Nowe znalezisko może pomóc wyjaśnić zagadkę Przełęczy Diatłowa

Image

Źródło: Public Domain

Tragedia na Przełęczy Diatłowa to jedna z największych zagadek XX wieku. Dziś, prawie sześćdziesiąt lat później, nikt nie ma pojęcia co tak naprawdę stało się z dziewięcioma osobami, które straciły życie podczas wędrówki po północnych górach Ural. Nie chodzi jednak o to, że nie ma żadnych teorii, a raczej, że jak dotąd żadna z nich nie została oficjalnie potwierdzona. Choć niewykluczone iż całkiem niedawno odnaleziono dowód, który może wesprzeć jedną z nich.

Dla tych którzy nie słyszeli jeszcze o historii przełęczy Diatłowa, szybkie wprowadzenie. W ostatnich dniach stycznia 1959 r. grupa dziesięciu studentów Uralskiego Uniwersytetu Federalnego (ośmiu mężczyzn i dwwie kobiety), rozpoczęła podróż przez góry Ural, aby zbadać szczyt Otorten. Przewodnikiem ekipy został 23-letni Igor Diatłow od którego to wzięła się nazwa samej ekspedycji. Grupa przybyła do pobliskiej wioski Wiżaj,leżącej u stóp gór. Wówczas, jeden z uczestników wyprawy Jurij Judin, musiał zrezygnować z dalszej podróży z powodu choroby.

Image

Reszta grupy kontynuowała marsz i założyła obóz na zboczu góry Chołatczachl, aby spędzić na niej noc. Od 28 stycznia nie wiadomo nic o dalszych losach ekspedycji. Ze względu na brak jakichkolwiek wiadomości od ekipy, 20 lutego, rozpoczęto poszukiwania a już w sześć dni później odnaleziono porzucony i uszkodzony namiot na zboczu góry. Wygląd obozowiska mocno zaskoczył ekipę ratunkową. Michaił Szarawin, student który odnalazł namiot, powiedział:

„Namiot był rozdarty na pół i pokryty śniegiem. W środku nie znalazłem nic oprócz rzeczy i butów członków ekipy.”.

Śledczy stwierdzili potem, że namiot został rozcięty od środka. Nieopodal namiotu, obok leżącej w pobliżu sosny grupa poszukiwawcza odnalazła pierwsze dwa ciała. Były półnagie i pokryte cienką warstwą śniegu. Ich dłonie były pokaleczone, jakby próbowali wspiąć się na drzewo.

Image

W pobliżu znajdowały się jeszcze trzy ciała, w tym ich przewodnik Igor Dyatłow, który nie posiadał żadnych widocznych ran. Jego zwłoki były jednak ułożone w sposób, który świadczył o tym, że próbował powrócić do obozu. Dwa miesiące później odnaleziono ciała pozostałej części grupy. Mieli oni złamane żebra i wgniecione czaszki. Ponadto, jedna ze zmarłych, Ludmiła Dubinina, była pozbawiona języka i oczu. Zdaniem śledczych, przyczyna jej śmierci, pozostaje nieznana.

Image

Eksperci stwierdzili, że ubrania ekspedycji wykazały wyraźne ślady promieniotwórczości, a ich skóra miała dziwny brązowy kolor. Tajemniczość zjawiska potęguje fakt, że inna grupa podróżników przebywająca nieopodal miejsca tragedii, poinformowała śledczych o tym, że tej samej feralnej nocy widziała dziwne światła nad okolicą. Ponadto zostały one zauważone przez jeszcze inną grupę turystów (około 50 kilometrów na południe od zdarzenia).

Image

Dziwne pomarańczowe kule na niebie zobserwowano również w Iwdelu i w jego okolicach w okresie od lutego do marca 1959 r. przez różnych niezależnych świadków (w tym członków służb meteorologicznych i wojskowych). To właśnie stąd wzięła się teoria zgodnie z którą zdarzenia z przełęczy Diatłowa mogły być związane ze zjawiskiem UFO. Do dziś, zdarzenia z przełęczy pozostają niejasne i nikt nie jest w stanie powiedzieć, co tak naprawdę stało się ze studentami. 

 

Oficjalne doniesienia mówią, że sześć ofiar zmarło z powodu hipotermii, podczas gdy inne przejawiały oznaki urazu fizycznego. Zdaniem ekspertów, trzech członków grupy doznało śmiertelnych obrażeń: Thibeaux-Brignolle miał uszkodzoną czaszkę, a Dubinina i Zołotariow miały rozległe obrażenia klatki piersiowej. Zdaniem dr Borysa Vozrozhdena siła potrzebna do spowodowania takiego urazu jest porównywalna jedynie do energii uderzenia w wypadku samochodowym.

