Bliskie spotkanie z UFO w Emilcinie - sprawą zainteresowały się PRLowskie służby specjalne
Image

W nocy z 9 na 10 maja 1978 roku w niewielkiej miejscowości Emilcin na Lubelszczyźnie doszło do jednego z najbardziej intrygujących przypadków bliskiego kontaktu z UFO w historii polskiej ufologii. Wydarzenie to było wyjątkowe nie tylko ze względu na szczegółową relację świadka, ale przede wszystkim z powodu bezprecedensowego zaangażowania służb specjalnych PRL w jego zbadanie.
Jan Wolski, 71-letni rolnik, wracał swoim konnym wozem z porannej wyprawy do lasu, gdy zauważył dwie dziwne postacie idące poboczem drogi. Jak później zeznał śledczym, istoty miały około 140 cm wzrostu, zielonkawą skórę i byli ubrani w jednoczęściowe, ciemne kombinezony. Najbardziej charakterystycznym elementem ich wyglądu były błoniaste płetwy zamiast dłoni.
To, co nastąpiło później, przeszło do historii polskiej ufologii. Istoty, używając dziwnych, skaczących ruchów, wskoczyły na wóz Wolskiego. Komunikowały się między sobą przy pomocy dziwnych, świergoczących dźwięków. Następnie, według relacji rolnika, pokierowały go wraz z wozem w stronę polany, gdzie unosił się duży, biało-metaliczny obiekt.
Szczególnie interesujący jest opis pojazdu, który Wolski przedstawił z niezwykłą dokładnością. Według jego relacji, obiekt unosił się około 5 metrów nad ziemią i miał kształt przypominający "dwa talerze odwrócone do siebie". Na jego powierzchni widoczne były charakterystyczne wypustki czy "żebra". Wewnątrz znajdowała się przestrzeń opisywana przez świadka jako "jasna i sterylnie czysta", z czymś przypominającym ławki czy platformy wzdłuż ścian.
Image

Co wyróżnia przypadek z Emilcina, to szybka reakcja władz. Już następnego dnia na miejsce przybyli funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa oraz wojskowi specjaliści. Przeprowadzono szczegółowe badania terenu, pobrano próbki gleby i przeprowadzono wielogodzinne przesłuchania świadka. Co więcej, Wolski został poddany badaniom medycznym i psychologicznym w lubelskim szpitalu wojskowym.
Dokumenty odtajnione po latach ujawniły, że władze PRL potraktowały sprawę niezwykle poważnie. Powołano specjalną grupę badawczą, która przez kilka miesięcy analizowała wszystkie aspekty zdarzenia. W raporcie końcowym wykluczono możliwość mistyfikacji - Wolski został uznany za wiarygodnego świadka, a jego relacja za spójną i niemożliwą do wytłumaczenia znanymi zjawiskami.
Intrygującym aspektem sprawy były fizyczne ślady znalezione na miejscu zdarzenia. Badania wykazały nietypowe zmiany w strukturze gleby w miejscu domniemanego zawisu obiektu, a także podwyższony poziom promieniowania. Co więcej, w promieniu kilkudziesięciu metrów od miejsca lądowania zaobserwowano masowe usychanie młodych drzew i krzewów.
Image

Mieszkańcy okolicznych wiosek potwierdzili, że w noc zdarzenia obserwowali dziwne światła nad lasem oraz słyszeli nietypowe dźwięki. Kilku świadków niezależnie opisało "brzęczący" odgłos przypominający pracę transformatora elektrycznego, który miał być słyszalny przez kilka godzin.
Sam Wolski przez kolejne lata konsekwentnie podtrzymywał swoją relację, nie szukając rozgłosu ani korzyści finansowych. Co ciekawe, do końca życia twierdził, że istoty, które spotkał, zachowywały się przyjaźnie i wydawały się bardziej zainteresowane badaniem niż straszeniem czy krzywdzeniem go.
Przypadek z Emilcina pozostaje jednym z najlepiej udokumentowanych spotkań z UFO w historii Polski. Dziś w miejscu zdarzenia stoi niewielki pomnik upamiętniający to niezwykłe spotkanie - jest to prawdopodobnie jedyny w Europie oficjalny monument poświęcony kontaktowi z istotami pozaziemskimi.
Do dziś wielu badaczy powraca do tej sprawy, analizując szczegóły relacji Wolskiego i dokumenty służb specjalnych. Przypadek ten pozostaje fascynującym przykładem tego, jak w czasach PRL oficjalne instytucje państwowe podchodziły do zjawiska UFO z zaskakującą powagą i profesjonalizmem.
- Dodaj komentarz
- 511 odsłon