Neurolog z Wielkiej Brytanii twierdzi, że rozwiązał zagadkę śmierci Jezusa

Kategorie: 

Źródło: 123rf.com

Wielebny Patrick Pullicino, niegdyś konsultant neurolog w Wielkiej Brytanii, dokładnie przestudiował ślady ciała Jezusa Chrystusa, rzekomo pozostawione przez niego na Całunie Turyńskim, i na tej podstawie opracował nową teorię jego śmierci. Według londyńskiego profesora, który napisał artykuł naukowy na ten temat w Catholic Medical Quarterly, Jezus zmarł nie z powodu samego ukrzyżowania, ale z powodu śmiertelnego krwawienia spowodowanego zwichniętym ramieniem podczas noszenia ciężkiego krzyża, pisze The Telegraph.

 

Biblia mówi, że Jezus upadł po drodze, niosąc krzyż do ukrzyżowania na Golgocie. Ponadto pod koniec ukrzyżowania rzymski żołnierz przebił bok Jezusa włócznią, co spowodowało wytryśnięcie krwi i wody. Pullicino zwrócił uwagę na to, że ramię zmarłego odciśnięto na Całunie Turyńskim, czyli na lnianej tkaninie z negatywem przedstawiającym osobę, która według niektórych badaczy przedstawia Jezusa z Nazaretu i jest jego pochówkiem całun, wysunął się z worka stawowego tak bardzo, że jego prawa ręka znajduje się 10 cm poniżej lewej.

 

Pullicino twierdzi, że tak poważny uraz barku, który odbijał całun, nieuchronnie doprowadził do pęknięcia tętnicy podobojczykowej - dużej sparowanej tętnicy zlokalizowanej w klatce piersiowej i dostarczającej krew nie tylko do niej, ale także do całej górnej obręczy barkowej, jak również do głowy i szyji. Wszystko to powinno doprowadzić do obfitego krwawienia wewnętrznego, zapaści układu krążenia i ostatecznie do śmierci.

 

Tak poważne zwichnięcie barku Jezusa było najprawdopodobniej wynikiem tego, że podczas jednego z upadków jego ramię było mocno ściśnięte krzyżem w kształcie litery T. W wyniku późniejszego pęknięcia aorty do jamy między klatką piersiową a płucem wlało się około trzech litrów krwi, co tłumaczy, dlaczego Jezus obficie krwawił, gdy setnik przebił jego bok włócznią.

 

Przeniesienie ciężaru ukrzyżowanego ciała na ramiona prawdopodobnie spowodowało z każdym oddechem dalsze rozciąganie prawej tętnicy podobojczykowej. To powodowało, że ślizgała się po powierzchni żebra w jego dolnej części, cały czas ulegając tarciu, aż w końcu, po trzech godzinach ukrzyżowania, ściany tętnicy uległy zużyciu i osłabieniu do tego stopnia, że po prostu pękły a następnie nastąpiło obfite krwawienie.

 

Jeśli chodzi o „wodę”, która wylewała się z Jezusa, według księdza profesora był to przeźroczysty płyn mózgowo-rdzeniowy, który przeciekał do górnych płuc ukrzyżowanego. Innym argumentem przemawiającym za nową teorią jest dobrze znane biblijne twierdzenie, że nogi Jezusa pozostały nienaruszone, chociaż zwykle były łamane na końcu przez tych, którzy zostali ukrzyżowani, aby w ten sposób przyspieszyć śmierć. Gdy rzymski żołnierz chciał zrobić to z Jezusem, okazało się, że ukrzyżowany już umarł, więc jego nogi pozostały nienaruszone.

Jednak autentyczność Całunu, na którym opierają się wnioski Pullicino, nie jest powszechnie akceptowana. Wiadomo jedynie, że był przechowywany w Turynie od 1578 roku, a w latach 80. został poddany analizie radiowęglowej, która wykazała, że ​​artefakt ten powstał prawdopodobnie w późnym średniowieczu, między 1260 a 1390 rokiem. Twierdzenie to zostało zakwestionowane przez niektóre późniejsze badania, które datowały Całun Turyński na czasy Jezusa Chrystusa.

Ocena: 

1
Średnio: 1 (1 vote)
loading...