Image

Przez długie lata pojawiło się wiele teorii, które w ten czy inny sposób miały wyjaśnić zdarzenia z tamtych dni. Niektórzy sądzili, że podróżnicy mogli paść ofiarą ataku okolicznego ludu Mansów. Jeszcze inny dopatrywali się tam oddziaływania istot pozaziemskich a nawet legendarnego Menka czyli czegoś w rodzaju syberyjskiego Yeti. Najbardziej przyziemna teoria zakładała iż powodem dla śmierci członków ekspedycji był fakt iż na własne oczy widzieli oni tajny rosyjski projekt wojskowy. Ta wersja, zakłada że to rosyjscy żołnieże zaatakowali turystów i usiłowali zrzucić winę za atak na miejscowe plemie Mansów. 

 

W tym kontekście, szczególnie ciekawie jawi się ogłoszone niedawno odkrycie zgodnie z którym turysta podróżujący po przełęczy natrafił na potencjalny dowód w tej sprawie. Z chwilą pisania tego teksty co najmniej kilka zagranicznych portali zaczęło rozpisywać się na temat znaleziska z 2008 roku. Rzekomo, ten metalowy fragment ma przypominać tworzywa, z których wykonywano pierwsze projekty pocisków rakietowych. Co w konsekwencji, stawiałoby hipotezę z udziałem armii w zupełnie nowym świetle.

Image

Oznaczałoby to, że zarówno światła widziane na niebie przez oddaloną grupę turystów jak i wojskowe akta wskazujące na odbywane w tej okolicy ćwiczenia mogły odnosić się do nieudanej próby wykorzystania rakiety dalekiego zasięgu, która zakończyła się spektakularnym fiaskiem. Należałoby jednak nadmienić iż cała historia tego odkrycia jest owiana mgłą tajemnicy. Wiadomo jedynie tyle iż fragment metalowej blachy znajdował się w posiadaniu anonimowego mężczyzny, który dopiero niedawno zdołał przekazać go Fundacji na rzecz Pamięci o grupie Diatłowa, która następnie przekazała próbki tego metalu do dalszej analizy.

Krążące obecnie teorie zakładają, że fragment metalu przypomina część rakiety międzykontynentalnej UR-100. Czy nadlatująca w okolicę obozu rakieta dalekiego zasięgu byłaby wystarczającym powodem, aby w środku nocy uciekać z namiotu? Niewątpliwie brzmi to sensownie z tym że jak wyjaśnić inne obrażenia członków ekspedycji? No chyba, że sowieckie wojsko zadecydowało aby zatuszować swoje niepowodzenie w dość niekonwencjonalny sposób. Tak czy inaczej, na wszelkie odpowiedzi na ten temat musimy poczekać przynajmniej do czasu, gdy próbki metalu zostaną przeanalizowane w laboratorium.

 

Ocena:
Brak ocen

Dodane przez cezarooooooo (niezweryfikowany) w odpowiedzi na

‘Przy 33°C pojawia się apatia i otępienie. Przy tej temperaturze zwykle organizm jest na tyle wychłodzony, że przestaje już odczuwać zimno. Pojawiają się zaburzenia zmysłów. Niektórzy alpiniści, których odratowano, opowiadali, że oprócz słuchowych i wzrokowych omamów najczęściej doznajemy upragnionych stanów - w tym wypadku ciepła. Czasami wrażenie jest tak silne, że ludziom wydaje się, że skóra wręcz płonie i zdejumują ubranie’.

https://www.fakt.pl/wydarzenia/polska/jak-wyglada-smierc-na-mrozie-jak-…

‘(..) Przy dalszym spadku temperatury głębokiej ciała do wartości 32-28°C możemy mówić o hipotermii umiarkowanej. Charakteryzuje się ona spadkiem tempa metabolizmu, a co za tym idzie – zahamowaniem drżeń mięśniowych, spadkiem częstości oddechów, spadkiem częstości akcji serca (bradykardia), wzrostem ryzyka wystąpienia zaburzeń rytmu serca. Poszkodowany może mieć halucynacje, zachowywać się nieracjonalnie, występuje u niego poszerzenie źrenic oraz pogorszenie stanu świadomości, do utraty przytomności włącznie’.

https://www.ppoz.pl/ratownictwo-i-ochrona-ludnosci/627-hipotermia

Jakub Jankowski o regatach Sydney-Hobart : ‘Akurat wtedy nie miałem. Moja wachta w tym sztormie się skończyła, a nie zmienia mnie drugi załogant. Schodzę pod pokład go obudzić i patrzę, a on leży zielony, wykończony, absolutnie nie ma siły. Powiedziałem mu "Dobra, robię Twoją wachtę za Ciebie, ale następną robisz za mnie". Ledwo zdołał kiwnąć głową. Wyszedłem z powrotem na drugą i na koniec dopadała mnie już hipotermia - nie mogłem złapać oddechu, zaczynałem mieć halucynacje, byłem już przy limicie’. 

http://www.tvn24.pl

 

0
0

Polecam stronę diatlow.pl i przeczytanie dokumentów ze śledztwa. Tam nie było żadnej lawiny. Trudno wytłumaczyć oparzenia górnych dróg oddechowych u ofiar. Ma ktos jakiś pomyłs?

0
0