Tajemnicza granica...śmierć.

Kategorie: 

http://pixabay.com

Życie bywa lżejsze, bądź cięższe, nie każdy go ma takim samym, jedni są bogaci i szczęśliwi inni biedni i nieszczęśliwi, ciężkie boje w dyskusjach na temat, dlaczego życie jest niesprawiedliwe, w zasadzie nic nie dają, każdy ma na ten temat swoje zdanie ale nikt nie zna odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak jest.

 

Życie, jakie by nie było zawsze dobiega do tajemniczej granicy...śmierci... Czym jest śmierć ? ...życie wydaje się niesprawiedliwe i podobnie jest ze śmiercią, umiera każdy, czy to bogaty czy biedny, jednak niestety nie wiemy kiedy ta śmierć przyjdzie bo może w każdej chwili.

 

W chwili śmierci, energia życia ulatuje bądź kończy się i ciało materialne staje się niezdatne do czegokolwiek, to ostatnie co człowiek po sobie zostawia na ziemi...ciało, które ulegnie rozkładowi...

 

A co się stało z tą energią która opuściła ciało?...różne religie mają na to różne wytłumaczenia, jednak to propaganda i chęć zwabienia coraz to większej liczby wyznawców...no bo przecież nikt zza tej granicy nie wrócił, to jak można głosić o nagrodach po śmierci ??? ja tego typu obietnice, traktuję jako zabezpieczenie przed reklamacją ...jeśli coś okaże się kłamstwem po śmierci...to i tak nikt kto nie żyje, nie będzie mógł tego powiedzieć żyjącym.

 

Opowieści tych którzy przeżyli śmierć kliniczną, w zasadzie nie są tropem...przecież fakt uznania ich zmarłymi poprzez brak oznak życia okazał się błędem lekarskim...czy ktoś wrócił do żywych, powiedzmy na to tydzień po śmierci ? Nie...nie wrócił śmierć kliniczna jest spowodowana anomalią organizmu, powodującą chwilowe zatrzymanie funkcji życiowych, ale przy sprawnym mózgu który doznaje „szoku” ...stąd halucynacje.

 

Energia której nie mamy po śmierci, albo mogła się skończyć...co jest niezbyt optymistyczne, bo świadczyło by to, że po śmierci nic nie ma...albo mogła jedynie uwolnić się od ciała fizycznego i przekroczyć ową granicę którą przekracza się tylko raz i w jedną stronę, ale materia nigdy nie minie tej granicy, stąd pozostawienie ciała tutaj.

 

Owa energia, może być zamknięta w ciele ludzkim za karę, przez stwórcę i być może cały czas szuka drogi ucieczki z tego więzienia...(wyjaśniało by to różną długość życia)

 

Z dnia na dzień życie się toczy i upływa, a my jesteśmy coraz bliżej tej śmierci, odchodzą ci których kochaliśmy i ci których nienawidzimy, co wtedy zrobić z uczuciami?

 

Kochać można na wieki i zapewne nie muszę tego tłumaczyć, ten kto przeżył miłość prawdziwą wie o czym mówię a kto nie przeżył i tak nie zrozumie...jeśli umiera ktoś kogo kochamy, kochajmy go nadal...nawet choćby mu to już nie było potrzebne...tak na wszelki wypadek, dla samego siebie i jeśli po śmierci coś jest, niech ta osoba wie że ją kochamy i czerpie pozytywną energię z tego uczucia.

 

A co jeśli umiera nasz oprawca, kat, sadysta ?...czy wybaczyć?...wybaczyć się nie da...natomiast nienawiść nie jest dobra dla nas samych, pogrąża nas...jeśli po śmierci coś jest, taki ktoś potrzebuje twojego wybaczenia...dasz mu go? Twoja wola...jednak możesz tylko zapomnieć...nie o tym co ci zrobił ale o nim...odetchnij, on już cię nie skrzywdzi, zostaw go samemu sobie, tak jak on kiedyś ciebie...niech nie idzie na łatwiznę, niech odpokutuje to co uczynił tobie lub innym, jego cierpienie dopiero się zaczyna, dopiero teraz dowie się co ty czułaś/czułeś …

 

Święto zmarłych zmusza do takich refleksji, wierzący i niewierzący odwiedzają swoich zmarłych krewnych na cmentarzach...czy świecenie świeczek ma sens ?...moim zdaniem ma...to taki symbol że pamiętamy...wystarczy jedna świeczka w ten jeden dzień a pamiętać można cały rok.

