoliło mu to na ustalenie, że pomiędzy włóknami badanej tkaniny nie ma żadnych zlegających kolorów. W powiększeniu mikroskopowym wyraźnie widać, że na materiale nie ma najmniejszych nawet śladów farby. Gdyby zaś obraz został namalowany farbą olejną, z całą pewnością zalegałaby ona w wolnych przestrzeniach pomiędzy nićmi. Zostało także wykluczone, że obraz był namalowany techniką akwarelową, ponieważ kontury, rysy oczu i ust są tak precyzyjnie czyste, że jest niemożliwe namalowanie ich w ten sposób.



Profesor Vittori z uniwersytetu w Bari i prof. Fanti z uniwersytetu w Bolonii w trakcie analiz mikroskopowych potwierdził, że na Całunie nie ma śladów farby. Jedynie w miejscu źrenic włókna wydają się jakby przypalone przez działanie wysokiej temperatury.

[ibimage==15677==400naszerokosc==Oryginalny==self==null]

Najnowsze techniki badawcze zastosowane do analizy Całunu Turyńskiego zostały również wykorzystane przy badaniu welonu z Manoppello (zwanego też Chustą Weroniki). Wyniki tych wszystkich ekspertyz jednoznacznie wskazują, że współczesna nauka nie jest w stanie stwierdzić, w jaki sposób powstał obraz i skąd pochodzą te tajemnicze kolory, które sprawiają, że obraz Świętego Oblicza fascynuje swoim pięknem i promieniuje życiem.

[ibimage==15678==400naszerokosc==Oryginalny==self==null]

Kiedy na Chustę pada światło, wizerunek mężczyzny znika, a tkanina robi się nagle przezroczysta.



Piotr Wojcieszek, polski wydawca książki Paula Badde „Boskie Oblicze”, powiedział, że kiedy kontemplował twarzą w twarz oblicze z Chusty, czuł się, jakby patrzył w oczy żyjącego człowieka, a nie w martwy obraz. Za każdym razem, gdy przychodził przed wizerunek, miał wrażenie, jakby patrzył na inną twarz. Choć Wojcieszek ma setki zdjęć Chusty, to podkreśla, że żadna z nich nie oddaje nawet w części tego, co widział na własne oczy.



Potwierdza to Paul Badde, który zauważa, że o ile Całun Turyński na fotografiach zyskuje, o tyle Chusta z Manoppello na nich traci. Jego zdaniem, dzieła malarskie starych mistrzów są bardziej wierne oryginałowi niż zdjęcia, które spłaszczają obraz. Ten ostatni mieni się bowiem niczym tęcza i łączy w sobie niemożliwe do pogodzenia cechy hologramu, fotografii, malowidła i rysunku. Badde zwraca uwagę, że 10 osób stojących przed Chustą z Manoppello zawsze widzi 10 różnych wizerunków – w zależności od kąta, pod jakim patrzą. Kiedy na Chustę pada światło, wizerunek mężczyzny znika, a tkanina robi się nagle przezroczysta.



W tym niezwykłym wizerunku twarzy są pewne właściwości obrazu, fotografii, hologramu – ale nie jest to ani obraz, ani fotografia, ani hologram. Cienie na portrecie są subtelniejsze, niż potrafiliby je namalować najwięksi geniusze malarstwa. Odbicie twarzy wykazuje wiele niewytłumaczalnych zjawisk, które sprawiają, że nauka stoi przed wielką tajemnicą.

Co na to Jezus…

W dziesiątym tomie prywatnych objawień włoskiej mistyczki Marii Valtorty (wszystkie jej pisma zostały wydane drukiem na polecenie papieża Piusa XII) 22 lutego 1942 r. zostały zapisane następujące słowa, które powiedział jej Jezus:

Jezus Chrystus napisał:

Chusta Weroniki jest bodźcem dla waszych sceptycznych dusz. Wy, racjonaliści, oziębli, chwiejący się w wierze, którzy przeprowadzacie bezduszne badania, porównajcie odbicie twarzy na Chuście z odbiciem na Całunie. To pierwsze jest Twarzą Żyjącego, to drugie Zmarłego. Jednak długość, szerokość, cechy somatyczne, kształt, charakterystyka są takie same. Nałóżcie na siebie te dwa odbicia. Zobaczycie, że sobie odpowiadają. To Ja jestem. Pragnę przypomnieć wam, kim byłem i kim się stałem z miłości do was. Byście się nie zagubili, nie stali się ślepymi, powinny wam wystarczyć te dwa odbicia, aby doprowadzić was do miłości, do nawrócenia, do Boga.
[ibimage==15679==400naszerokosc==Oryginalny==self==null]

Przezroczysta folia z Obliczem z Całunu Turyńskiego nałożona przez siostrę Blandinę Paschalis Schlömer na Całun z Manoppello (tak zwana "suprapozycja", 16 lipca 2005). Eksperyment dowodzi, że nałożone na siebie obrazy przedstawiają tę samą Osobę. Świadczy o tym zgodność wszystkich proporcji, nawet ran.



W myśl wskazówki samego Jezusa, osobiście postanowiłem to sprawdzić. Do tego celu posłużyłem się zdjęciami o całkiem wysokiej rozdzielczości Całunu Turyńskiego i Welonu z Manoppello, które znalazłem w necie. Przy okazji zrobiłem krótki filmik w programie Moho. Zadziwiające jest, że z dopasowaniem tych dwóch obrazów do siebie nie miałem najmniejszych problemów, mimo iż pochodzą z różnych źródeł, a pasują do siebie idealnie! Począwszy od kształtu czaszki, wysokości czoła, położenia oczu, długości i szerokości nosa aż po usta, a nawet rysy twarzy, które perfekcyjnie pokrywają się na obu obrazach.  Wniosek jest taki, że te dwa obrazy przedstawiają tę samą Osobę!

Dołączona grafika

Szkoda, że taka marna jakość wyszła na YouTube... =|



Nałożenie (superpozycja) folii z obrazem Twarzy z Manoppello na Twarz z Całunu jest graficzno-matematycznym dowodem na to, że mamy do czynienia z tą samą Osobą. Z naukowego punktu widzenia nie ma żadnych wątpliwości, że obydwa oblicza – z Całunu i z Manoppello – w 100% odpowiadają sobie w strukturze i wymiarach. Zgodność jest tak wyjątkowa, że trzeba tu mówić o matematycznym dowodzie.



I jeszcze moja interpretacja graficzna. Bez problemu udało mi się te dwa obrazy dopasować do siebie, ograniczając swoje manipulacje niemal wyłącznie do zmiany rozmiaru, trybu mieszania warstw i kadrowania.

[ibimage==15680==400naszerokosc==Oryginalny==self==null]

Wizerunek martwego ciała na Całunie Turyńskim i Boskie Oblicze z Manoppello są niewątpliwie największymi cudami na świecie. Z naukowego punktu widzenia wizerunki te nie miały prawa zaistnieć. W całym świecie nie ma takiego obrazu, który swymi właściwościami mógłby chociażby w minimalnym stopniu równać się z tymi dwoma.

 

 

0
0

Dodaj komentarz

Treść tego pola jest prywatna i nie będzie udostępniana publicznie.
loading...