Komentarze

Portret użytkownika jaa

Zasadniczo, skoro materiał

Zasadniczo, skoro materiał jest z innego stulecia to jest to główny dowód na to, że nie miał nic wspólnego z Jezusem uważanym za Chrystusa. Jednak coś na nim jest. Jest zarys postaci albo pomnika, chyba z alabastru. Było coś o tym w telewizji. Jeżeli odbicie pomnika to wyrzeźbionego raczej w celu uczczenia ukrzyżowania Jezusa. Możliwe też, że, tak, jak w Filipinach jest tradycja krzyżowania się, taka tradycja była już w latach największego boomu na Chrześcijaństwo, na naśladowanie męczeństwa. Nawet na naśladowania aż do śmierci. Takich zdarzeń na pewno można by naliczyć w historii co najmniej z kilkadziesiąt. Nie jest wykluczone, że ktoś taki został też okryty takim materiałem, jak było w podaniach o Jezusie - może na zasadzie przekonania, że też zmartwychwstanie, albo, że przybędą po niego jacyś aniołowie. Trzeba pamiętać, że wtedy główny przekaz to był przekaz ustny. I, to nie na zasadzie suchej relacji, ale relacji pełnej przekonania, wzniosłości, emocji i tym podobnych wzmacniaczy przekazu. Na wielu ludziach musiał robić kolosalne wrażenie. Nawet powodować zmiany światopoglądowe. Nie znam się na antycznych rzeźbach, ale może ktoś wie czy były jakieś posągi przedstawiające kogoś z tak obniżonym ramieniem. Możliwe, że z jakimś wieńcem na głowie. Bo, równie dobrze mógł to być posąg przedstawiający kogoś innego. Co do tego, że przekazy mówią o tym, że Jezus miał takie objawy to nie ma pewności. Nie wiemy raczej nic o przekazach bezpośrednich. Pewnie dlatego, że ich nie było. Bo niby kto miał je zapisywać i rozpowszechniać? Kobiety? Ktoś, komu one coś opowiedziały? Wtedy zdanie kobiet nie było brane pod uwagę. Wszystkie te opisy są prawdopodobnie z późniejszych lat. I, to sporo późniejszych. Pewnie z lat gdy kult Jezusa był już na tyle rozpropagowany, że funkcjonował kształt różnych wcześniejszych legend, o innych bohaterach walczących w obronie "uciśnionych". Już samo to, że pism opisujących "przygody" Jezusa było dużo więcej. I, że w zasadzie wszystkie inne były niszczone jako "fałszywki". Pewnie było sporo takich właśnie, ale to nie dowód, że te, które są, takimi nie były. Jakby na to nie patrzeć ludzie nie mają bladego pojęcia co naprawdę działo się wtedy w okolicach Jerozolimy. A, gdyby nawet było właśnie tak to też nie jest dowód na to, że zdarzenie dotyczyło kogoś więcej niż samych mieszkańców tamtej okolicy. A, że się rozwinęło? To dość oczywiste, że musiało. Na przestrzeni lat korzyści związane z byciem wyznawcą zaczynały przewyższać straty. Ci, którzy ponieśli straty najczęściej ginęli. Później przychodził czas korzyści więc tak jak zawsze, gdy jest okazja wziąć coś korzystnego to prawie każdy będzie gotów oddać duszę za korzyści. Do tego dochodziło też zwyczajne konkurowanie różnych, najczęściej przeciwnych obozów, władców. Którzy, promując wyznawaną przez siebie formę tak zwanej boskości tym samym wspierali jej rozwój i znaczenie. Oczywiście, im dalej od źródła tym więcej przeinaczeń i tym więcej akcentów na korzystne w danym regionie i wdanym okresie cechy. Nawet w ciągu ostatnich stu lat nastąpiło tak dużo zmian akcentów, że choćby po tym można wysnuć wnioski, że w ciągu wielu stuleci mogło zmienić się o wiele więcej. I, to wielokrotnie.

Portret użytkownika Homo sapiens

Ten naukowiec powinien

Męka Chrystusa była straszna, potworna, jednak ten naukowiec powinien również napisać co się stało w momencie kiedy Jezus został zabrany do nieba. Jezus po śmierci ciała fzycznego udał się duchowo duszą do innego wymiaru, ale ostatecznie i tak zabrał ze sobą swoje ciało "ziemskie" przemienione... 

Pismo Święte pokazuje dobitnie, że Chrystus wstąpił do Nieba ze swoim fizycznym ciałem, ciałem, na którym znajdowały się ślady męki, które po Zmartwychwstaniu pokazał apostołowi Tomaszowi, domagającemu się dowodu Jego powstania z martwych.

Jest to więc wyraźna sugestia, że pod koniec czasów zmartwychwstaniemy również z naszymi ciałami. Podobnie jednak jak ciało Chrystusa po Zmartwychwstaniu, będą to ciała przemienione.

Antypapież Franciszek BerGOG-lio poświęcił Rosję istotom UFO płodności w ramach loży sankt gallen !!

https://www.youtube.com/watch?v=qYmYTpbXvIc

„Uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu” (Dz 1, 9), Biblia dodaje, że oszołomionym i wpatrującym się w obłoki apostołom ukazali się „dwaj mężowie w białych szatach” i zapewnili: „Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba” (Dz 1, 11). Byli to niebiańscy ludzie, albo inteligencje ponadświatowe..., nazywane przez ufologów UFO istotami.

Los dał ludziom odwagę znoszenia cierpień.-Rzeczą człowieka jest walczyć, a rzeczą nieba – dać zwycięstwo.

Portret użytkownika Tik tak

Kiedyś w czasach prl-u były

Kiedyś w czasach prl-u były ciekawe audycje i  słuchowiska w pr 2 radia. W jednej z nich pamiętam że jakiś ksiądz lub jakis duchowny wypowiadał się, że nie było jako takiej jednej "Marii Magdaleny" tylko były 2 rodzone siostry w podobnym wieku, starsza Magdalena i niewiele młodsza Maria. Niestety rodzice tych dziewcząt odeszli jak były małe i jacyś bezdzietni ludzie zaadoptowali je. Magdalena byla bardzo pracowita i zbierała sobie na posag. Maria z kolei miała być taka młodocianą  towarzyszką męzczyzn juz od najmłodszych lat. (Jesli to bylo prawdziwe to ktos ja musial bardzo skrzywdzic w dziecinstwie) Przysposobieni rodzice  widząc to postanowili aby Maria wyprowadziła się od nich. Maria zamieszkała z Jezusem ale odwiedzali Magdalenę..ale ponoc Magdalena trochę się wstydziła Jezusa bo on miał bardzo radykalnie poglądy jak na owe czasy, był wielkim dziwakiem (min. jak nas uczono walczył o to aby mężowie nie odsyłali swoich żon ich rodzinom z błahych powodów lecz zostawiali sobie oni majątki tych żon). Jak Magdalena miała ok 12 lat to wtedy Jezusa mieli ukrzyżować to zaczęła krzyczeć do tłumu  "ludzie co wy robicie?". Magdalena została ukamienowana przez tłum i zginęła jako pierwsza przed Jezusem.  Na Marię mówiono wówczas  "Maria od Magdaleny " a potem zatarło się to w czasie i powtarzano potem Maria-Magdalena. 

Skomentuj