 

ps. artykuł napisany przez osobę z wątpliwościami co do wiary jaką głoszą religie, jeśli po przeczytaniu czujesz się czymś obrażony...opisz swój punkt widzenia, lub po prostu zapomnij.

 

 

Ocena: 

1
Średnio: 1 (1 vote)
loading...

Komentarze

Portret użytkownika Kazek12

Szczęście nie zależy od stanu

Szczęście nie zależy od stanu posiadania, bo ludzie bogaci i bardzo bogaci są bardzo nieszczęśliwi, choc ich na wszystko stać, nawet na nieograniczona władzę. A czy władza , to szczęście ?
Lekkośc lub ciężar życia zależny jest od nas samych, a nie od kogoś innego z zedwnątrz. To MY tworzymy nasze rzeczywistości. Jeżeli oddamy władzę nad soba innym, to wtedy musimy żyć jak nam pozwalają, a nie tak jak nas stać.
A czy obecnie nie oddalismy władzy nad  nami samymi elitrom, które  nie zamierzaja dbac o nasze bezpieczenstwo, dobrobyt, wychowanie naszych dzieci, bo te elity uzurpuja sobie władzę nad nami, gdy w rzeczywistości tej władzy nie maja i nigdy nie mieli, a to co sie dzieje, to tylko przyzwolenie nas samych.

Portret użytkownika Judyta

B@ronie, opowiem Ci prawdziwe

B@ronie, opowiem Ci prawdziwe zdarzenie, które świadczy o życiu naszych bliskich zmarłych, a przydarzyło się mojej babci, mamie i cioci. Przeczytaj uważnie.

Zacznę od początku. Od pierwszego września 1939 roku.
Tego dnia rano moja babcia z dwoma nastoletnimi córkami wracała do Warszawy z jednej z podhalańskich wsi, gdzie była na wakacjach u rodziny. Jednak zaczęło się bombardowanie i pociąg Zakopane – Warszawa, mając zbombardowane tory, przed Krakowem skręcił na wschód i przez Bochnię pojechał na Węgry. Jechało tym pociągiem mnóstwo wojska, więc pociąg był nieustannie bombardowany. Ciągle się zatrzymywał i wszyscy pasażerowie musieli uciekać w pole, gdy były ostrzały. W ten sposób moja rodzina została bez niczego, wszystkie bagaże, jakie mieli ze sobą, przepadły. Jakimś cudem udało się im dojechać na Węgry. Węgrzy żołnierzy polskich entuzjastycznie przyjęli, częstując zupą, która wyglądała jak nasza pomidorowa. Ciocia opowiadała to, jako jedno ze zdarzeń bardzo komicznych, bo żołnierze potem, chociaż bardzo głodni, ukradkiem wylewali tę zupę za pociąg, bo była tak paląca, że nie dało się jej zjeść.
Na Węgrzech początkowo ich losy potoczyły się nie najgorzej, bo dostali się do obozu dla uchodźców w Dunamoczu, gdzie ciocia i mama chodziły nawet do szkoły, a także miały pracę przy oczyszczaniu torów kolejowych i plewieniu papryki, co było bardzo ważne, bo przyjechały tam bez grosza przy duszy i tylko w tym, co miały na sobie. Gdyby nie świadomość, że nie mają żadnego kontaktu z bliskimi w Polsce, żyłoby się im całkiem znośnie.
Kłopoty zaczęły się dopiero pod koniec wojny, w styczniu 1945 roku, gdy Węgry były atakowane przez Rosjan. Kilometr lub dwa, od domu gdzie przebywały, rozciągał się front. Działania wojenne polegały na wzajemnym ostrzeliwaniu i codziennym bombardowaniu ufortyfikowanych Niemców przez rosyjskie samoloty. Wtedy już nie było szkoły, wszyscy siedzieli w domu i codziennie słuchali, jak bombowce nadlatywały i odlatywały. I nic się nie działo może przez dwa tygodnie.
Pewnej nocy, ciocia miała sen. Przyśnił się jej dziadek, czyli ojciec mojej babci, z którym przed samym wyjazdem z wakacji serdecznie się pożegnali.
Dziadek stanął w pokoju i pokazał ręką na wiszący na ścianie zegar. Była na nim godzina za pięć druga. Powiedział: „Zejdźcie na dół!”
Rano, gdy ciocia się obudziła, opowiedziała wszystkim swój sen. Później, popołudniu, gdy wszyscy usłyszeli nadlatujące samoloty, ciocia popatrzyła na zegar. Była godzina za dziesięć druga, więc zaczęła wszystkich namawiać, aby zeszli do schronu, który był w ogrodzie.
Do zejścia do schronu nie dali się namówić właściciel domu z żoną i Żydówka z dziećmi, która również tam mieszkała. Nie uwierzyli w sen i bali się przemarznąć, bo był srogi mróz, a dodatkowo wyśmiewali się z trzęsącej się ze strachu cioci, mówiąc: „Przecież tyle już razy samoloty przelatywały obok i nic się nie działo!”
Cioci udało się namówić do zejścia do bunkra swoją siostrę, mamę i narzeczonego. Zszedł także ksiądz staruszek Węgier. Wszyscy siedzieli w bunkrze trzęsąc się z zimna, a ksiądz staruszek cały czas odmawiał Różaniec. Nie minęło nawet 10 minut, kiedy wszyscy poczuli uderzenie bomby. Ziemia się zatrzęsła, zakołysała.
Gdy wyszli ze schronu, okazało się, że pół domu zostało zburzone, bomba trafiła w pokój, w którym mieszkali. Niemcom, mieszkającym w drugim pokoju nic się nie stało. Bojąc się rozsypania budynku, wyskakiwali przez okna.
Zginął właściciel domu, ciało jego wbite było w mur zewnętrzny, tak, że głowa była na zewnątrz budynku, żona jego zginęła od samego podmuchu, bez wyraźnych uszkodzeń ciała. Szczątki Żydówki i jej dzieci, były porozrzucane po całym sadzie, i wisiały na rosnących tam drzewach. Wszędzie było pełno porozsypywanego pierza.
Rodzina z sąsiedniego domu, która schroniła się w czasie tego nalotu w bunkrze cała zginęła, ponieważ bomba trafiła właśnie w schron, natomiast domu nie tknęła.
Moja mama chodziła wśród tego strasznego rumowiska jak błędna patrząc na nóżki i rączki czteroletnich dzieci pozawieszanych na drzewach. Znalazła wśród gruzów swój grzebień, w którym nie wyłamał się nawet jeden ząb. Wyprowadził ją stamtąd dopiero Niemiec, który objął ją wpół, przytulił i powiedział: „Nie trzeba patrzeć, nie trzeba.”
Gdy wrócili po wszystkich przejściach do Polski, okazało się, że dziadek, który się przyśnił cioci, wtedy już nie żył. Przyszedł z tamtego świata do swojej rodziny, aby ją ostrzec.
Gdy umierał zrobił testament, w którym podzielił majątek niesprawiedliwie, bo pominął córkę, która jak mu się wydawało zginęła z dziećmi w zawierusze wojennej. Widocznie po swojej śmierci zorientował się, że popełnił błąd i to jego przyjście z zaświatów było z pewnością wyrównaniem rachunków, wynagrodzeniem, na które pozwolił mu Miłosierny Bóg.
Nie żyłabym, gdyby wtedy zginęła moja mama, więc skoro żyję, to składam w tej chwili to świadectwo o obcowaniu Świętych, o tym, że mogą sobie wzajemnie pomagać, że mogą mieć wpływ na życie swoich bliskich.
 
Pozdrawiam Cię serdecznie B@ronie. Myślę, że kiedyś znajdziesz Tego, kogo szukasz.
 

Portret użytkownika b@ron

Judyta...ciekawa sprawa, w

Judyta...ciekawa sprawa, w tym opowiadaniu jest coś co zastanawia, dlaczego dziadek ostrzegł tylko twoją ciocię ? jak miałoby to działać? niby w każdej chwili zmarły może wejść w nasz sen i dać wskazówkę? dlaczego tylko dla wybranych? można by to było nazwać zbiegiem okoliczności, przecież nic dziwnego w tym że przed snem ciocia mogła myśleć o rodzinie w Polsce, a więc sen mógł być jakby kontynuacją rozmyślań...jednak jeśli wskazanie godziny jest prawdą, mogło to być faktycznie ostrzeżeniem.
Fakt faktem, istnieją sytuacje, które zmuszają do zastanowienia sie czy sen może mieć wpływ na przyszłe zdarzenia.

W DYSKUSJI WYRAŻAM WŁASNE POGLĄDY KTÓRE NIE MAJĄ NA CELU NIKOGO OBRAZIĆ ,TYM NIEMNIEJ OBRAŻALSKIM WSTĘP DO DYSKUSJI SUROWO ZABRONIONY !!!

Portret użytkownika Judyta

Nie wiem, B@ronie, dlaczego

Nie wiem, B@ronie, dlaczego dziadek ostrzegł akurat ciocię. Może dlatego, że ona w tym momencie była osobą najbardziej wierzącą z rodziny. Mówiła mi o tym, że bojąc się działań wojennych, najwięcej z całej rodziny zwracała się na modlitwie do Boga.
To było faktyczne ostrzeżenie. Ciocia opowiadała to wielokrotnie przy każdej okazji i zawsze tak samo. Nie było to wymyślone opowiadanie. Zresztą ludzie, którzy przeżyli wojnę, takich rzeczy raczej nie zmyślają.
Potwierdzały to opowiadanie także babcia i moja mama. One także opowiadały jak to od ich strony wyglądało, jak roztrzęsiona ciocia namawiała ich, by zeszły do schronu. I w tych trzech opowiadaniach nie było rozbieżności.
Nie wiem, B@ronie, dlaczego tylko niektórzy ludzie czegoś takiego doświadczają. Bóg jest niepojęty, nie ogarniemy Jego działania naszym rozumem.
Pozdrawiam.

Portret użytkownika Laura

b@ronie,każde święta są

b@ronie,każde święta są jarmarczne. Gdy spojrzymy na to zewnętrznie, to jest to oczywistość. Warto natomiast spojrzeć na to, co dla wielu oczywistością nie jest, czyli na jarmark wewnętrzny. Każde święta budzą całą gamę emocji, od euforii...przez nostalgię...do depresji. Każda emocja jest jak kurtyna zasłaniająca prawdę, uniemożliwiająca obiektywizm i rzeczywiste poznanie, czyli jest szkodliwa dla rozwoju świadomości człowieka. Jak może człowiek choćby zbliżyć się do wewnętrznej mądrości, czyli do mądrości serca, jeżeli jego serce jest targowiskiem? To przecież cisza serca daje możliwość poznania czegoś prawdziwego. Do tej ciszy można dojść uspokajając emocje, tonując całą swoją istotę. Może warto nie być już ani za, ani przeciw, ani nawet neutralnym ))) Ten czwarty stan musi być najprawdziwszy, bo budzi zaufanie fakt, że nawet nie potrafimy go zdefiniować.

Portret użytkownika Dżolka

Jakś czas temu rozmawiałam z

Jakś czas temu rozmawiałam z kimś baaardzo mocno stąpającym po Ziemi tzn nie uznawał żadnego istnienia po śmierci ani takich temató o duszy itp. Jak o tym rozmawialiśmy to dosłownie skręcał się ze śmiechu. Poprosiłam go wtedy o to, żeby po śmierci, jeśli odejdzie przede mną, żeby dał mi znać, że jednak miałam rację a on się mylił. Śmiejąc się zgodził się na to. Po kilku latach stało się. Odszedł. Przypomniałam sobie naszą rozmowę i powiedzialam tak ot sobie, w "powietrze" - teraz daj mi taki sygnał że mimo wszystko dalej jesteś, choć już poza ciałem, żeby była absolutnie na 10000% pewna, że to jest informacja tylko i wyłącznie od Ciebie. I... dostałam odpowiedź, taką, którą znałam tylko ja i on... Aż mnie samej było w to trudno uwierzyć mimo mojej w sumie wiary w takie sprawy. No ale żeby on sam w końcu jednak dał taki sygnał było dla mnie prawdziwym szokiem. Nie rozmawiam o tym, bo wiadomo jakie jest podejście. Paradoksalnie udowodnił mi to ktoś, kto zupełnie nie wierzył w takie "brednie o duszy". Jest też dla mnie bez znaczenia czy ktokolwiek w to uwierzy czy też nie.

W DYSKUSJI WYRAŻAM WŁASNE POGLĄDY KTÓRE NIE MAJĄ NA CELU NIKOGO OBRAZIĆ ,TYM NIEMNIEJ OBRAŻALSKIM WSTĘP DO DYSKUSJI SUROWO ZABRONIONY !!!

Portret użytkownika Juszka1980OGL

Śmierć hmmm skąd pomysł o

Śmierć hmmm skąd pomysł o utracie jakiejś energii? Dlaczego? 
Granica....smierć o co "kaman" bez sensu, czego granica nie dawno isałeś o życiu po życiu a tu jakieś granice no i gdzie ta tajemnica, coś się gubisz po trosze baronie. 
Nie dla mnie ten niby artykuł nie z mojej bajki jakiś taki o niczym. 

Strony

Skomentuj